Artykuły

Święta pachnące mazurkami

ANNA SENIUK zagrała w dziesiątkach filmów, spektakli telewizyjnych, znana jest jako znakomita interpretatorka wierszy swego przyjaciela księdza Jana Twardowskiego, i "Tryptyku rzymskiego" Jana Pawła II. Poezja to wielka miłość aktorki, trudno więc się dziwić, że bywa także gościem Krakowskiego Salonu Poezji.

Liryczna i żywiołowa na scenie ANNA SENIUK prywatnie jest świetną mamą i babcią. W Wielkanoc wnuk i wnuczka czekają na babcine smakołyki.

Fakt, nie pojawiam się na pierwszych stronach gazet i w kolorowych pisemkach. Nie jestem bohaterką skandali. Gram w "Teatrze Narodowym" w Warszawie, uczę ponad 20 lat w Akademii Teatralnej. Zwłaszcza edukacja młodych aktorów bardzo mnie pochłania A w międzyczasie piszę scenariusze, szukam dla siebie nowych pomysłów. Dzięki współpracy z radiem, nagrałam wiele muzycznych przedstawień. Nagrałam również kilka płyt - m.in. "Balladynę"i "Nie-Boską komedię". Zajęć mam więc wiele - tych pozascenicznych, ale i tych związanych z moją największą miłością, z teatrem. A najbliższe plany? Dwuosobowa sztuka z Januszem Gajosem w "Narodowym".

Czyje to słowa?

Anny Seniuk, ulubienicy publiczności, niezapomnianej Madzi z "Czterdziestolatka", którą to rolą podbiła serca chyba wszystkich telewidzów. Stworzyła w polskim filmie bardzo charakterystyczny typ bohaterki: kobiety zdroworozsądkowej, mocno stąpającej po ziemi, a jednocześnie ciepłej matki i żony będącej ostoją rodziny, stanowiącej oparcie dla innych. Niestety, jak dotąd, nikt nie pomyślał, by napisać specjalnie dla niej scenariusz filmowy. Ten grzech zaniechania popełniany jest wobec wielu znakomitych aktorów, których talentów polskie kino nie wykorzystało, choćby wspomnieć Jana Kobuszewskiego czy Wiesława Michnikowskiego. - Dla mnie jednak napisano jeden odcinek "Czterdziestolatka". Kiedy miałam już trochę dość tej Magdy, która wciąż powtarzała: "Jezus Maria, a nie mówiłam", napisano odcinek "Pocztówka ze Spitsbergenu", gdzie wreszcie mogłam mocniej zaistnieć. Od tej pory moja postać zaczęła się coraz bardziej rozwijać, aż wreszcie urosła do dużej roli Z kolei w "Konopielce" scenariusz został nieco nagięty do mojej sytuacji życiowej. Otóż, od propozycji do realizacji filmu minęło kilka lat, bo "Konopielka" nie była "słusznym tematem" w czasach gierkowskich sukcesów. Gdy wreszcie film skierowano do produkcji, byłam w ciąży i stwierdziłam, że grać nie mogę. Wówczas scenarzysta uznał, że jedno dziecko więcej czy mniej u mojej bohaterki nie gra roli i dopisano scenę, w której informuję filmowego męża o swoim stanie. Tak więc życie zweryfikowało scenariusz.

Nie wszyscy wiedzą, że Anna Seniuk rozpoczynała swoją karierę artystyczną w Krakowie. Tu kończyła PWST, tu grała w Starym Teatrze i w Jamie Michalika - Gdy idę przez krakowski Rynek, widzę, że niektórzy pamiętają mnie także z tamtych czasów i nadal traktują jak aktorkę krakowską. Te kabaretowe doświadczenia spowodowały, że na plecach Jamy "wślizgnęłam się"później, już w Warszawie, do kabaretu "Dudek" Edwarda Dziewońskiego, gdzie zaczęłam występować obok takich tuzów, jak: Kwiatkowska, Gołas i Kobuszewski.

Początkowo nie zamierzała zdradzać Krakowa dla stolicy. Poszła jedynie "na rolę" do teatru "Ateneum", gdy od Jana Swiderskiego otrzymała propozycję zagrania Hani w "Głupim Jakubie" Rittnera. To był strzał w dziesiątkę, stworzyła bowiem postać odmienną od dotychczasowych, tradycyjnych wykonań. Zagrała nie naiwną, bezradną dziewczynę, ale upartą, ambitną i zmysłową kobietę, pełną temperamentu - sprytną i władczą. Po świetnych recenzjach i kolejnych propozycjach dużych ról została w teatrze Ateneum. Występowała w repertuarze dramatycznym, m.in. w "Trzech siostrach" Czechowa, czy "Biesach" Dostojewskiego. Jako Solange w "Pokojówkach" Geneta stworzyła skomplikowany psychologicznie portret bohaterki, ujawniając talent transformacyjny: w jednym wizerunku potrafiła zaprezentować wiele wcieleń postaci. - Zawsze starałam się być aktorką wszechstronną, a pomagał mi w tym płodozmian ról, które grałam. On rozwija aktora, uczy różnorodności środków wyrazu. Niestety, zbyt często omijał mnie Szekspir, zagrałam jedynie w "Królu Henryku IV", "Poskromieniu złośnicy" i w " Wieczorze Trzech Króli". To jest jedno z moich zawodowych niedopełnień. Komediowy talent aktorki wykorzystano wcześnie, obsadzając ją w repertuarze Fredrowskim. Była dwukrotnie znakomitą Podstoliną w Hubnerowskiej i Dejmkowskiej "Zemście". W tej ostatniej stworzyli wraz z Tadeuszem Łomnickim - Papkinem i Tadeuszem Bartosikiem - Cześnikiem - niezapomniany tercet aktorski. Teatromani pamiętają także jej Szambelanową w "Panu Jowialskim", Orgonową w "Damach i huzarach" i Dobrójską w "Ślubach panieńskich" zrealizowanych przez Andrzeja Łapickiego.

Zagrała w dziesiątkach filmów, spektakli telewizyjnych, znana jest jako znakomita interpretatorka wierszy swego przyjaciela księdza Jana Twardowskiego, i "Tryptyku rzymskiego" Jana Pawła II. Poezja to wielka miłość aktorki, trudno więc się dziwić, że bywa także gościem Krakowskiego Salonu Poezji.

Uwielbia podróże. Stąd też wraz z przyjaciółką Zofią Saretok, też aktorką, zrealizowały spektakl "Pierwsza miłość". O podróżach. A potem same wyruszyły w świat. - Marzymy, aby mieć czas, zdrowie i pieniądze na dalsze podróżowanie. W życiu jesteśmy bowiem troszkę przedłużeniem granych przez nas postaci: obie marzymy i obie podróżujemy. Po premierze postanowiłyśmy kontynuować losy bohaterek. Zainspirowała nas ta sztuka i dzięki niej zaczęłyśmy podróżować, edenie z biurami podróży czy agencjami, lecz w dwójkę, tak jak nasze bohaterki. Same jesteśmy sterem, żeglarzem, okrętem i morzem. Lecimy tanimi liniami lotniczymi i wynajmujemy samochód na miejscu, by nie tracić czasu. Jemy, co chcemy, a jak nam się podoba, to zostajemy dłużej w danym miejscu. Dotarłyśmy do Portugalii, Toskanii, a nawet Chin. Wiele się podczas tych podróży wydarzyło. Pewnego razu zgubiłyśmy się sto kilometrów od Szanghaju i nie byłyśmy w stanie wrócić, bo z nikim nie można się było dogadać.

Wiele godzin czekaliśmy na dworcu kolejowym myśląc, że już nikt nigdy nas nie odnajdzie i nagle zauważyłyśmy Chińczyka, który biegł do pociągu z walizką na kółkach. Pomyślałyśmy, że wśród tych szarych ludzi jest to jakiś światowy człowiek. Rzeczywiście, znał parę słów po angielsku, pomógł nam wsiąść do pociągu, a gdy dowiedział się, jak podróżujemy, to powiedział: "Panie są bardzo odważne kobiety i musiałyście być kiedyś bardzo piękne". Warto było pojechać aż do Chin, by coś takiego usłyszeć! - wspominała przed laty aktorka.

Anna Seniuk jest kobietą niezwykle zapracowaną. Bo przecież oprócz artystycznych i pedagogicznych obowiązków jest jeszcze świetną mamą syna Grzegorza Małeckiego - oboje grają w Teatrze Narodowym i córki Magdy, absolwentki Akademii Muzycznej. No i babcią. A to wydaje się niemożliwe. Jest w niej tyle energii, żywiołowości, radości i uśmiechu. A przecież ma za sobą 68 wiosen... A i życie aktorki, jak sama przyznaje, usłane było nie tylko różami. Były w nim też osty: niepowodzenia i klęski artystyczne, była też walka z ciężką chorobą. Z siłą i optymizmem stawiała czoła wszelkim trudnościom. - W wywiadach zwykle się tego nie mówi, ale były przecież role, których się wstydzę, reżyserzy, z którymi się nie układało. I chłoszczące recenzje. Doświadczyłam wszystkiego, ale to dobrze, bo dzięki temu zachowałam równowagę. Jeśli ktoś potrafi znieść sukces, to potrafi też znieść porażkę.

Nadchodzące święta Wielkiej Nocy Pani Anna spędzi z rodziną, a jest przecież dla kogo je szykować, bo wnuk i wnuczka czekają na babcine smakołyki. - W moim rodzinnym domu zawsze był zwyczaj malowania pisanek - ten obowiązek należał do dzieci - najpierw oczywiście gotowaliśmy jajka w cebuli. Ten zwyczaj podtrzymuję do dziś. W Wielką Sobotę w domu już pachniało świętami, a my z siostrą chodziłyśmy z koszyczkiem do święcenia. Teraz chodzę wraz z dorosłymi moimi dziećmi i z wnukami. Mam nawet koszyczek, który udało się uratować z mojego dzieciństwa, czyli, aż wstyd przyznać, ma ponad pól wieku. Zapewne do wielkanocnego śniadania zasiądziemy całą rodziną u mnie, będzie pachniało mazurkami - córka piecze wspaniale, wytworne i smakowite. Z roku na rok staramy się ograniczać ilości jedzenia, żeby nic po świętach nie zostawało. Parę plasterków szynki, może pasztet, sałatki, obowiązkowo ćwikła i chrzan. Baby kupuję, bo do ich wypieku nie mam szczęścia, jakieś gnioty mi wychodzą. A potem spacer, żeby powąchaj budzącą się wiosnę. Mam nadzieję, że będzie piękna pogoda, czego i Czytelnikom "Dziennika" życzę, bo w słońcu Kraków jest jeszcze piękniejszy. I życzę Państwu nadziei, którą jeśli nam towarzyszy, to pomaga przejść przez tę drogę krzyżową nieobcą przecież każdemu z nas. Potrzebujemy wiary i nadziei na to, że na końcu naszej drogi znajdziemy światło.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji