Artykuły

Miłość i śmierć w paryskim kabarecie

"Traviata" w reż. Karoliny Sofulak w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Pisze Katarzyna Chmura w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Walorami gdańskiej "Traviaty" Verdiego są piękny śpiew i przemyślana reżyseria. W spektaklu jest też coś, co wzrusza. To śmierć, która w naszej kulturze jest ciągle tematem tabu.

"Traviata" Giuseppe Verdiego to jedna z najsłynniejszych oper. Spotykają się w niej w prostej linii miłość i śmierć. Wydaje się jednak, że historia w której ojciec staje na drodze miłości syna do artystki kabaretowej jest dziś mało aktualna.

Marek Weiss dość wiernie trzyma się tekstu, nie posługuje się partyturą do snucia własnych dygresji. Stara się wyłuskać maksimum z oryginału. Znajduje jednak w tej operze coś, co ciągle wzrusza i nie pozwala o sobie zapomnieć.

To motyw śmierci, który jest dziś w naszej kulturze tematem tabu. Jego właśnie eksplorują gdańscy realizatorzy: Marek Weiss (inscenizacja) oraz debiutantka Karolina Sofulak (reżyseria).

Violetta desperacko szuka ratunku i próbuje znaleźć stracony czas. Udaje, że nie boi się zbliżającej się śmierci. Aby zapomnieć, rzuca się w wir zabawy. Minimalistyczna scenografia autorstwa Hanny Szymczak w I i III akcie umiejscawia akcję w Paryżu na początku XX wieku. Scena stylizowana jest na wnętrze klubu nocnego: długa czerwona sofa, czerwone lampki, wyzywające stroje gości oraz wyświetlone motywy z wieży Eiffla. Drugi akt i czwarty akt rozgrywają się w szklarni, w której Violetta hoduje tulipany; symbolizują one jej uczucia.

Magiczną atmosferę miejsca budują spadające za szybami blade płatki śniegu. Gdy brakuje miłości Alfreda, Violetta, tak jak jej kwiaty, więdnie. Karolina Sofulak prowadzi postacie naturalnie i dość oszczędnie. Gestykulacja i ruch sceniczny pozbawiony ryzykownych zadań aktorskich pozwalają śpiewakom rozwinąć skrzydła.

Joanna Woś, w partiach zbiorowych pierwszego aktu, nieco rozedrgana i niepewna, w kolejnych staje u szczytu swoich możliwości. Artystka wykreowała niezwykle sugestywną i wzruszającą postać. Ukazując miłość i cierpienie skorzystała ze szlachetnych i subtelnych, a jednocześnie bardzo poruszających środków aktorskiej ekspresji. Jej głos zachwycał mocą, miękką barwą, niezwykłą lekkością i swobodą. Wspaniale wypadł jako Alfred Dariusz Stachura. Oczarował publiczność świetną techniką, wyśmienitym, nośnym i aksamitnym głosem oraz włoskim temperamentem. Słychać było, że partię Alfreda ma przemyślaną w najmniejszych detalach. Oboje triumfowali. Na słowa uznania zasługuje także niezawodny Leszek Skrla (Germont), a także pozostali soliści, m.in: Monika Fedyk-Klimaszewska (Flora), Ingrida Gapova (Annina), Ryszard Minkiewicz (Gaston), Zbigniew Macias (Baron), Łukasz Goliński (Markiz). Świetnie brzmiał chór oraz orkiestra (choć nie bez drobnych usterek - np. sporadycznie zdarzały się nie do końca synchroniczne wejścia tutti). Prowadzenie Jose Maria Florencio było stylowe i podkreślało dramatyczne walory partytury.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji