Artykuły

WSPOMNIENIE: Arnold Szyfman (23.11.1882 - 11.01.1967)

Teatr był Jego pasją i miłością. Poświęcił mu całe życie. Bez teatru nie mógł żyć.

Był człowiekiem inteligentnym, mądrym i wykształconym, doktorem filozofii, wybitną osobowością.

To On w latach młodości, w roku 1906, debiutował jako dramaturg sztuką "Fifi" w Teatrze Miejskim w Krakowie. To On, z Karolem Fryczem i Teofilem Trzcińskim, równie wielkimi ludźmi teatru, otworzył teatrzyk małych form "Figliki". Występowała w nim Jego wielka miłość i towarzyszka życia, wspaniała artystka Maria Przybyłko-Potocka. To On był twórcą pierwszego kabaretu literacko-artystycznego "Momus". Otworzył go w stolicy w roku 1908. To Jemu zawdzięcza Warszawa Teatr Polski, który istnieje do dzisiaj przy ul. Karasia, któremu obecny dyrektor Andrzej Seweryn pragnie przywrócić dawny blask świetności. To On przekonywał możnych, zgromadził pieniądze i zbudował wspaniały, nowoczesny teatr, którego otwarcie nastąpiło 29 stycznia 1913 roku. Na inaugurację przygotował w swojej reżyserii "Irydiona" Krasińskiego, z Józefem Węgrzynem w roli tytułowej. O Jego teatrze, poziomie artystycznym, inscenizacji, repertuarze i reżyserii mówiono w samych superlatywach. W repertuarze miał Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego i Wyspiańskiego, choć nigdy nie wystawił Jego "Wesela", bo bał się pawich piór, które ponoć przynosić miały nieszczęście. Grywał sztuki Szekspira i Moliera. Upowszechniał współczesny dramat polski i europejski. Szczególną atencją darzył G.B. Shawa i Pirandella. Na wystawienie dzieł trudnych i wartościowych zdobywał pieniądze, sięgając po lżejszy repertuar, ale zawsze na wysokim poziomie. Za zarobione pieniądze, bo teatr był prywatny, wystawiał wielką klasykę - "Dziady" czy "Kordiana".

To On nauczył warszawiaków chodzenia do teatru. Nie tylko na sztuki lekkie i przyjemne, ale także na trudne i poważne. Jego teatr był zawsze pełny. Odpierał ataki ugrupowań politycznych i prasowych, pacyfikował konflikty wewnętrzne i strajki personelu. Był nie tylko dyrektorem, ale także społecznikiem teatralnym, członkiem Pen Clubu i Członkiem Zasłużonym ZASP-u. To On w roku 1937 był współzałożycielem i dyrektorem Polskiego Baletu Reprezentacyjnego.

Kiedy wybuchła wojna i wojska niemieckie wkroczyły do Warszawy, odebrano mu teatr. W roku 1940 aresztowano go i osadzono w więzieniu. Został zwolniony po siedmiu miesiącach, ukrywał się pod zmienionym nazwiskiem.

Pochodził z inteligenckiej rodziny żydowskiej, przeszedł na katolicyzm, ochrzczony został w kościele Świętego Krzyża.

Ukrywając się, kilka lat spędził w majątku Morstinów w Pawłowicach. Na tajnych kursach licealnych wykładał literaturę polską. Przygotowywał konspiracyjne przedstawienia. Brał udział w akcjach charytatywnych i pisał pamiętniki.

Po wojnie w roku 1945 przez kilka miesięcy pracował jako dyrektor Departamentu Teatru w Ministerstwie Kultury i Sztuki. Myślał o powrocie do Teatru Polskiego, który częściowo ocalał. W sierpniu 1945 roku otrzymał nominację na jego dyrektora i zgodę na odbudowę. Tym razem - państwowego teatru, choć Polski był Jego własnością. Zdawał sobie sprawę, że czasy się zmieniły, ale za wszelką cenę pragnął być blisko tego, co stworzył przed laty.

Odbudowany Państwowy Teatr Polski pod Jego dyrekcją otworzył podwoje w ruinach Warszawy 17 stycznia 1946 roku, aby stać się wkrótce przodującą sceną stolicy. Na inaugurację wybrał "Lillę Wenedę" z Elżbietą Barszczewską w roli tytułowej, w reżyserii Juliusza Osterwy, z jego udziałem w roli Ślaza. W obsadzie znalazła się plejada wielkich przedwojennych gwiazd tego teatru, z Wojciechem Brydzińskim jako Lechem, Leokadią Pancewicz-Leszczyńską - Gwinoną, Seweryną Broniszówną - Rozą Wenedą, Gustawem Buszyńskim - Derwidem, Mieczysławem Mileckim - Lelum i Kazimierzem Wilamowskim - Polelum oraz Saturninem Butkiewiczem grającym Przodownika Chóru Harfiarzy i Stanisławem Grolickim w roli św. Gwalberta. Miałem i ja zaszczyt brać udział w tym historycznym wydarzeniu. Jako początkujący aktor zostałem zaangażowany przez Arnolda Szyfmana do tego teatru. Zagrałem w "Lilli Wenedzie" niewielką rolę Lechona, syna Lecha. Czułem się zaszczycony tym wyróżnieniem.

Po "Lilli Wenedzie" Szyfman wystawił "Penelopę" Morstina, z Janiną Romanówną, Janem Kreczmarem i debiutującą w stolicy Justyną Karpińską - która później występowała pod nazwiskiem męża jako Justyna Kreczmarowa - "Fantazego" Słowackiego i "Cyda" Wyspiańskiego, w reżyserii Edmunda Wiercińskiego. A także trzy sztuki w swojej reżyserii: "Majątek albo imię" z Zofią Lindorfówną, Franciszkiem Dominiakiem i Mieczysławem Mileckim, "Oresteię" z Zofią Małynicz, Wojciechem Brydzińskim i Janem Kreczmarem oraz "Hamleta" z wielkimi rolami Mariana Wyrzykowskiego w roli Hamleta, Elżbiety Barszczewskiej - Ofelii, Leokadii Pancewicz- Leszczyńskiej - Gertrudy i Saturnina Butkiewicza - Króla. Cała czwórka tych wybitnych aktorów uhonorowana została nagrodami na pierwszym Międzynarodowym Festiwalu Szekspirowskim w Warszawie w roku 1947.

W styczniu 1949 roku otworzył dyr. Szyfman drugą scenę przy ul. Foksal. Nazwał ją Teatrem Kameralnym. W tym samym roku zaczęły się nasilać ataki grup partyjnych i rządowych na Jego osobę. Omotały go intrygi, oszczerstwa i plotki. Postanowiono go zniszczyć. Rezultatem tej nagonki było zdymisjonowanie go ze stanowiska dyrektora Teatru Polskiego 31 sierpnia 1949 roku. Nie bardzo wiedząc, co z nim zrobić, wysłano go na roczny płatny urlop. Na początku lutego 1950 roku przypomniano sobie nagle o nim jako o znakomitym organizatorze i powołano na stanowisko dyrektora Teatru Wielkiego Opery i Baletu w budowie. Okazało się, że jest jedynym człowiekiem, który jest w stanie podołać temu zadaniu. Stał się ponownie budowniczym i organizatorem wielkiego przedsięwzięcia. Pracował z ogromną pasją i zaangażowaniem. Był człowiekiem uczciwym i przyzwoitym. Nie interesowały go ani sława, ani profity. Interesował go teatr.

W roku 1955 powrócił na krótko, w atmosferze tak zwanej rehabilitacji, na stanowisko dyrektora Teatru Polskiego, zajmując się jednocześnie budową Teatru Wielkiego. Ale Jego wrogowie czuwali. W roku 1957, po dwóch latach rządów, po raz kolejny go odwołano. Przeżył to boleśnie. Odtąd zajmował się już tylko budową Teatru Wielkiego. Kiedy gmach był gotowy i 19 września 1965 roku otwierano go z wielką pompą, zapomniano o Arnoldzie Szyfmanie i Jego 15 latach zaangażowania i gigantycznej pracy, jaką włożył w odbudowę Teatru Wielkiego. Nie wspomniano o Jego zasługach. Zgorzkniały i rozgoryczony odszedł na emeryturę 1 stycznia 1966 roku. Rok później, 11 stycznia 1967 roku, odszedł na zawsze z tego świata.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji