Artykuły

Która sroka płaci ZUS

- Jeśli misio, który sprzedaje gwoździe, nie przyszedłby do roboty, tylko trzepał fuchę w budce naprzeciwko, gdzie handlowałby nakrętkami, to wyleciałby z hukiem. Każdy Polak trzymający kilka srok za ogon wie bowiem jedno: najważniejsza jest ta sroka, która płaci mu ZUS - pisze Mariusz Załuski w Nowościach.

No i proszę, wybrała telewizję. A tyle było gorących debat jak Polska długa i szeroka. Lud prosty odetchnął, bo przecież cały tydzień nie było wiadomo, co zdecyduje Szapołowska Grażyna, aktorka wybitna. Czy w sobotni wieczór wystąpi jako jurorka w "Bitwie na głosy", czy w Teatrze Narodowym zagra w sztuce Mrożka. Bo tak się jakoś złożyło, że pani Grażyna miała się zjawić w obu miejscach w tym samym czasie. Cudu nie było, aktorka nie zaskoczyła zdolnością błyszczenia w dwóch postaciach i wybrała, jak wiadomo, szoł. Widownia teatralna poszła do domu, gdzie mogła sobie obejrzeć gwiazdę w telewizorze. A dyrektor Jan Englert wywalił ją, brutal, z roboty. Co rozpoczęło narodową dyskusję o etyce i pieniądzach - chyba najgorętszą od czasów debat o grze aktorów w reklamach. Sprawa Szapołowska kontra Englert pewnie skończy się w sądzie, a na razie jest pretekstem do rozprawiania o zachowaniu się aktorskich gwiazd, potrafiących zniweczyć pracę kolegów, i o dyrektorach, którzy chcą sprawować nad swoimi owieczkami kontrolę nie na dzisiejsze czasy. Wszystko ma zaś kilka aspektów. Pierwszy to najnormalniejsze kwestie pracownicze, które dotyczą i szaraka, i gwiazdora. Jeśli misio, który sprzedaje gwoździe, nie przyszedłby do roboty, tylko trzepał fuchę w budce naprzeciwko, gdzie handlowałby nakrętkami, to wyleciałby z hukiem. Każdy Polak trzymający kilka srok za ogon wie bowiem jedno: najważniejsza jest ta sroka, która płaci mu ZUS. Druga sprawa to kwestia artystyczno-etosowa. Czy gwieździe Narodowego godzi się jurorować? A czemu nie? Czy gdyby Gajos albo Englert postanowili pojurorować, to straciliby coś ze swojej wielkości? Czy prof. Bardini zgubił aureolę, gdy doradzał młodym beztalenciom? Tylko jedno ale - żaden z nich nie mógłby dać się obsadzić w roli głupiutkiego jurora, plotącego to, czego wymaga format. Na przykład jako wujek, co tylko chwali. Bo wtedy skarlałby błyskawicznie. Trzecia sprawa to kwestie popkulturalne. Każdy dyrektor teatru musi podumać, czy opłaca mu się hodować gwiazdę pop, do której to on będzie się musiał dostosowywać, za to będzie miał widzów, których gwiazda mu złowi. I znowu jedno ale -chodzi o Teatr Narodowy, markę samą w sobie. Nikt nikogo nie zmusza, żeby brał ją sobie na plecy. No i kwestia finansowa... Pani Grażyna dostanie za to jurorowanie - czyli za to, że przez parę minut miło gada, a parę kwadransów miło wygląda -jak gdzieś wyczytałem -150 tysięcy. To kwota spora, ale jednorazowa. Pani Grażyna nie jest bowiem Kubą Wojewódzkim i w jurorowaniu kariery na pewno nie zrobi. A w Narodowym podobno tak źle się nie zarabia. No i ten ZUS opłacą... Cóż, czeka nas wyjątkowo ciekawy proces w sądzie pracy. Gdyby z tego zrobić widowisko, to oglądalnością przebiłoby pewnie "Bitwę na głosy" czy nawet telenowele. O Teatrze Narodowym nie wspominając.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji