Artykuły

Warszawa. Nowy numer "Kontekstów"

Ukazał się nowy numer "Kontekstów", a w nim m.in.: Karol Modzelewski opowiada, jak z 20-letnim Jerzym Grotowskim w 1956 r. jak "wściekli" robili rewolucję, studium Julii Holewińskiej "Dom, kościół, ulica" o teatrze podziemnym lat 80.

Wśród czasopism, którym Instytut Książki odmówił w tym roku dotacji umożliwiającej ich istnienie, jest pismo jedyne w swoim rodzaju, niemieszczące się w żadnej ideologicznej opcji. To istniejące już 65 lat "Konteksty" (podtytuł: "Antropologia kultury-etnografia-sztuka"), założone przez historyka sztuki Aleksandra Jackowskiego, dziś kwartalnik redagowany przez Zbigniewa Benedyktowicza i młode pokolenie antropologów.

Antropolodzy to szczególna sekta. Mówią o antropologii, że jest nie tyle dziedziną nauki, co sposobem patrzenia na świat. Kiedyś kojarzono ją z etnograficznym opisem inności, egzotyki. Dziś, kiedy to, co odległe, staje się nieoczekiwanie swojskie, a to, co bliskie - egzotyczne, antropologia jest lustrem. Pokazując inność, pokazuje nam samych siebie.

Najnowszy 200-stronicowy numer "Kontekstów" nosi tytuł: "Pamięć PRL-u". Zaskakuje już sam dobór autorów, należących do tak różnych parafii, że trudno byłoby ich zgromadzić przy jednym stole. Tu jednak się spotkali: Tadeusz Konwicki i Marek Nowakowski, Karol Modzelewski i Andrzej Dobosz, Marcin Świetlicki i Ludwik Stomma, Krzysztof Bednarski, którego słynna rzeźba z lat 80. - wielka dłoń z "pacyfą" o uciętych palcach, zdobi okładkę i Antoni Kroh, który z Barbarą Magierową tworzy "Prywatny leksykon współczesnej polszczyzny", od PRL do dzisiaj - kolekcję słów, zwrotów, sloganów, dowcipów. Czytam hasła w rodzaju: "przyjęcie towaru", "talony na skarpetki", "prawdziwe pieniądze", "cenne dewizy", "dolce", "bezkartkowa kiełbasa" - zebrane pod tytułem "Żyć trzeba - czyli jak mieszkańcy miast radzili sobie w realiach PRL". Bareizm? Tropienie absurdów? Nie, to coś więcej: zapis twórczości.

Podoba mi się podejście kuratorki szwajcarskiej wystawy "Villa sovietica", eksponującej przedmioty codziennego użytku wydobyte z radzieckiej przeszłości. Ukazała je inaczej niż zwykle - bez pogardy, nie prześmiewczo. Alexandra Schuessler, która spędziła dzieciństwo na Słowacji, zauważa trafnie, że ubóstwo materialne tamtego życia "nie wywarło na nią traumatycznego wpływu", nie niszczyło indywidualności. Czy nie niszczy jej kapitalistyczna konsumpcja?

Konwicki opowiada, jak wydając w podziemiu jeden z pierwszych samizdatów, "Kompleks polski", ośmielał innych. PRL-owska kontestacja miała charakter poetycki. Na słynnym obrazie Jurry'ego Zielińskiego "Uśmiech czyli trzydzieści " z 1964 r. biało-czerwone usta zasznurowane są trzema iksami. Kojarzyło się to z emblematem XXX-lecia PRL, ale gdy się spojrzało na "iksy" jak na litery pisane cyrylicą, czytało się je jako "cha cha cha". Ryszard Woźniak: "Widok tych zasznurowanych ust sprawił, że domknął się w mojej głowie obraz rzeczywistości PRL, w której żyłem, której nie rozumiałem". Sztuka późnego PRL prowokowała podobne olśnienia w malarstwie, teatrze, kinie.

Ludwik Stomma w krótkim eseju "Dziwny, złożony świat" zauważa przekornie, że "partyjny beton i bohaterowie opozycji - to marginesy ówczesnej rzeczywistości. Między nimi kłębiło się najbardziej niespodziewane życie, w którym zmieścić się mógł i życzliwy esbek, i ksiądz-donosiciel".

"Nasza klasa jest jak rodzina" - powiedziała nauczycielka w podstawówce, do której w latach 50. chodził Leopold Lewin. Nie zdawał sobie wtedy sprawy, że w tej "rodzinie" były dzieci funkcjonariuszy bezpieki i syn siedzącego z wyrokiem śmierci generała. Jednak byli razem. "Wierzyłem wbrew logice, że odbudujemy wspaniały kraj, w którym panować będzie sprawiedliwość". Czy źle wtedy wierzył? Ja wierzyłem tak samo.

Karol Modzelewski opowiada, jak z 20-letnim Jerzym Grotowskim w 1956 r. jak "wściekli" robili rewolucję. Dziś przyznaje ironicznie, że powstrzymanie tamtej rewolucji przez Gomułkę w pewnym sensie "ocaliło im skórę" (mimo późniejszego uwięzienia Modzelewskiego). Ich życie zostało skierowane na inne tory: jeden stał się reformatorem teatru, drugi znalazł powołanie w nauce historii.

W studium Julii Holewińskiej "Dom, kościół, ulica" o teatrze podziemnym lat 80. śmieję się przy opisie występów teatru domowego. Aktorzy grali esbeków i zdarzyło się, że prawdziwi esbecy wkroczyli na scenę, ogłaszając: "niniejsze zgromadzenie jest nielegalne". Publiczność biła im brawo, myśląc, że to część przedstawienia. Dowiaduję się przy okazji, że tradycja teatrów domowych sięga u nas XIX w., gdy tajne występy odbywały się w mieszkaniu Elizy Orzeszkowej. Czytając historię niezależnych wydawnictw z lat 1977-89, dowiaduję się z kolei, że tradycja nielegalnych druków sięga w Polsce XVI w., gdy w czasach reformacji omijano cenzurę kościelną. Na koniec anegdota o paradoksalności PRL: w latach 60. nowo przyjęty pracownik Instytutu Sztuki Stanisław Mossakowski, dziś profesor, otrzymuje od swojego szefa Aleksandra Jackowskiego propozycję wstąpienia do partii. Odpowiada mu tak: "Moją rodzinę wymordowali bolszewicy, więc gdybym wstąpił, musiałbym sobie w gębę napluć". Kiedy chciano później Mossakowskiego wyrzucić z Instytutu, ten sam Jackowski obronił go. Po latach wypili bruderszaft. Usłyszał wtedy od partyjnego dyrektora: "Wiesz, tyś mi tak odpowiedział, że pomyślałem sobie: to musi być porządny człowiek...".

Czytam te "peerelowskie" "Konteksty" (następny numer ma być o Afryce) i myślę sobie: to jest porządne pismo. Nie pozwólmy mu zniknąć.

Nowe numery: Konteksty nr 4 (291)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji