Artykuły

Gdy tracisz motywację, uciekaj z roboty

TOMASZ SCHIMSCHEINER, aktor Teatru Ludowego w Krakowie. Żadnej pracy się nie boi. Był lektorem w radiu i... "zagrzewaczem" widowni. Bo każde zajęcie uczy czegoś, co może przydać się w zawodzie aktora. Teraz gra w teatrze i w serialu "Na Wspólnej".

Podobno ma Pan nową zawodową pasję?

- Nagrałem na płytę CD powieść w formie słuchowiska! Pamiętam jeszcze z głębokiego dzieciństwa, jak zafascynowani rodzice słuchali nadawanych przez radio powieści w wydaniu dźwiękowym. Mnie to też strasznie kręciło, może nawet jakoś wpłynęło na decyzję zostania aktorem. Teraz, czytając "Każdemu, co się należy od mafii" Sciascii, wcieliłem się w kilkanaście postaci. Bardzo pomógł mi fakt, że kiedyś pracowałem w radiu jako lektor, choć w ten sposób jedynie dorabiałem do pensji.

Chałtura?

- Tak, ale w każdej chałturze zawsze motywuje mnie coś, co kiedyś może się przydać w zawodzie. Np. pracowałem jakiś czas w telewizji jako "warniup" ("zagrzewacz" widowni) - pokazywałem 200 osobom, kiedy mają klaskać, kiedy się śmiać itd. Podczas długich przerw w wielogodzinnym nagraniu musiałem ludzi opanować i zabawić, by się nie nudzili. Nauczyłem się, jak działa tłum, co najlepiej łapie, jak utrzymywać temperaturę programu.

Bardzo się to przydało, gdy zrobiłem w teatrze monodram - przez półtorej godziny sam na scenie musiałem zajmować 90-120 osób. Im więcej mam tych nowych wyzwań i pól do sprawdzania się, tym lepiej. Kiedy więc dwa lata temu otworzyła się przede mną szansa pogrania w serialu, uznałem, że będzie to bardzo interesujące doświadczenie. I rzeczywiście jest.

Nie złości Pana, że dla wielu widzów jest Pan aktorem jednego serialu?

- I że mylą Schimscheinera z Brzozowskim! A mylą. Jeden z widzów zapragnął nawet, żebym pomagał mu w życiu. I to właśnie jako Brzozowski, bo jest spokojnym, ciepłym facetem, który... na wszystko zna odpowiedź. Jeśli człowiek oczekuje pomocy od serialowej postaci, to niedobrze, to ja tak nie chcę. Inna sprawa, gdy ludzie (byleby to nie była 100-osobowa wycieczka) zaczepiają mnie, prosząc o autograf albo mówiąc, że fajnie gram. To zupełnie naturalne. A co do grania w serialu, nie mam poczucia, że robię coś złego, bo to niby gorszy rodzaj sztuki. Znajduję tu masę rzeczy, które mnie motywują do pracy nad warsztatem aktorskim, no i jest to znów ciekawe doświadczenie na życie: z osoby małopopularnej, znanej tylko rzeszy widzów teatralnych w Krakowie, stałem się nagle ogólnie znaną postacią.

przerzucając je na moje postaci w teatrze, telewizji czy filmie. Dopóki ją mam, ogromnie się cieszę. Gdy zniknie, trzeba będzie zastanowić się nad zmianą zawodu. Byłem już w różnych sytuacjach i wiem, że jeśli traci się motywację i radość z roboty, trzeba ją zmienić. Na szczęście, ta zmiana z reguły wychodzi nam na dobre. Jeśli nie materialnie, to pomaga rozwijać osobowość, przez co stajemy się lepsi.

Opowie Pan coś o swoim życiu prywatnym?

- Unikam rozmów na ten temat. Na ile mogę, staram się chronić moją prywatność. Wprawdzie jestem osobą publiczną, ale nie chciałbym, żeby ktoś wchodził do mojej sypialni, jadalni czy przedpokoju. Pragnę w domu z żoną i dzieckiem czuć się bezpiecznie. Jestem gościnny, więc nie zamknę nikomu drzwi przed nosem, ale są miejsca, do których gości się nie zaprasza...

To może chociaż dwa słowa o żonie i córce?

- Moja żona Beata też jest aktorką. A nasza Lena ma 14 lat. Odpukać, na razie znajduję z nią porozumienie, co w dużej mierze zawdzięczam żonie. Przypomina mi, że z nastolatkami nie zawsze łatwo się dogadać. Gdy więc pojawiają się jakieś konflikty, staram się jak mogę opanowywać nerwy. Żeby, pochopnie postępując, nie skrzywdzić własnego, ukochanego dziecka. Bo przecież bardzo mi zależy, by pomóc mu jak najwięcej na starcie w szczęśliwe życie i jak najmniej je uszkodzić!

Zaczął Pan już czuć się gwiazdą?

- A co to jest gwiazda?! Dla mnie może to być np. sąsiadka, która ma w sobie taką energię, że patrząc na nią, chce mi się żyć. Gwiazda świeci blaskiem, który innym pokazuje drogę. I... nie wie, że świeci.

A kim w takim razie jest według Pana aktor?

- Przekazuje widzom emocje, które wpływają na ich wrażliwość, życie, pracę... Wciąż mam potrzebę, by wyrażać swój stosunek do świata, chwalić się doświadczeniami,

Wydaje się Pan bardzo poważnym człowiekiem...

- To niedobrze, bo chciałbym wciąż być dzieckiem. Dla mnie ideałem byłoby mieć wiedzę i doświadczenie osoby dojrzałej, a umieć bawić się życiem jak dziecko.

A potrafi się Pan cieszyć?

- Cieszę się ze swojej roboty, z rodziny, z naszej kotki. Cieszę się z tego, że żyję. Życie to kapitalna rzecz. Na ogół oczekujemy, że spotkają nas niewiarygodne przygody: nieprawdopodobna miłość, nieprawdopodobny seks, nieprawdopodobna praca i zabawa. I niech się przewróci którakolwiek z tych rzeczy, wszystko bierze w łeb. A według mnie trzeba we wszystkim znajdować przyjemność. Być przekonanym, że nawet wyjście na ulicę to wydarzenie! Że jadąc autobusem w tłumie, mogę za chwilę przeżyć najpiękniejszą przygodę w życiu. Ludzie mają w sobie dobrą energię. I, nieraz głęboko zakopaną, potrzebę uśmiechnięcia się jeden do drugiego. Wierzę w to i niech mi nikt tego nie zabiera!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji