Prymusiki
Stojąc na schodach w hallu Muzeum Narodowego i czekając na swoją kolej przy podpisywaniu Paktu dla kultury, po raz pierwszy od dawna czułem się we właściwym miejscu i we właściwym czasie - pisze Maciej Nowak w Krytyce Politycznej.
Odkąd pamiętam zawsze mam problem z synchronizacją i włączeniem się do sieci. Większość rzeczy robię za wcześnie albo za późno, zazwyczaj samotnie i z dala od miejsc, gdzie gromadzą się wszyscy. Rzadko kiedy udaje mi się wycelować we właściwy moment, a esprit d'escalier to właściwie mój rodowy herb. W ostatnią sobotę było jednak dokładnie odwrotnie: stojąc na schodach w hallu Muzeum Narodowego i czekając na swoją kolej przy podpisywaniu Paktu dla kultury, po raz pierwszy od dawna czułem się we właściwym miejscu i we właściwym czasie. Stopień niżej stała Mytkowska Joanna, stopień wyżej - Odorowicz Agnieszka, ja z moim N na początku nazwiska figurowałem między nimi. Na samym początku listy i na najniższym poziomie schodów przestępował z nogi na nogę Bromski Jacek, potem kilkadziesiąt ważnych postaci polskiej kultury w układzie alfabetycznym i wznoszącym. Całą stawkę niczym w klasowym dzienniku wieńczyli Warlikowski Krzysztof i Żakowski Jacek. A wszyscy piątkowicze i ulubieńcy szkoły. Z dołu obserwował nas bojowy oddział dziennikarzy najeżony mikrofonami i obiektywami, obok niemała grupa gości, artystów i polityków. I machająca do nas serdecznie pani prezydent Gronkiewicz-Waltz. I pan premier mówiący przekonywająco i ładnie o zobowiązaniach państwa wobec kultury. I Agnieszka Holland, przypominająca za Jackiem Żakowskim, że to pierwszy taki pakt społeczny w Polsce od sierpnia roku 1980.
W ten słoneczny sobotni ranek w Muzeum Narodowym było coś z klimatu akademii szkolnej. Z twarzy zgromadzonych nie niknął uśmiech, z ust-słowa o satysfakcji, nadziejach i zwycięstwie. Czułem się w tym doskonale, bo też i wnętrze Muzeum Narodowego jest szkatułką pamięci o najlepszych miodowych latach, wycieczkach z klasą i zwycięskim finale Olimpiady Artystycznej, dzięki której dostałem się na historię sztuki bez egzaminu (ale już skończyć nie umiałem). Pod świetlikiem promieniejącym majowym słońcem cieszyliśmy się z sukcesu Obywateli kultury. Ruch ten wymyśliły i animowały przez prawie dwa lata Beata Chmiel i Beata Stasińska, które z godną podziwu konsekwencją umiały doprowadzić wspólne dzieło do etapu, na którym premier rządu zobowiązał do zasadniczej poprawy losu polskiej kultury.
Wróciłem do domu w entuzjastycznym nastroju. Włączyłem komputer, zajrzałem do wiadomości. Okazało się, że mniej więcej w tym samym czasie, gdy my świętowaliśmy nasz tryumf, w Gdańsku ochroniarze wynajęci przez władze miasta szarpali się z osobami, które brały udział w Marszu Pustych Garnków, zorganizowanym, by zaprotestować przeciwko podwyżce czynszów komunalnych. Nie w tryumfalnym nastroju są też z pewnością pielęgniarki, których demonstracja w sali Sejmu skończyła się przed kilkoma tygodniami bez żadnych efektów. Te same media, które z radością witają podpisanie Paktu dla kultury, jeszcze kilka dni temu z obrzydzeniem pisały o roszczeniowych postawach pracowników KGHM i innych zakładów pracy, którzy zarabiając rzekomo krocie, śmią żądać kilkusetzłotowych podwyżek. Ciesząc się z sukcesu Obywateli kultury, nie powinniśmy tracić z pola widzenia sytuacji i potrzeb naszych współobywateli. My jesteśmy prymuskami z odznakami Wzorowego ucznia. Ale przecież w klasie są też tacy, którzy siedzą w dalszych rzędach.