Minio
W 1945 roku, gdzieś w marcu, do Café Mokka w Łodzi wszedł nagle elegancki młodzieniec w trzyczęściowym garniturze. Przystojny i pewny siebie. Ponieważ w południe w Mokce bywali wszyscy, zaprzyjaźniliśmy się przy kawie. Był to dla mnie zaszczyt - wspomina Andrzej Łapicki w Rzeczpospolitej.
Niezwykle zdolny satyryk, sam Janusz Minkiewicz, proponuje mi brudzia. Znałem jego utwory, niektóre na pamięć, jak słynnego "Tatara":
Pewien Tatar
Miał katar
A Katarzyna
Żona Tatarzyna,
Miała z nim małego syna.
Tatar - tata
Obowiązki spełniał kata.
Bał się kat zakatarzony
Katarzyny - kata żony.
Minio, jak go nazywano, był mistrzem słowa. Jego limeryki, nieoczekiwane rymy były majstersztykami. Kawa w Mokce przed południem, ale alkohol dopiero od 19 - w SPATiF-ie. Miał tam stolik, do którego nie każdego dopuszczał. Na pytanie natręta: "Czy mogę się przysiąsć?", odpowiadał twardo: "Nie!". Mnie chyba lubił i wolno mi było napić się z nim wódki. Obowiązkowo bez zakąski.
Najpierw, jak wszyscy, pisał satyry na "psa łańcuchowego imperializmu" Titę. Aż mu się znudziło i zaczął tłumaczyć musicale. Na przykład z Marianowiczem przełożyli "My Fair Lady". Napisał również przeróbkę muzyczną "Madame Sans-Gene" - którą miałem sposobność reżyserować w Teatrze Syrena - z przebojem "Madame Sans--Gene to słynna praczka..." i dalej jeszcze śmieszniej. Nie wiem, czy był na premierze, bo przecież o 19 czekał stolik w SPATiF-ie. Tam dopiero skrzył się, błyszczał najprawdziwszy dowcip, i to ten najlepszy, bo przypadkowy. Kiedyś Leon Pasternak przyszedł z lekko utykającą partnerką. Minio na pożegnanie wstał i z całą galanterią powiedział: "Arrivederci CHROMA".
Mówiłem o jego akrobatycznych rymach. Występowaliśmy razem w 1954
roku w kabarecie Stańczyk. Była to Wielka Sobota, uczciliśmy to bankietem. Rzuciłem pomysł - kto znajdzie rym do słowa "kandelabr". Nawet Minio zamilkł. Gdzieś po godzinie swoim niepowtarzalnym, lekko nosowym głosem powiedział: "NIE LUBIĘ, GDY KTOŚ STRZELA... BRR!".
Kiedy przeprowadził się do Warszawy, zamieszkał na Starym Mieście. Rzadko przyjmował gości, więc i ja nie mogę się pochwalić tym wyróżnieniem. Pamiętam, jak zobaczyłem go kiedyś na Kruczej z plikiem gazet pod pachą - wyglądał jak pan z przedwojennej pocztówki.
Minęło właśnie 30 lat od śmierci tego eleganta, który wkroczył do Mokki. To wspomnienie dedykuję jego uroczej córce Monice, która przyfrunęła z tej okazji.