Artykuły

Solidnie, ale bez błysku

IV Festiwal Teatrów Muzycznych w Gdyni. Pisze Łukasz Rudziński na portalu Trójmiasto.pl.

Na czwartym Festiwalu Teatrów Muzycznych nie doczekaliśmy się wielkich olśnień, obyło się bez zachwytów, ale też nie odnotowaliśmy prawdziwych niewypałów. Program tegorocznej edycji przekonuje, że rodzime teatry muzyczne coraz chętniej decydują się na sceniczne eksperymenty.

Powoli od teatru muzycznego odkleja się łatka prostej, banalnej rozrywki. Nawet jeśli spektakl wykorzystuje tanie chwyty, realizatorzy starają się dać mu dodatkowe znaczenie. Coraz chętniej poruszane są tematy poważne (życie więźniów w "Murach Hebronu", konflikt potrzeb, oczekiwań, ambicji i uczuć w "Idiocie").

Ponieważ musicali na głównych scenach teatrów w całym kraju rocznie powstaje kilkanaście (z których nie wszystkie można przenieść z macierzystej placówki, jak np. spektakle stołecznego Teatru Muzycznego Roma), do Gdyni zapraszane są także mniejsze produkcje. Chętnie pokazuje się kameralne spektakle muzyczne, które mogą - tak jak "Tuwim dla dorosłych" z małej sceny Teatru Muzycznego Roma - składać się tylko z tekstów satyrycznych i wierszy, skleconych przez Jerzego Satanowskiego w całość.

Wspomniany "Tuwim dla dorosłych" to powtórka z twórczości pisarza, ale, jak tytuł spektaklu wskazuje, nie "tego" Tuwima, którego każde dziecko zna dzięki "Słoniowi Trąbalskiemu" czy "Lokomotywie". Satyry, wiersze, poematy, teksty polityczne wyśpiewują, niekiedy deklamują, aktorzy w różnych punktach sceny. Śpiewają dobrze, z wyróżniającą się - nie tylko brawurową interpretacją "Ptasiego radia" - Joanną Lewandowską-Zbudniewiek... i tyle. Ani specjalnego pomysłu na dobór tekstów, ani pomysłów inscenizacyjnych (poza rozgłośnią radiową) przez dwie i pół godziny spektaklu nie ma.

Dwa ostatnie pokazy gościnne przenosiły do krańcowo różnych estetyk musicalowych. "Producenci" Teatru Rozrywki w Chorzowie w reż. Michała Znanieckiego to typowa komedia muzyczna, pełna niewyszukanych lub zupełnie banalnych gagów. Producent Max Białystok po kolejnej klapie swojego spektaklu wpada wraz z księgowym Leo Bloomem na pomysł, aby wystawić spektakl z góry skazany na porażkę. Klapę ma przynieść "Wiosna Hitlera" wystawiona przez najgorszego reżysera i aktorów-nieudaczników. Nietrudno przewidzieć, że spektakl okaże się sukcesem.

Pomimo wyraźnych trudności, jakie sprawiała realizatorom większa niż w Chorzowie scena Muzycznego w Gdyni, produkcja Teatru Rozrywki zaskakuje szeregiem ciekawych zabiegów inscenizacyjnych (scena z księgowości) i choreografią. Zespół orkiestrowy przeniesiony został za kulisy w boczną kieszeń sceny, co nie wpłynęło na jakość muzyki. Nie zawsze udawało się utrzymać energiczny, niemal farsowy rytm przedstawienia, prowokującego u widzów raczej rechot niż śmiech (np. scena w salonie reżysera-geja). Z chorzowskiego spektaklu w pamięci pozostają epizody (m.in.wizyta u Franza - faszysty, autora "Wiosny Hitlera" i jego nazistowskich gołębi, casting do spektaklu czy sama inscenizacja "Wiosny...") oraz postać szwedzkiej seksbomby Ulli, w którą z gracją wcieliła się Katarzyna Hołub.

Całkowicie odmiennym, przedziwnym i autoironicznym wobec istoty musicalu zjawiskiem jest "Sen nocy letniej" Teatru Nowego w Poznaniu [na zdjęciu], ostatnia z festiwalowych propozycji Wojciecha Kościelniaka. Poznańska produkcja to połączenie wszelkich możliwych konwencji teatralnych - groteska, pastisz, sacrum, profanum, komedia, tragedia, prowokacja, kpina, zabawa, teatr w teatrze, zrywanie konwencji i jej manifestacyjne podejmowanie na nowo - Kościelniak znalazł miejsce niemal na wszystko. Jak w kalejdoskopie zmieniają się więc konfiguracje na scenie, przez którą co raz przemykają kopulujący królowa elfów Tytania i zamieniony w osła Spodek. Pomysł goni pomysł: wątek rzemieślników ukazany został jako film niemy, najważniejsi bohaterowie sennego wieczoru - Hermia, Helena, Demetriusz i Lizander - zyskują nienaturalny, geometryczny chód, a elfy w efektownych kostiumach przypominają plemiona afrykańskie.

Podobnie jak Szekspir w onirycznej komedii sprzed czterystu lat, tak Kościelniak nie ogranicza swojej wyobraźni - podąża za skojarzeniami, bawi się materią tekstu, raz go nachalnie ilustrując, by za moment uciec w abstrakcję. Brakuje mu jednak wykonawców - w gonitwie nowych tropów często zagubiona jest jakość wykonania, niektóre piosenki spektakularnie sfałszowane, choreografie nieudane, rozwiązania sceniczne wyraźnie chybione. Aktorzy nie mają młodzieńczej, żywiołowej energii, jaką prowokuje przedziwny świat "Snu nocy letniej" Kościelniaka i Leszka Możdżera. Wyjątkiem jest Barbara Kurdej kreująca najciekawszą rolę spektaklu - Helenę. Nieźle radzi sobie Sasza Reznikow w roli Spodka, swoje momenty ma Krzysztof Żabka jako Tezdeusz i Oberon. "Sen nocy letniej" pozostaje spektaklem pełnym sprzeczności, najwyraźniej świadomie pozbawionym krytycznego spojrzenia i cenzury reżyserskiej. I w takiej formie przekonuje mnie swoją szczerością i sceniczną odwagą. To obok "Idioty" z Wrocławia najciekawszy spektakl IV edycji festiwalu.

Festiwal Teatrów Muzycznych ma stanowić barometr polskiego teatru muzycznego. Trudno nie zauważyć, że gdyńska scena (pokazano ostatnią premierę - "SPAMALOT, czyli Monty Python i Święty Graal") po latach nieznacznego regresu ponownie wychodzi na czoło stawki i wspólnie z warszawską Romą i wrocławskim Capitolem należy do ścisłej czołówki polskiego musicalu. Nie oznacza to, że w innych ośrodkach nic się nie dzieje. Rozwija się zespół z Chorzowa, głównym problemem gliwickiego Teatru Muzycznego pozostaje brak wyrazistych solistów.

Placówki we Wrocławiu, Gdyni i Łodzi są rozbudowywane i modernizowane, dzięki czemu zyskają nowe możliwości. Obyśmy mogli się o tym przekonać w kolejnych latach także na gdyńskim festiwalu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji