Artykuły

Do sukcesu, śpiewająco

Z aktorką Joanną Liszowską, Zuzią z serialu "M jak miłość" rozmawia Małgorzata Iskra.

- Jak na aktorkę z zaledwie trzyletnim stażem ma Pani spory dorobek. Czy wielu koleżankom i kolegom z roku udało się tak błyskotliwie zadebiutować?

- Kilkoro dużo gra w teatrach, ale większość nie wykorzystuje umiejętności zdobytych w szkole teatralnej, choć wciąż próbuje sil na castingach. To smutne, gdy utalentowana aktorka musi utrzymywać się lepiąc aniołki. W zasadzie dla niektórych marzenia o scenie, jak dotąd, zakończyły się na udziale w dyplomie. Nawiasem mówiąc w przedstwieniu dyplomowym "Rajski ogródek" według Tadeusza Różewicza, w reżyserii Pawła Miśkiewicza, miałam honor występować we Wrocławiu przed autorem, w jego urodziny.

- Pani droga zawodowa potoczyła się jednak modelowo.

- To prawda, przez trzy sezony zagrałam wiele różnorodnych ról, chociaż z żadnym z teatrów nie związałam się etatowo i nie brałam udziału w castingach. Tak się składało, że po jednej propozycji przychodziły następne. Już sam debiut sceniczny był spektakularny: przygotowałam dublurę roli Krystyny Jandy w granych w warszawskim Teatrze Wielkim "Siedmiu grzechach głównych" Brechta. Rola była śpiewana, jak wiele innych zagranych później przeze mnie: w krakowskiej operze śpiewam w "Człowieku z La Manczy" partię Dulcynei, a w warszawskiej Komedii - na zmianę z Katarzyną Skrzynecką - jestem Roxie w musicalu "Chicago". Obecnie próbuję w Teatrze Buffo rolę Tutli Putli ze sztuki Witkacego.

- Czy do śpiewanych ról konieczne jest specjalne przygotowanie muzyczne?

- Nie uczyłam się śpiewu, ani gry na instrumencie, choć mama jest muzykiem i wykładowczynią krakowskiej uczelni muzycznej. Dziś tego trochę żałuję. Role przygotowuję "ze słuchu", jak większość śpiewających aktorów. Ale w samej szkole muzycznej bywałam od dziecka, choć przyznam, że pociągał mnie raczej klimat trzeciego piętra, gdzie mieściła się wówczas szkoła teatralna. Pamiętam, z jak wielkim podziwem patrzyłam na przechodzących korytarzami wielkich artystów: Jerzego Trele i Annę Polony, która później została moją profesor.

- Tych wielkich spotkała już Pani na scenie. Czym jest takie towarzystwo dla początkującej aktorki?

- Z wymienioną dwójką wystąpiłam w Starym Teatrze w "Damach i huzarach" w reżyserii Kazimierza Kutza, który wcześniej zaproponował mi interesującą rolę w filmie "Stare srebra", ale jego realizacja na razie nie doszła do skutku. W warszawskim Teatrze Ateneum w spektaklu poświęconym twórczości Młynarskiego partnerowałam z kolei, jako jedyna aktorka, znakomitym aktorom: Zamachowskiemu, Zborowskiemu, Opani. Ponieważ młody aktor opuszcza szkołę wyposażony zaledwie w podstawy warsztatu, kontakt z ciekawymi indywidualnościami aktorskimi może pomóc mu w rozwoju. Ja cenię sobie możliwość występowania obok świetnych aktorów i nobilituje mnie to.

- Jaki etap pracy nad rolą sprawia Pani największą radość?

- Budowanie postaci. Lubię pogrzebać w sobie i pomyśleć, w jakie cechy wyposażyć swą postać, jakie emocje nią targają. Natomiast samo granie przedstawienia n-ty raz może być nużące, ale nie ma prawa odbić się na jego jakości.

- Popularność daje Pani jednak udział w serialu "M jak miłość".

- Wcześniej zagrałam i w trzech odcinkach "Na dobre i na złe", teraz jestem Zuzią. Ale nie przesadzajmy z tą popularnością. Czasem tylko ktoś mnie rozpozna, powie komplement i to jest bardzo miłe. Ale nie ukrywam, że wolałabym, aby w ten sposób doceniano moje poważniejsze osiągnięcia aktorskie, na przykład rolę Roxie w "Chicago".

- Czy nie żałuje Pani, że nie gra w najpopularniejszym obecnie w kraju serialu roli pierwszoplanowej? To mogłaby być niezła trampolina do kariery.

- Ale też mogłoby być zupełnie odwrotnie. Znam przypadki młodych odtwórczyń głównych serialowych ról, które na castingach zawsze słyszą: - Pani dziękujemy. Ich twarz kojarzy się bowiem z serialową postacią. Dlatego nie marzę o utrwaleniu się w oczach widzów, jako konkretna postać. Nie oznacza" to jednak, że nie interesuje mnie udział w serialach. Właśnie kręcę 4-odcinkowy serial "Czwarta władza" (o potędze mediów), gdzie gram główną rolę kobiecą.

- Ale jako Zuzię będziemy Panią jeszcze oglądać?

- Mam nadzieję, choć to jest wyłącznie w rękach scenarzystki. Byłoby szkoda rozstawać się z ekipą "M jak miłość", z którą pracuje się niezwykle sprawnie. Trudno mi jednak mówić o jakimś szczególnym zaprzyjaźnieniu, gdyż przyszłam do serialu w trakcie jego trwania i jako osoba "spoza rodziny" występuję tylko w scenach w przychodni, kręconych w niewielkiej obsadzie. O zżyciu się ekipy mogę mówić przy okazji musicalu "Chicago": chodzimy na wspólne kolacje, spotykamy się poza teatrem.

- A o wolny czas nie jest przecież łatwo w Pani zawodzie?

- Jeśli zbiegną się próby i spektakle w teatrze, a także plany zdjęciowe i nagrania w Polsacie, gdzie od niedawna prowadzę program filmowy, śpię dwie godziny. Marzę wtedy tylko o odpoczynku. Ale gdy mijają trzy dni bez pracy, bardzo mi jej brakuje.

- Najlepsze lekarstwo na zmęczenie?

- Zdecydowanie sport: siłownia, rower, tenis.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji