Artykuły

Światowej klasy potwory

"Gorące lato w Oklahomie" w reż. Artura Urbańskiego w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Łukasz Kaczyński w Polsce Dzienniku Łódzkim.

Jeśli mierzyć kreację aktorską stopniem niechęci wzbudzanej w widzach do granej postaci, "Gorące lato w Oklahomie" ustala w Teatrze im. S. Jaracza w Łodzi nowe standardy. W geście wyższości z tej niechęci wykrystalizuje się z czasem współczucie, by w finale ustąpić miejsca złości i niezgodzie na taki obraz człowieka.

Sztuka "Sierpień" Tracy'ego Lettsa, uhonorowana w 2008 roku Nagrodą Pulitzera za najlepszy dramat, na podstawie której powstał spektakl, to bodaj najlepszy i jeden z bardziej fascynujących tekstów, jakie w bieżącym sezonie artystycznym oglądać mogliśmy na deskach Teatru im. S.Jaracza.

Zaginięcie ojca, Beverly'ego (w tej roli Aleksander Bednarz), ściąga po latach nieobecności do rodzinnego domu na prowincji i pozostającej w nim matki Violet (Barbara Marszałek) ich córki z rodzinami: Barbarę (Ewa Audykowska-Wiśniewska) i Karen (Urszula Grycze wska). Dotąd chorą na raka krtani matką lekomanką i ojcem, emerytowanym zgorzkniałym wykładowcą, poetą bez weny i alkoholikiem z fantazją, opiekowała się trzecia z sióstr Ivy (Monika Badowska). Nim Beverly zniknie, zatrudni do opieki nad żoną młodą Johannę (Matylda Paszczenko), niemowę. Kilka spędzonych ze sobą dni pokaże, jak wszystkie te osoby niewiele wiedzą o sobie i jak nieudane życie prowadzą. Nawet jeśli bronią się przed nieszczęściem i uwikłaniem w toksyczne relacje z dziećmi lub rodzicami (mały Charlie), to są nosicielami grzechu innych. Grzechu o sile fatum.

Zalążek fabularny ma tu jednak charakter pretekstowy. Podobny charakter ma także scenografia. Przede wszystkim nie przeszkadza, nie odwraca uwagi od kunsztu aktorskiego. Choć, jak wspominał reżyser i autor scenografii Artur Urbański, w warstwie estetyki jest ona realistyczna, funkcje jej nie kończą się na budowaniu przestrzeni domu rodzinnego Westonów. Szklane ścianki, po których prześlizgują się twarze postaci, ruchome drzwi, regały po brzegi zapchane książkami (ich grzbiety są puste), to kwintesencja życia w prowincjonalnej mieścinie Osage w stanie Oklahoma. Wątpliwy, zwłaszcza z początku i z punktu widzenia "realizmu"' zdarzeń, acz wierny innym realizacjom sztuki Lettsa, wydaje się jedynie koncept scenograficzny dotyczący drugiego piętra domu. Z czasem okaże się on celowy i pozwoli zbudować kilka ciekawych scen.

Konflikt zawiązany jest między Violet a najstarszą z córek Barbarą, domniemaną ulubienicą Beverly'ego. Mimo to trudno wskazać postaci zdecydowanie drugoplanowe, każda bowiem ma do odegrania w strukturze dramatu konkretną rolę.

Gdyby szukać wytłumaczenia dla decyzji nieco irytującego dzielenia spektaklu antraktami, pierwszym byłby ładunek emocji nagromadzonych w każdym z aktów i potrzeba ich odreagowania. Drugim (konsekwencja podążania za założeniami Lettsa) podkreślenie zmian w tonacji aktów i zmian w relacjach między postaciami, jakie następują: wraz ze zniknięciem ojca i zamknięciem matki w szpitalu. Z tych dwóch filarów rozpadającego się ładu, ten pierwszy wydaje się bezwolną ofiarą. Rzeczywistość nie jest oczywiście czarno-biała, ale i tak Beverly jest ojcem, za którym się tęskni. Jest też stale obecny w domu, jeśli nie we wspomnieniach, to w osobie poruszającej się bezszelestnie pod domu Johannie, niemym świadku rozpadu rodziny.

Reżyseria Urbańskiego jest niemal niewidzialną. Znajdziemy tu też proste, przejrzyste, ale niebanalne znaki. Spektakl kończy scena w stylu Gombrowiczowskim: Violet, ten Saturn w wieczorowej sukni, pożera wzgardzonego przez wszystkich wielkiego, tłustego suma. Barbara, której tragizm oddają słowa Billa (Mariusz Jakus), jej męża, wykładowcy college'u, który romansuje ze swoją uczennicą: "Jesteś wspaniałą kobietą i bardzo cię kocham. Ale żyć z tobą nie można", wychodzi z kuchni, tymi samymi drzwiami, którymi przed momentem wybiegła Ivy. Którymi opuszczali dom wszyscy członkowie rodziny. Czy odejdzie z niego na pewno i na zawsze? Znajdziemy też kilka momentów, w których intencje reżysera są wyraźne, ale na scenie skutkują efektami, które nieco uwierają i z którymi nie wiadomo co począć. Syrena policyjna oświetlająca wnętrze domu jest jak najbardziej zrozumiała, lecz jej fizyczne pojawienie się na scenie przed wejściem szeryfa (Robert Latusek) nijak nie jest umotywowane. Również potraktowanie czasu, skomasowanie go w ostatnim akcie. Na szczęście Urbański w uwadze pochylony nad tekstem sztuki Lettsa oddaje jego amerykań-skość, atmosferę "gorącego lata" w domu na prowincji i kreśli postaci dojmująco autentyczne, z którymi obcowanie boli.

Za Beverlym Aleksandra Bednarza, choć pojawia się tylko kilka minut na scenie, tęskni się jak za ostatnim ratunkiem w chaosie, przerażenie budzą manipulacje nieszczęsnej Violet Barbary Marszałek, dobrą rolę oschłego intelektualisty przygotował Mariusz Jakus. Wspaniałe portrety sióstr przygotowały: Ewa Audykowska-Wiśniewska, Monika Badowska i Urszula Gryczewska. Śmiało można powtórzyć to, co mówiono w przypadku "Jaracza" tak często: atut "Gorącego lata..." to rewelacyjny, wrażliwy i głęboko myślący zespół aktorski, grający równo i w siebie wsłuchany. Wielkie brawa należą się wszystkim. Gdyby nie oni, świat toksycznych relaq'i rodu Westonów nie byłby tak porażający.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji