Artykuły

W Lublinie jest dobry klimat do pracy

Reżyser PAWEŁ PASSINI to warszawiak, który dwa lata temu przeniósł się do Lublina, żeby tutaj robić swój teatr. - Mam głębokie przekonanie, że Lublinowi należy się tytuł ESK - przekonuje.

Małgorzata Szlachetka: Zanim osiadł pan w Lublinie, była pana współpraca z Ośrodkiem Praktyk Teatralnych "Gardzienice".

Paweł Passini: - Postawiłem sobie taki cel, współpracować ze wszystkimi twórcami w Polsce, którzy byli związani z Jerzym Grotowskim. Miałem szczęście pojawić się w Gardzienicach Włodzimierza Staniewskiego, kiedy praca zespołu była dosyć intensywna, czyli w drugiej edycji Akademii Praktyk Teatralnych. Mój pierwszy spektakl "Met emoi" na podstawie "Ifigenii w Aulidzie" Eurypidesa zrobiłem właśnie w Gardzienicach. To miejsce funkcjonowało wtedy jako ośrodek poszukiwań, w którym przez wiele miesięcy można pracować nad jakimś projektem. W ogóle Lublin i Lubelszczyzna ma duży potencjał tego rodzaju pracy, to nie przypadek, że Leszek Mądzik i Jan Bernad pracują w Lublinie. Mnie już od czasów pierwszej współpracy z Gardzienicami marzy się szkoła teatru alternatywnego, która byłaby odpowiedzią na to, co robią akademie teatralne, uczące obecnie aktorów jedynie głośnego i wyraźnego mówienia.

Powołanie stowarzyszenia "Bliski Wschód" to zaczątek tej pracy?

- Cały czas szukam jakiegoś wsparcia. NeTTheatre powstał pod Wrocławiem, ale po dwóch latach przenieśliśmy się tutaj na zaproszenie władz Lublina. Propozycja ta miała związek ze staraniem się Lublina o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury.

W ciągu tych dwóch lat zrobił pan w Lublinie kilka spektakli.

- Ja mam głębokie przekonanie, również jako warszawiak, że Lublinowi należy się tytuł ESK. Jeśli chodzi o kulturę, jest tutaj bardzo ciekawa przestrzeń, chociaż niezwykle niedoinwestowana. Na tą stronę Wisły trafia ułamek polskiego budżetu na kulturę. Nie ma żadnego powodu, żeby miało tak pozostać. Wschód jest kolebką dla Europy. Moje hasło "Bliski Wschód" ma wskazywać na dwie rzeczy: po pierwsze bycie na Wschodzie jest wartością samą w sobie, to przecież znalazło oddźwięk w lubelskiej aplikacji ESK.

Czy system rezydencji, czyli zapraszanie artystów z Polski i ze świata, to sposób na to, aby Lublin stał się ważnym ośrodkiem teatralnym?

- Myślę, że nie tylko ja o tym marzę. Czas podróży z Warszawy do Lublina oczywiście musi być krótszy, ale nie jest to dystans niemożliwy do pokonania. Może Krzysztof Warlikowski do nas nie przyjedzie, bo koszt sprowadzenia jego teatru na Konfrontacje był równy rocznemu budżetowi Centrum Kultury na pięć własnych spektakli, ale inni, dlaczego nie? Trzeba im tylko stworzyć warunki. W Lublinie jest dobry klimat do pracy, inni mogą pozazdrościć miastu myślącej i wymagającej publiczności. Artyści z którymi rozmawiam podkreślają, że koncerty tutaj są dla nich zawsze niezwykłe. Nie brakuje też artystów rozpoznawanych na świecie.

Kogo ma pan na myśli?

- Chociażby Roberta Kuśmirowskiego, który jednak przyznaje, że dużo łatwiej jest mu pracować poza Lublinem. To skandal, że w swoim rodzinnym mieście ten artysta nie ma jeszcze stałej wystawy. Największą bolączką Lublina jest to, że ciekawe projekty czasami nie są kontynuowane z powodów organizacyjnych, a nie merytorycznych, bo brakuje konsekwencji.

Droga miasta do sukcesu prowadzi przez tworzenie w mieście artystom przestrzeni do pracy, a nie ograniczania się jedynie do sprowadzania z zewnątrz gotowych spektakli.

Pana ulubione miejsca w Lublinie?

- Jestem zachwycony Bronowicami, czyli dzielnicą, w której mieszkam. Może nie jest zbyt bezpieczna, ale klimatem przypomina mi warszawskie Powiśle, na którym się wychowałem. Odpoczywam patrząc na Park Bronowice, podoba mi się, że zawsze tam jest wiele ptaków.

Drugie miejsce, które wprost mnie magnetyzuje, to Jeszywas Chachmej Lublin przy ul. Lubartowskiej. Majer Szapiro przez wiele miesięcy dawał wykłady w Stanach, żeby zebrać pieniądze na budowę tego żydowskiego Oxfordu Wschodu. Tam studiowali najlepsi. Dziś Żydzi na całym świecie kojarzą Lublin właśnie z jesziwą, rzadziej z Widzącym z Lublina i Sztukmistrzem Singera. Dawna uczelnia powinna być dzisiaj miejscem, w którym będą się odbywały duże wydarzenia związane ze współczesną kulturą żydowską.

Najbliższe plany związane z pracą w Lublinie?

- Chciałbym żeby na jesieni miał premierę duży, międzynarodowy projekt teatralny, może na Konfrontacjach Teatralnych. Nad spektaklem "Kabała" pracują osoby z Izraela, Jordanii, ale też ze Stanów Zjednoczonych. Co dalej? Z "Turandot" zostaliśmy zaproszeni na festiwal w Edynburgu, zagramy go 20 razy. A jesienią z tym spektaklem i "Zwierzątkami, małymi zwierzeniami" ruszamy w trasę po Lubelszczyźnie. I może znowu jakieś dziecko mi powie po spektaklu: "to jest lepsze niż kino".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji