Artykuły

Bez jeńców

- To mnie właśnie niesłychanie kręci w Bogosianie, że ten tekst jest przystawalny w stu procentach, przyswajalny i zrozumiały. To nie jest tekst ex catedra, to jest opowiadanie człowieka o niewiadomym statusie, każdym statusie, człowieka "skręconego" - mówi aktor GRZEGORZ WOLF przed premierą monodramu "Seks, prochy i rock and roll" w Teatrze Miejskim w Gdyni.

Najnowsza premiera w Miejskim zapowiada się sensacyjnie.

Piotr Wyszomirski: "Seks, prochy i rock and roll" - tytuł szalenie zobowiązujący...

Grzegorz Wolf: Do czego?

Do tego, czego w naszym teatrze było trochę mało, czyli do przekroczenia artystycznego. Nie chodzi o "wywalanie flaków", ale o poruszanie tematów, które są nie tylko ważne, ale i zrozumiałe. Było wiele ważnych tytułów, ale one operowały na wysokim poziomie metafory, "wysoka literatura", a tekst Bogosiana jest bardzo przystępny, zrozumiały i porusza najważniejsze tematy.

- Dokładnie. To mnie właśnie niesłychanie kręci w Bogosianie, że ten tekst jest przystawalny w stu procentach, przyswajalny i zrozumiały. To nie jest tekst ex catedra, to jest opowiadanie człowieka o niewiadomym statusie, każdym statusie, człowieka "skręconego". Ja bym go porównał do "Dnia Świra" Koterskiego, bo Bogosian mówi o podobnym rodzaju aberracji, jakiegoś skręcenia flaków i niemocy, walki ze wszystkim i niezgody na wszystko. Taki dojmujący ból wynika z tego tekstu.

Jeśli dobrze pamiętam oryginał, to sporo wycięliście. To jest dłuższy tekst? Spektakl będzie trwał godzinę 20 minut?

- Ile będzie trwał, to jeszcze zobaczymy. Musimy się z tym zmierzyć, żeby ostatecznie określić. Natomiast wobec tekstu, który pan Bronisław Wrocławski zaprezentował, to się troszeczkę różni. On wziął dwie, czy trzy opowieści inne, my pozostaliśmy przy tej konstrukcji zapisanej przez Bogosiana, bez suplementów. Poza tym w zapisie z TVP Kultura Wrocławski dodaje dużo swojego.

Tam był benefis, przedstawienie było zupełnie specjalne.

- Tam Bogosian miesza się z Wrocławskim z tego, co zauważyłem. Ale rzeczywiście, trochę tekstu ucięliśmy, szczególnie uciekaliśmy od lokalności, amerykańskości, chcieliśmy, żeby to było uniwersalne. Jesteśmy w Gdyni, w Trójmieście. Ja bym chciał, żeby to było przede wszystkim o nas, o Polsce, o naszym McDonalds'ie, Pizzy Hut i domie kurestwa, a nie amerykańskim.

W tej chwili bardzo popularnym gatunkiem jest One Man Show albo Stand Up Comedy.

- Chyba już nie.

Moim zdaniem rozwija się teraz w Polsce, bo kiedyś był tylko Rutkowski, w tej chwili w Gdańsku też jest takie przedstawienie. Był taki słynny film "Lenny" o Lennym Bruce, który był takim trybunem ludowym, był gwiazdą campusów. Jego teksty to nie była komedia, były gorzkie. Sam zresztą przepłacił to swoją tragedią osobistą. Czy takie myślenie było też u Ciebie, gdy pracowałeś nad testem? Takie chwytanie za gardło?

- Taki jest tekst. Chwyta za gardło. Jeszcze raz powtarzam, załapałem się na Bogosiana, ponieważ sam czuję się podobnie jak on, tzn. strasznie "rozwalony" przez ostatnie lata.

Wiek męski, wiek klęski?

- To nie w tym rzecz. Tego nie znajduję w sobie. Chodzi raczej o okoliczności zewnętrzne, które mnie otaczają i ograniczają.

Chciałeś to z siebie wyrzucić?

- Tak, dokładnie. Tak, jak mówię, staram się myśleć lokalnie, czyli o tym, co dotyka mnie i ludzi dookoła. A co do formuły One Man Show, to nie jest tak do końca, bo oni "lecą" cały czas prywatnym "ja", który podpiera się formą przykładu.

Ale też dialogują, zachęcają publiczność, wyciągają, prowokują.

- Tak, wiem. Natomiast my tutaj "lecimy" jednak troszeczkę formułą teatralną złamaną, to jest gdzieś w pół drogi. Widz przyjdzie na premierę, zobaczy i się okaże. Ja sam nie bardzo chcę definiować, co to jest. Co mam powiedzieć, że w głowie nam Brecht np. świecił? No świecił, trochę myśleliśmy brechtowsko o tej formule. Spektakl jest zbudowany z dwóch płaszczyzn. Jest główny bohater, który mierzy się z rzeczywistością i ona dopada go co chwilę, ale to jest cały czas bohater, który walczy, nie zgadza się, coś go wypełnia. Opowiada historię o tym, z czym jest w niezgodzie.

Na konferencji prasowej szczególny nacisk położyłeś na ostatni człon tytułu "Rock&Roll". Jak wiadomo r&r to z jednej strony wolność, niezgoda na fałsz i poprawność, wszechogarniające nas tchórzostwo. Niewiele zostało z tych pięknych haseł sprzed dwudziestu, trzydziestu lat. W tej chwili wszyscy mają kredyty do spłacenia i nie wychylą się w sytuacji, gdzie trzeba się wychylić i zaryzykować. Natomiast to mi się szczególnie podobało i serce szybciej zabiło, kiedy zacząłeś mówić o tych naszych lokalnych klimatach. Wymieniłeś przesławny zespół Po prostu z niewiarygodnym wokalistą Szczepanem, także dwa najsłynniejsze gdyńskie zespoły - Apteka i Dr. Hackenbush.

- Ale ja Hackenbusha traktowałem dosyć kabaretowo. Apteka była bardziej na serio, chociaż z dużym poczuciem humoru i dystansem.

Ale to są zespoły brudne, wulgarne, ostre, tam jest "bez jeńców".

- Dokładnie, "jeńców nie brać". Po prostu jest krótka piłka i pozamiatane.

Jak się przygotowywałeś do roli w tym aspekcie rock&rollowym. Wracałeś do nagrań?

- No pewnie, lubię na You Tube wskoczyć i Szczepana z załogą pooglądać, bo to mnie zawsze nastraja. Ostatnio widziałem, co oni tam śpiewali, kurcze "U denatki znaleziono kał", czyli "Sprawa Gorgonowej", już nie pamiętam. To jest jakiś koncert sprzed kilku lat, Szczepan założył sobie wtedy czarną pończochę na łeb i nagle poczułem, że koleś ma w sobie taką wściekłość i niezgodę, jest terrorystą, kompletnym wariatem i to mnie bierze cały czas.

Chyba nie tylko rock&roll. Po prostu jest wciąż zespołem punkowym.

- No tak, ja generalnie wracam do muzy lat 80-tych i nie tylko polskiej, bo wiadomo Aptekarze, ale również kapitan Beefheart, Psychiczna Telewizja...

Frank Zappa

- Tak, Frank Zappa z Kapitanem Beefheartem bardzo serdecznie polecam, albo taka grupka Butthole Surfers - wszystkim bardzo polecam. Nie ma jeńców, jest psychodeliczny punk rock i cześć. Z drugiej strony, żeby było tak antykapitalistycznie, no to taka gromada Inti-Illimali. To są folkowcy zaangażowani politycznie z Ameryki Południowej, którzy pogrywali z Manu Chao. Albo Quilapaun, taka kapela to jest potęga, jak śpiewają o komendancie Che Guevara, to w człowieka wstępuje duch.

To jest super, że to nie jest tekst po prostu wzięty. Aktor bierze, uczy się, gra, ale z Ciebie to idzie ze środka. To tak rzadkie, żeby wysłuchać aktora, który mówi z taką energią od siebie. To dla Ciebie bardzo osobiste doświadczenie, wiem, że mówię komunały, ale dla mnie ma to walor wyjątkowości.

- To prawda, dlatego to mówię. To jest moja osobista sprawa, ten tekst, lepszego nie znalazłem, bardziej współczesnego, czy polskiego, jeśli o to pytasz. Ten tekst uważam za adekwatny. Natomiast tak jak powiedziałem na konferencji, mnie średnio interesuje popis aktorski dla samego popisu, i nie za bardzo zgadzam się na tak zwane "aktorstwo dla aktorzenia". Z całym szacunkiem do wielkich mistrzów słowa czy sztuki teatralnej. To nie dla mnie, ja jestem inny. Ja jestem z innego nurtu urwany. Nigdy nie będę aspirował, aby być mistrzem teatru rapsodycznego, mistrzem formy bardzo klasycznej. Po prostu kiedyś sobie uświadomiłem, że nie, no i nie. Ja mogę zagrać na przykład w Czechowie, ale ja tego Czechowa widzę inaczej. Bo teatr jest teraz, ma być żywy, ma być o nas. To nie może być rekonstrukcja wydarzeń sprzed setek lat. Ja nie będę precyzyjnie szlifował formuły, żeby cokolwiek odtworzyć. Moim zdaniem trzeba cały czas słuchać bliźnich, którzy cię otaczają i trzeba próbować szukać języka, jakim porozumiewa się współczesny świat.

Z ogromną radością słucham nie tylko tego, co mówisz, ale jak mówisz o tym spektaklu. Grzegorz Wolf, którego bardzo szanuję jest bardzo "swój", osobisty. To coś, na co zawsze czekałem, to coś, co rzadko widziałem do tej pory. Bardzo często jesteś kapitalnym odtwórcą roli charakterystycznych i sam wiesz, że często Cię szufladkowano.

- To niestety zmora filmu, polskiego teatru, szufladkowanie. Chciałbym kiedyś spotkać takich braci Cohen, którzy nagle idą w poprzek stereotypom, a tu ciągle istnieje problem. Wyglądasz tak, masz takie zmarszczki czy inne, masz temperament, więc lecimy Ciebie w "tego", "tego" lecimy w inną mańkę To jest nudne, flakowate. Jeśli otworzysz kolejne pudełko i widzisz kolejną telenowelę, czy serial, to ja mam rzygi, flaki mi się wywracają, nie mogę na to patrzeć, to jakaś masakra ludzka. To jest nudne, przewidywalne i nędzne, szkoda prądu. Ludzie nie oglądajcie tego, błagam Was!

Żyjemy w takich czasach, w jakich żyjemy, na nic nie mamy czasu. Gdybym miał wysłać Twoje zdanie z tego spektaklu smsem, jakie zdanie byś wybrał?

- Podobnie jak większość z was, nie tak dawno byłem w głębokiej depresji. Musiałem usiąść pewnego wieczoru na tapczanie, w kąciku i rozczłonkować siebie. Znaleźć siebie, odnaleźć. Kiedy tak rozczłonkowywałem siebie, nagle usłyszałem w głębi duszy głosik, to był głosik mego dziecięcia. On mówił do mnie

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji