Artykuły

Miejskie Teatry Dramatyczne St. Wyspiańskiego "Wesele"

Trzeba przyznać, że na inaugurującą nowy sezon, premierę w Miejskich Teatralnych Dramatycznych szliśmy z wielkim pesymizmem. Przed dwoma tygodniami dyrektor Państwowego Teatru Polskiego zapytany, dlaczego w repertuarze tegorocznym reprezantacyjnego teatru stolicy nie ma ani Wyspiańskiego, ani Fredry, tłumaczył nam, że nie może wprowadzić ich do repertuaru, ponieważ mimo wysiłków nie rozporządza dostateczną ilością odpowiednich aktorów. A tymczasem Teatry Miejskie wystawiają "Wesele"?!

Dodajmy, że ubiegły sezon Teatrów Miejskich - nie nastrajał optymistycznie. Premierę "Wesela" poprzedziły pogłoski wprost przygnębiające - o skreśleniach przez reżysera postaci Szeli, Hetmana i rezonującego Nosa. Byliśmy raczej skłonni nie widzieć pozytywnych osiągnięć, podchwytywać wszystkie słabe strony przedstawienia, reżyserii, gry. Mimo to wyszliśmy z przedstawienia oczarowani plastycznością widowiska i poezją słowa, z szacunkiem dla wysiłku reżyserskiego i dla jego koncepcji inscenizacyjnej, z uznaniem dla zespołu artystycznego.

Kazimierz Wilamowski zadebiutował jako reżyser nie chcący iść drogami naśladownictwa. Pokusił się o własną koncepcję dramatu niezależną od tradycjonalnego wzoru. Wykazał przy tym umiar i poszanowanie dla zasadniczych wskazań Wyspiańskiego.

Czy mu się to udało? Zasadniczo tak. W szczegółach - niezupełnie. Wilamowski usiłował pokazać nam w pierwszym akcie prawdziwe, normalne wesele na krakowskiej wsi: roztańczone, rozbawione, - z wódką na m stole. Wesele bez cudzysłowu, na którym bawią się ludzie żywi - ludzie normalni.

Akt drugi miał nam ukazać "co się w duszy komu gra, co kto w swoich widzi snach" - pokazać dramat. Jednostkowy dramat Marysi, szamotania się i zrywy żyjącej w mizernej atmosferze dusznego Krakowa inteligencji polskiej, bardzo dekadenckiej, słabej i bezwolnej, wreszcie - równie bezsilne bunty "młodopolskich" intelektualistów niezdolnych "podłość odrzucić precz, wypisać świętą sprawę na tarczy, jako ideę, godło... i orle skrzydła przyprawić..." W tym drugim akcie reżyser usiłował przedstawić dramat bezsiły narodu prowadzonego przez poszlachecką inteligencję zapatrzoną w wielkość historii, żyjącą wspomnieniami zrywów wolnościowych a dziś niezdolną do żadnych realnych działań. Znajduje to swój najwyższy wyraz w delirycznym szaleństwie Gospodarza w końcu aktu drugiego.

Akt trzeci w reżyserii Wilamowskiego - to już nastrój pijackiego "katzenjammeru" - nastrój opadnięcia woli i myśli. Nie ma już wzlotów ducha, nie ma wysiłku woli, ginie pragnienie czynu. Gubi się wszystko w beznamiętnym, niemal bezmyślnym, tragicznym tańcu - w takt mechanicznie jednostajnego przytłaczającego motywu muzyki Chochoła. W czar tego tańca bezwoli wciągnięci są także chłopi - zdrowi psychicznie i silni, pragnący w przewodnictwie inteligencji widzieć swą drogę. Oczarowami przez nią i... ogłupieni.

W tej koncepcji reżyserskiej brak postaci Szeli i Hetmana (ten ostatni w różnych inscenizacjach był już pomijany), nie zepsuł konstrukcji dramatu, tak, jak nie zepsuła jej nieoglądana dotąd na scenie rzeźwość Czepca. Niepotrzebnym wydaje się jednak usunięcie postaci Nosa; u progu trzeciego aktu bardzo brak tego dekadenckiego rezonera. Na dobro reżysera policzyć należy próbę zerwania z tradycjonalnymi sytuacjami sceny. Stańczyk nie pozuje się w fotelu na "matejkowskiego" Stańczyka, a siada sobie na zrębie stołu.

Koncepcję reżyserską zniekształcają wyraźnie niektórzy aktorzy i to...ci starsi, przyzwyczajeni do grania tak, jak się grało w Krakowie, jak się grało za Kamińskiego. Bay-Rydzewski np. dobry jako Czepiec, był nieznośnie głośny i za "realny" jako Wernyhora, Zofia Grabowska znakomicie mówiąca wiersz Wyspiańskiego wyraźnie nie poddała się wymaganiom reżysera, stwarzając postać klasycznej Racheli. Zaszkodziła rutyna.

Na ogół gra zespołu - dobra. Na specjalne wyróżnienie zasługują: Helena Buczyńska, znakomita w epizodycznej roli Kliminy, Elżbieta Wieczorkowska - bardzo dobra Gospodyni, Stanisława Stępniówna (Zosia) i Maria Żabczyńska (Panna Młoda). Z aktorów Wilamowski dał ciekawą i bardzo żywą postać Gospodarza, Stefan Wroncki pokazał oryginalną postać Stańczyka, Józef Zejdowski był bardzo dobrym ojcem Racheli, Świetna była, ukryta pod trzema gwiazdkami mała Isia.

Na uwagę zasługuje ciekawa ilustracja muzyczna Eugeniusza Dziewulskiego oraz dobre uwzględniające szczupłość sceny dekoracje Jana Hawryłkiewicza.

Niezależnie od zastrzeżeń jakie można wnosić po premierze Wesela, poziom widowiska każe przypuszczać, że w działalności artystycznej Teatrów Miejskich nastąpił pozytywny przełom.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji