Artykuły

Miał wielką siłę ducha

Nikomu nie musiał się przedstawiać Wystarczało, że zaczynał mówić tym swoim pięknym, zapadającym w serce i pamięć głosem, a wszyscy wiedzieli - tylko Krzysztof Kolberger tak potrafi...

Ksiądz Jan Twardowski powtarzał: "Pan Kolberger mnie rozumie. On umie czytać moje wiersze". Ciotka Krzysztofa Kamila Baczyńskiego też uważała, że "umie czytać". Napisała do niego list: "Gdyby Krzysztof żył, myślę, że chciałby, żeby tak mówić jego wiersze, jak pan to robi". On sam powiadał, że głos to dar natury, fizyczne, a może mistyczne promieniowanie człowieka.

MIAŁ RACJĘ. Kiedy kilka dni po śmierci Jana Pawła II czytał jego Testament, kiedy mówił wiersze polskich romantyków, kiedy czytał bajki, nawet kiedy podkładał głos do gier komputerowych, jego głos emanował dobrem, ciepłem i łagodnością. Był wybitnym aktorem teatralnym i filmowym. Zasłynął jako Konrad w Mickiewiczowskich "Dziadach" w reżyserii Adama Hanuszkiewicza i jako Romeo w Telewizyjnym Teatrze Telewizji, jednak najbardziej ukochał poezję i z przyjemnością dzielił się nią podczas spotkań na żywo z wielbicielami swego talentu w radiowych "Strofach dla ciebie", w kościołach. Czytał wiersze, mówił, ale nie recytował, bo nie lubił tego słowa, które kojarzyło mu się z nadętymi akademiami. Jego głos nigdy nie był nudny ani nadęty. Był głęboki, męski i.. jakby uśmiechnięty. Mówił: Wierzę że jak się uśmiechnę do złodzieja to mnie nie okradnie. To brzmi może naiwnie, ale jakoś nikt dotąd mnie nie okradł. Uśmiech to widzialne nasze wnętrze".

Krzysztof Kolberger namawiał do uśmiechu nie tylko wtedy, kiedy jesteśmy radośni i zdrowi, ale wtedy, kiedy jest nam smutno i źle. "Wiem, co mówię" - powtarzał. "Uśmiech ma moc uzdrawiającą. Żeby zmusić mięśnie twarzy do niby prostego układu ust, trzeba naprawdę zmobilizować wszystkie siły organizmu."

Wielki aktor uśmiechał się, nawet kiedy mówił o chorobie, z którą walczył przez wiele lat. Był pierwszym znanym Polakiem, który publicznie powiedział: "Jestem chory, mam raka". Mówił, o swojej chorobie, bo uważał, że jest to potrzebne. Nie tylko tym, którzy się zmagają z bólem i cierpieniem, ale ich rodzinie, znajomym. Udowadniał, że życie z rakiem jest możliwe, że w pewnym sensie można go ujarzmić. On swojej walki nie przegrał. Wygrał 20 lat pięknego, aktywnego życia... Był wiarygodny, bo był chory, a mimo to bardzo aktywny. Niedługo po jednej z operacji, jeszcze w bandażach, pojechał do Sorrento na festiwal filmowy, a potem podczas bankietu tańczył do białego rana. Mówił o sobie, że przede wszystkim jest człowiekiem odpowiedzialnym. Za siebie, za pracę, za rodzinę. Bo jak żyć bez odpowiedzialności? Przed laty w 1981 roku w niedzielę 13 grudnia aktor był umówiony w jednym z kościołów, by recytować poezję Czesława Miłosza. Tego dnia ogłoszono stan wojenny, zabroniono wszelkich występów, ale on był umówiony, więc poszedł. Na jego widok ksiądz aż się przeżegnał, przerażony perspektywą patriotycznej manifestacji... - Pacjentem też jestem odpowiedzialnym - opowiadał, bo... ani lekarzom, ani pielęgniarkom nie chciał utrudniać życia.

DO KOŃCA był bardzo silny wewnętrznie. Mówił, że czerpie moc ze swojego apetytu na życie. Z przekonania, że ktoś na niego liczy i że są ludzie, którzy go wspierają. Dzięki temu nie tracił ani sił, ani nadziei. Nadzieję miał do ostatnich dni - śmierć przerwała mu przygotowania do nagrania słuchowiska poświęconego poezji Władysława Broniewskiego.

***

Romantyk

W 1972 r. ukończył warszawską PWST, występował m.in. w Teatrze Narodowym. Stworzył wspaniałe role w filmach i serialach, m.in. w "Mazepie", "Najdłuższej wojnie nowoczesnej Europy", "Sforze" i "Panu Tadeuszu".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji