Artykuły

Poruszający "głos" Salome

"Salome" w reż. Marka Weissa w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Pisze Katarzyna Chmura w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

"Salome" Ryszarda Straussa w reżyserii Marka Weissa to wersja koncertowa tego dzieła, z elementami niecodziennej inscenizacji. Najmocniejszym atutem gdańskiej adaptacji jest strona muzyczna. "Salome" Straussa idealnie oddaje dekadencki klimat początków ubiegłego wieku. Libretto opery oparte jest na sztuce Oscara Wilde'a, jej tematem jest opowieść biblijna o księżniczce Salome, tańczącej przed oszalałym z pożądania Herodem, w zamian za głowę Jana Chrzciciela, który odtrącił jej uczucie. Dzieło to wzbudzało niegdyś dużo kontrowersji. Nie pozostawia ono słuchacza obojętnym także dziś, choć zawarta w nim porcja okrucieństwa nie przekracza dawki podawanej w telewizyjnych wiadomościach. Akcja spektaklu Opery Bałtyckiej umiejscowiona jest w rzeczywistości koncertowej w czasie rzeczywistym. Orkiestra gra na scenie. Scenografię stanowią czarne ściany i światła, które umiejętnie budują nastrój.

Marek Weiss mówił przed premierą, że tematem tej opery jest jego zdaniem "przepaść między patosem miłości, religijnego poświęcenia czy jakiejś wzniosłej idei, której się służy, a doczesnością i przyziemnym zwierzęcym rozumieniem seksu i namiętności, które człowiekiem targają". Sprzeczności te ukazał dzieląc partie Salome i Jochanaana na "głos", realizowany przez śpiewaków, i "ciało" - tancerzy (Franciszka Kierc, Michał Łabuś). Wewnętrzny głos Salome za wartość najwyższą uważa indywidualną rozkosz, zaś wewnętrzny głos Jochanaana - ascetyczny i transcendentalny system wartości. "Ciała" Salome i Jochanaana opierają się światopoglądowi reprezentowanemu przez ich "głosy". To ciekawa interpretacja. Niemniej jednak oglądając spektakl miałam wrażenie, że nie została przemyślana i konsekwentnie przeprowadzona od początku do końca.

Aktorzy w niektórych momentach sprawiali wrażanie niepewnych roli, jaką mają pełnić na scenie. John Bindel jako "głos" Jochanaana momentami zamiast konfrontować się wzrokowo ze swoim alter ego - "ciałem" Jochanaana (Michał Łabuś), spoglądał na Katarzynę Hołysz. Franciszka Kierc, Michał Łabuś grali "ciała" natomiast w sposób zbyt wycofany i niepewny. Jedynie Katarzyna Hołysz jako "głos" Salome, w moim odczuciu, przekonująco zrealizowała wizję reżysera. Być może, kiedy przedstawienie zostanie "ograne", te elementy zostaną dopracowane. Franciszka Kierc i Michał Łabuć przekonująco za to wypadli w "Tańcu siedmiu zasłon", któryjednak od strony choreograficznej mógłby być zrealizowany w mniej dosłownej konwencji.

Podobała mi się strona muzyczna gdańskiego przedstawienia. W świetnej formie byli odtwórcy głównych ról. Katarzyna Hołysz zbudowała postać tytułowej bohaterki stosownie do swojego wokalnego potencjału. Jej Salome jest bardziej liryczna niż dramatyczna. Stanowi bardziej nieświadomą sprawczynię i ofiarę niż diabolicz-ną femme fatale. Pełnokrwistą postać działającego na granicy obłędu Heroda stworzył Paweł Wunder, wyśpiewując swoją partię z ogromną żywiołowością. Przekonująca jako złowieszcza Herodiada była Anna Lubanska, która swoją barwą głosu idealnie wpasowała się w koloryt tej partii. John / Marcus Bindel jako Jochanaan odznaczył się pięknej barwy, niezwykle nośnym głosem i umiejętnością stworzenia dramaturgii postaci.

Jose Maria Florencio prowadził orkiestrę z energią, spontanicznością i ekspansywnie. W grze orkiestry nie zabrakło tego, co jest w Straussie szczególnie ważne: naturalnego pulsu biegnącego niezależnie od kreski taktowej i nakręcającej akcję napiętej ekspresji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji