Artykuły

Niejednoznaczna Noc

- Pisząc tekst kierujemy go do wyobraźni czytelnika, przekładając go na scenę trzeba operować zupełnie innymi środkami, które uruchamiają odmienne obszary wyobraźni i wrażliwości. Pracując jako reżyser w większości na swoich dramatach, traktuję te sztuki jako utwory innego autora. Mam do nich duży dystans, bez którego nie można byłoby reżyserować - mówi INGMAR VILLQIST, przed premierą "Nocy Helvera" w Teatrze Bagatela w Krakowie.

Rozmowa z autorem i reżyserem Ingmarem Villqistem:

Boi się pan totalitaryzmów?

- Każdy się boi. W każdym wymiarze; i tym historycznym i tym indywidualnym. Z totalitaryzmami mamy wciąż do czynienia. Niekoniecznie musi to być jakaś zbiorowość polityczna, mogą to być poczynania indywidualne; rodzinne totalitaryzmy, w lokalnych społecznościach, w miejscu pracy.

"Noc Helvera" miała premierę 12 lat temu. Powstała jeszcze wcześniej, teoretycznie nasz rodzimy, polski totalitaryzm skończył się 1989 roku a jednak sięgnął pan po ten temat, który wówczas w 1999 roku wydawał się, że już nas nie dotyczy.

- Bezpośrednio nas nie dotyczył ale proszę pamiętać, że dopiero co wtedy przebrzmiały echa wojny na Bałkanach; nacjonalizmy Serbski i Chorwacki był w pełnym rozkwicie. A i teraz przecież cała północna Afryka wrze, nie mówiąc o bliższej nam - nie tylko geograficznie - Ukrainie, gdzie odbywają się manifestacje ukraińskich nacjonalistów. Tak więc niby tego totalitaryzmu nie ma a przecież jest. Nie ma najmniejszego znaczenia czy mamy lata 30 ubiegłego wieku czy rok 2011.

Myśli pan, że z tego - między innymi - powodu takim zainteresowaniem cieszy się pana tekst na całym świecie.

- Pewnie tak. Silne mniejszości potrafią tak przekonywująco sączyć swoje ideologie, że robią z nich - wbrew zdrowemu rozsądkowi - ideologie wiodące, które uwodzą całe narody. Jak wiemy one następnie fatalnie odbijają się na historii poszczególnych krajów. Być może dlatego, że przestrzeń historyczna w jakiej dzieje się "Noc Helvera" jest zdecydowanie otwarta, ta jednoaktówka jest tłumaczona na tak wiele języków, i wystawiana w tak wielu krajach.

Mój dramat realizowały teatry na Białorusi, Ukrainie, Rosji ale także w Stanach Zjednoczonych, w których notabene widziałem jedną z ciekawszych inscenizacji "Nocy Helvera". Teatr w St Louise umieścił akcję mojego dramatu w getcie, a Karlę grała czarnoskóra aktorka. Ta inscenizacja została uznana za spektakl roku St Louise.

Każdy z reżyserów pracujących nad tym tekstem wybierał najbliższy jego kulturze oraz historii kontekst historyczny.

Pisząc "Noc Helvera" kilkanaście lat temu umiejscawiałem go w klimacie lat 30. dwudziestego wieku. Ale doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że przedstawiona historia jest tak uniwersalna, że może dziać się zawsze i wszędzie.

Poza poruszeniem ogólnych kwestii dotyczących najrozmaitszych odmian totalitaryzmów, siłą pańskiego tekstu jest dobrze skonstruowany dialog. Powtarzając opinię licznych, wcześniejszych krytyków pańskiej twórczości trzeba zwrócić uwagę na krótkie, a jednak pełne emocji wypowiedzi bohaterów, napisane w inny sposób niż sugerowałby pełen przymiotników, opisowo - barokowy język polski.

- Zanim zacząłem na dobre pisać dla teatru - trochę dla zabawy, trochę dla zabicia czasu - ćwiczyłem różne formy wypowiedzi konstruowane dialogami. Zapewne pomogło mi to wypracować język sceniczny, który sprawdza się na scenie. Niewątpliwie wartością tekstu dramaturgicznego jest sprawna konstrukcja dialogowa, w której musi się zawrzeć to wszystko, co zupełnie innymi środkami stylistycznymi uzyskuje się w prozie.

Czy reżyserowanie własnego tekstu zwiększa komfort pracy?

- Pracując jako reżyser prawie 12 lat w większości na swoich dramatach, traktuję te sztuki jako utwory innego autora. Mam do nich duży dystans, bez którego nie można byłoby reżyserować. Skracam je, przerabiam i zmieniam. Jeśli chce się przekładać język dramaturgiczny do teatru, to sam dramat trzeba traktować jak materiał do scenicznej pracy. Pisząc tekst kierujemy go do wyobraźni czytelnika, przekładając go na scenę trzeba operować zupełnie innymi środkami, które uruchamiają odmienne obszary wyobraźni i wrażliwości.

Do przedstawienia reżyserowanego na Scenie na Sarego wybrał pan dwójkę młodych aktorów. Inaczej niż w didaskaliach, które sugerują, że Karla jest starsza od Helvera.

- Zrobiłem to świadomie. Widziałem najrozmaitsze realizacje tej sztuki, której bohaterowie byli obsadzeni zgodnie z didaskaliami. Oglądałem także "Noc", w której Helver był starszy od Karli, pomyślałem więc, że ciekawa może być praca, kiedy bohaterowie są młodymi rówieśnikami. Ważne dla mnie było to by sprawdzić jak młodzi aktorzy poradzą sobie z tym tekstem. Jak młodzi artyści, kształtowani w zupełnie odmiennych warunkach i w innym niż ja kontekście kulturowym, będą podchodzić do problemów nie tylko tych dziejących się na zewnątrz ich bezpiecznego mieszkania ale także tych relacji, które istnieją pomiędzy nimi.

No i dochodzimy do kolejnego, ważnego wątku "Nocy Helvera" - niejednoznacznego związku pomiędzy Karlą a Helverem.

- Dobrze to zostało powiedziane: niejednoznacznego. Nie chcę tego związku nazywać wprost. Gęstość i dramaturgia tego przedstawienia polega - między innymi - na tym, że intrygującą i zagadkową a w rezultacie mroczną jest relacja pomiędzy dwójką bohaterów. Ni to opiekunka i jej podopieczny, ni to matka i syn, ni to kochankowie. A może są dla siebie wszystkimi tymi osobami?

W tym bardzo sugestywnym tekście udało się panu stworzyć niezwykłą plastykę przestrzeni emocjonalnej.

- Jeśli tak ta jednoaktówka jest odbierana, to osiągnąłem zamierzony cel. Ten tekst niesie wiele problemów i pułapek. Nogi podwijały się najznakomitszym realizatorem. Jak będzie tym razem? Zobaczymy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji