Cieszmy się!
Padobno Hemitr napisał "Firmę" w ciągu sześciu dni. Dla Jaracza i Modzelewskiej. W trójkę założyli w 1933 roku "Nową Komedię" i właśnie "Firma" była inauguracyjną premierą. Dowcipna, zaprawiona szczyptą goryczy sztuka o romansie poznańskiego kupca i aktorki ściągnęła sporo publiczności. Ale krytyce się nie podobała. Jaracza, owszem; chwalono, ubolewając zarazem, ze marnuje talent w kiepskiej komedyjce. "Dynamitu nie używa się do łupania orzechów", napominał "Kurier Poranny".
Dzisiaj pogardzany Hemarowy "orzech" wydaje się istną perełką repertuarową. Na deskach "Ateneom" broni się znakomicie. Żywym, błyskotliwym dialogiem, drwiną obyczajową. "Firmę" wyreżyserowano dyskretnie, zagrano sprawnie - i to wystarcza, by wzbudzić na widowni niekłamane zadowolenie. Kształt komedii uległ pewnym zmianom, ponieważ oryginał zaginął, zachował się tylko angielski przekład, który na powrót spolszczył Aleksander Bardini. Trudno to jednak uznać za przyczynę zastanawiającej metamorfozy: sztuka, zbywana niegdyś wzruszeniem ramion, okazuje się obecnie cennym odkryciem.
Cóż, w latach 39. "Firma" była jedną z niezliczonych komedii, wystawianych na warszawskich scenach. Kto dzisiaj potrafi ułożyć zgrabną intrygę, poczynić złośliwe obserwacje, rozbawić celną ripostą? Kto umie, ba, kto w ogóle próbuje napisać współczesną komedię? W dwudziestoleciu były to umiejętności dość pospolite. Podobne dramaty pisano - jak Hemar "Firmę" - na kolanie, istniało ogromne zapotrzebowanie na lekki, rozrywkowy repertuar, najlepsi poeci bywali autorami monologów, skeczów, kabaretowych piosenek. Teraz w poszukiwaniu podobnych tekstów sięgać trzeba do archiwów.
W "Ateneum" tym sposobem odkryto nie tylko "Firmę". Przygotowana również wieczór zatytułowany "Tuwim- kabaret". Niestety z nieco gorszym rezultatem. Nie znany bliżej reżyser, Jan Kamieński, nie dotarł do najlepszych Tuwimowych utworów, za to umieścił w scenariuszu takie, o których wypadało litościwe zapomnieć: Marian Kociniak z powagą deklamuje serwilistyczny wiersz o Józefie Piłsudskim. Znaczna część piosenek jest nie dopracowana scenicznie, toteż nawet najciekawsze interpretacje wokalne Krystyny Tkacz i Grażyny Strachoty często pozostawiają niedosyt.
Zapewne "Tuwim" może liczyć na życzliwość warszawskiej publiczności, złaknionej lekkich, dowcipnych przedstawień. Resztki z obficie niegdyś zastawionego stołu smakują dzisiaj niczym przednia potrawa.
I pomyśleć, że cały ten ogromny dorobek, którego okruchy jeszcze po pół wieku zachowują blask, powstawał w czasach dla teatru bardzo nieprzychylnych. W książce"Warszawskie sceny 1918-39" Edward Krasiński doliczył się blisko dwustu teatrów, teatrzyków i kabaretów działających w tym okresie. Zaledwie trzecia część zdołała przetrwać swój pierwszy sezon. Niektóre upadały po kilku dniach.
Wspominana na wstępie "Nowa Komedia" istniała tylko siedem miesięcy. Zlikwidowano ją w kwietniu 1934 roku, a już we wrześniu Jaracz uruchomił kolejną scenę - Teatr Aktora. Żeby zebrać kapitał zakładowy Mira Zimińska oddała w zastaw osobistą biżuterię. Teatr Aktora okazał się instytucją trwalszą od "Nowej Komedii". Istniał prawie dziesięć miesięcy.