Artykuły

Co z tym "Polskim"?

Warszawa dość długo czekała na nowego dyrektora Teatru Polskiego. W styczniu tego roku Andrzej Seweryn zjawił się w teatrze. Zapowiedzi były obiecujące i szumne. Był nawet pewien rodzaj artystycznego manifestu - pisze Marzena Rutkowska w Tygodniku Ciechanowskim.

Warszawa dość długo czekała na nowego dyrektora Teatru Polskiego. W styczniu tego roku Andrzej Seweryn zjawił się w teatrze. Zapowiedzi były obiecujące i szumne. Był nawet pewien rodzaj artystycznego manifestu. Teatralna publiczność Warszawy oczekiwała nie tylko na rodzaj artystycznej reanimacji, ale i na świeżość inscenizacyjną. Bo Andrzej Seweryn to nie tylko znakomity aktor filmowy i teatralny, ale i reżyser, profesjonalista. Do 2013 roku będzie członkiem najbardziej prestiżowej sceny teatralnej Europy - Komedii Francuskiej. Cieszy się ogromną estymą publiczności nie tylko w Warszawie, ale i w Paryżu.

Oczekiwano, że maestro przewietrzy teatralne starocie i stworzy teatr na właściwym, nie tylko krajowym, ale i europejskim poziomie.

Andrzej Seweryn ogłosił swój artystyczny manifest i pokazał dziennikarzom film o wizji swojego teatru. Teatru nie tylko ogromnego, ale świeżego i otwartego. 30 lat życia twórcy w teatralnej Europie dawało ogromne nadzieje na niemal stworzenie nowego "Polskiego".

Dyrektor rozpoczął swoje urzędowanie od zwolnień pracowników technicznych, administracyjnych i zespołu aktorskiego. Chce na razie prowadzić działalność na zasadzie pewnego rodzaju teatru impresaryjnego (aktorzy zatrudniani są do danego spektaklu). Stały zespół aktorski ma być zbudowany po kilku sezonach.

Minął kwartał dyrektorowania. Odbyło się kilka premier, a hitów i zachwytów nie widać.

Inauguracja dyrektorowania odbyła się na dużej scenie. To spektakl - monodram przeniesiony jakby z Teatru Słowackiego w Krakowie (gdzie aktor grał gościnnie). Spektakl "Wyobraźcie sobie" to dość niefortunna kompilacja tekstów Szekspira, mało czytelna dla przeciętnego widza. Dobre, sprawdzone teksty, właściwe artystyczne rzemiosło nie zagwarantowały artystycznego sukcesu. Jest w spektaklu kilka nawet mistrzowskich rozwiązań wykonawczo-inscenizacyjnych, ale jest też sporo tak zwanych artystycznych potknięć. Przede wszystkim reżyser Jerzy Klesyk nie zwrócił uwagi na źle ustawiony głos aktora, który często odwrócony tyłem do widowni stoi w głębi sceny. Tekst jest wówczas mało słyszalny.

Ponieważ aktor gra wiele postaci pochodzących z różnych utworów Szekspira, dla przeciętnego widza stanowi to trudność rozszyfrowania bohaterów. W spektaklu jest szereg różnorodnych rozwiązań inscenizacyjnych (z użyciem na przykład kamery), które tak naprawdę niczemu nie służą, a są w odbiorze kontrowersyjne. Tę rolę aktora - dyrektora trudno uznać za artystyczne osiągnięcie. O sukcesie nie może być mowy.

Sezon na małej scenie zainaugurował spektakl "Szczęśliwe dni" i "Końcówka". To dwie jednoaktówki Samuela Becketta. Spektakl wyreżyserował znany miłośnik tego dramaturga Antoni Libera. Libera stworzył przedstawienie klarowne i precyzyjne. Dwójka aktorów występująca w "Szczęśliwych dniach" (Olga Sawicka i Zdzisław Wardejn) gra z ogromną dyscypliną adekwatnie do tekstu, nie przenosząc cech własnych osobowości. Mimo że tekst jest o przemijaniu i śmierci, to jest w nim życiowy optymizm.

W nieco innej konwencji grana jest "Końcówka". Dwaj aktorzy (Andrzej Seweryn i Jarosław Gajewski) to kat i ofiara. Okrucieństwo jednego sprawia upokorzenie drugiego. Są jednak od siebie zależni i są sobie potrzebni. W tej części przedstawienia swój sukces artystyczny może odnotować Jarosław Gajewski w roli Clova. I choć przedstawienie nie należy do najłatwiejszych w odbiorze, to teatr może je zapisać jako artystyczne spełnienie.

Wydarzeniem pierwszego kwartału miał być spektakl "Polacy". To rzecz o spojrzeniu na Polskę przez dwóch wielkich Polaków: kardynała Wyszyńskiego (Olgierd Łukaszewicz) i pisarza Gombrowicza (Radosław Krzyżowski). Prymas Tysiąclecia przeciwstawia swoje poglądy zakazanemu pisarzowi. A więc ścierają się kapłan i błazen.

Pierwsze niepowodzenie tego spektaklu to niewłaściwy dobór tekstów dokonany przez Rafała Kosowskiego. Spektakl pokazać miał racje i poglądy dwóch diametralnie różnych intelektualistów. Mieli oni pokazać swoją wizję Polski. Reżyser Gabriel Gietzky nie miał jednak dobrego, interesującego pomysłu inscenizacyjnego. Popełniony został błąd inscenizacyjno-scenograficzny. Twórcy przedstawienia odcięli bohaterów od współczesności i rzeczywistości, zamykając ich w klatce - pociągu. Tym samym alienują protagonistów z życia. A oni sami przedstawiają nadęte tyrady. Patetyzm staje się komiczny, a poglądy często wydumane, mało istotne. A jeśli do tego dołożone zostały rekwizyty typu szabelka, husarskie skrzydła i powstańczy hełm, to rzecz cała nabiera miałkości czy mrugania do widza. Niezbyt fortunne wydaje mi się zestawienie suchego chleba, który skubie prymas, z winogronami i winem, czym rozkoszuje się pisarz.

Takie inscenizacyjne zabiegi odwracają uwagę widza od rzeczy ważnych i istotnych. Gdyby był właściwy dobór tekstów, to między bohaterami iskrzyłoby od napięć, spraw i problemów... Problemy giną w niezbyt trafionych rozwiązaniach i pomysłach reżysersko-inscenizacyjnych.

Ten spektakl stał się przykładem straconej artystycznej szansy.

Teatralną porażką okazał się "Nowy Don Kiszot". Spektakl jest "dziełem" debiutującej reżyserki Natalii Kozłowskiej. W najgorszym okresie swojej artystycznej działalności Teatr Polski nie odnotował czegoś tak kuriozalnego. Amatorszczyzna, brak artystycznego pomysłu inscenizacyjnego, kiepskie aktorstwo - to elementy tego przedsięwzięcia.

I ostatnia premiera małej sceny, czyli "Żeglarz", niestety znowu w reżyserii Jerzego Klesyka. Literacka ramotka Jerzego Szaniawskiego potrzebuje odrobiny inscenizacyjnego szaleństwa i atrakcyjnego aktorstwa. Tego tu niestety nie ma. Zmagania z prawdą i mitem okazały się sztuczne i nijakie. I choć w spektaklu występują takie tuzy, jak Zdzisław Wardejn, Olga Sawicka, Krzysztof Kumor, Zbigniew Lesień, Tadeusz Wojtych, to jedynie Jarosław Gajewski dźwiga ciężar artystycznego rzemiosła. Spektakl nie odpowiada na pytania stawiane przez Szaniawskiego. Wychodząc z teatru, nie wiemy, czy bardziej potrzeba nam prawdy, czy mitu.

Po tych produkcjach należy chyba postawić pytanie - co dalej z Teatrem Polskim?

Czyżby ambitne zamierzenia dyrektora miały pozostać tylko obietnicami?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji