Artykuły

Jak nie gram, staję się "zamartwiaczem"

- Bywają miejsca, gdzie nie ma profesjonalniej sceny i mimo to odbywają się spektakle, ale nie na taką skalę, jak w Polkowicach, gdzie co roku zjeżdża pół Polski. Pod tym względem to rzeczywiście jest fenomen - mówi Anna Seniuk, patronka XIII Polkowickich Dni Teatru.

Anną Seniuk, patronka XIII Polkowickich Dni Teatru, mówi o przypadkach, udawaniu i pracy na różnych frontach.

Nagrywa Pani słuchowiska, gra w teatrze, pojawia się na małym i wielkim ekranie. Gdzie pracuje się Pani najlepiej?

- Aktorstwo to jeden zawód i praca jest taka sama, choć w każdym z tych miejsc można pokazać inne jego aspekty. A jedną z najważniejszych spraw jest właściwe operowanie środkami wyrazu. Mimo tego preferuję teatr, gdzie od początku do końca mam kontrolę nad rolą. W filmie, takie mam wrażenie, jest mniej komfortowo. Plan rozprasza mnie. No i nigdy nie jestem pewna, czy zagrana przez mnie scena w ogóle wejdzie na ekran.

To prawda, że o kilku Pani rolach zdecydował przypadek?

- Tak, ale innym też to się zdarzało. W "Bilecie powrotnym" na przykład miał zagrać ktoś inny, ale zostałam ja. Podobnie było z "Konopielką". Film kręcony był przez cały rok. Kiedy okazało się, że jestem w stanie błogosławionym, przyszłam pożegnać się z ekipą, ale w końcu scenarzysta dopisał scenę i kręciliśmy dalej. Z "Czterdziestolatkiem" to w zasadzie też był przypadek.

No właśnie, "Czterdziestolatek". Janusz Gajos długo "walczył" z wizerunkiem Janka Kosa. Czy u Pani podobnie było z Madzią Karwowską?

- Przyznam, że na początku tak. Teraz już nie, bo nie wszyscy mnie rozpoznają. Raz nawet taksówkarz zapytał mnie: "To pani jeszcze żyje?".

Taksówkarz nie śledził pewnie gazet - ciągle jest Pani bardzo aktywna. Trudno pogodzić karierę zawodową z życiem rodzinnym?

- Nie da się pogodzić pracy z obowiązkami domowymi, ale próbuję. Teraz dzieci są dorosłe, ale wcześniej łatwo nie było. Gdy za dużo pracowałam, czułam, że dom na tym cierpi. A jak byłam w domu, to czułam niedosyt pracy. Nieodżałowana Irena Kwiatkowska nauczyła mnie jednego. Mówiła: "Nigdy nie żałuj, że czegoś nie zrobiłaś. Wyrzuć to za siebie i idź dalej".

Bardzo Pani energiczna. Skąd tyle optymizmu i siły?

- Udaję... W domu jestem totalnym zamartwiaczem. Kiedy jadę pociągiem, ludzie często pytają mnie, czy jestem chora, bo tak spokojnie siedzę, smutna. Myślą, że w filmach czy na scenie gram siebie.

Często Pani podróżuje?

- Jest gdzieś we mnie tęsknota za podróżowaniem, poznawaniem świata. Jest to także pewnego rodzaju aktorski atawizm, bo przecież w XVIII i XIX wieku trupy aktorskie jeździły po świecie, potem były pociągi aktorskie... Obecnie także jest wielka potrzeba spotkania z publicznością.

W Polkowicach jest Pani już po raz piąty, ale tym razem także jako patron imprezy. Czy teatr w mieście bez teatru to w Polsce fenomen?

- Bywają miejsca, gdzie nie ma profesjonalniej sceny i mimo to odbywają się spektakle, ale nie na taką skalę, jak w Polkowicach, gdzie co roku zjeżdża pół Polski. Pod tym względem to rzeczywiście jest fenomen.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji