Bajery poprzebierane (fragm.)
To był w ogóle upojny wieczór, bo prosto od lalek pojechały Bajery do Teatru Zagłębia w Sosnowcu, gdzie reżyser Górkiewicz (ach, cóż za temperament) pastwił się nad Słowackim, za pomocą Kantora. Przedstawienie - trudno zaprzeczyć - udane, ale ile kosztowało biednych artystów wysiłku, to tylko stary (co ja mówię, doświadczony) recenzent doceni. Artystyka Balladyna - w cywilu Małgosia Stachowiak - nogą (w rajstopy tylko odzianą) prawdziwą mokrą glinę taplała. Artystce Fornalczyk dodatkowe kończyny przyprawili, ale się nie myliła i ruszała wszystkimi na raz, przez co widownia oczopląsu dostawała. Artysta Biernat robił za Grabca w drzewo zamienionego i przez 40 minut ręce (jako gałęzie) do góry trzymał, ale nie omdlał, bo to jest artysta z prawdziwego zdarzenia i dniówkę - jak mu każą - to postoi. Artystkę Laskiewicz (uroda w rozkwicie) w Matkę-babuleńkę przebrali i ufarbowali na siwo, tak, że się teraz kobita na jaki "Elseve" szarpnąć musi, żeby kolor fryzury odzyskać. Po tej "Balladynie" podobno aktorzy tabliczki z nazwiskami nosić muszą, bo sami siebie nie rozpoznają.