Artykuły

Szekspir zrobiony w karo

W "OTELLU", jak wiadomo, najważniejszy jest Murzyn. Dobry Murzyn to sukces, zły Murzyn to pewna klepka. Mowa, oczywiście, o kategoriach estetycznych, a nie etycznych. Chociaż zarówno sukcesy, jak i klęski artystyczne o moralność zahaczają - jak wszystko na tym świecie.

Idąc na premierę "Otella" do warszawskiego Teatru Polskiego cieszyłem się z góry: Murzyn Ignacego Gogolewskiego to dopiero będzie Murzyn. Aliści - jak mawia Jerzy Waldorff - wprędce rozczarowałem się. Zrozumiałem, że Gogolewski i August Kowalczyk - reżyser, mają zupełnie inne wyobrażenie o Murzynie z "Otella" niż ja.

Murzyn u Szekspira to był ktoś. Blask bijący od niego musiał być tak wielki, aby nie było widać czarnej skóry. Tylko pod tym warunkiem mógł Szekspir połączyć go z białą lady Desdemona węzłem małżeńskim.

Tymczasem Murzyn pary Kowalczyk - Gogolewski jest zupełnie kimś innym. Jest to Murzyn, którego można by zagrać na przedstawieniu dobroczynnym na rzecz Ligi Zamorskiej i Kolonialnej; Murzyn raczej z "Chaty Wuja Toma" niż z Szekspira. Zawodzenie czy przeciąganie, mające imitować cudzoziemskość wymowy, koci krok na ugiętych kolanach, aczkolwiek nie wyzbyty do końca z ciężkości gospodarskiego chodu Antka Boryny - to środki, którymi reżyser i aktor próbowali wyrazić odmienność Otella. To środki, które sprawiają, że Otello z ul. Karasia zaczyna być śmieszny, a nie tragiczny.

Wpadka ta nie byłaby godna głębszych dociekań - poza samym stwierdzeniem faktu - gdyby nie przydarzyła się tak znakomitemu aktorowi, jakim jest Ignacy Gogolewski. I dopiero zderzenie porażki z klasą Gogolewskiego jako artysty nadaje "Otellowi" w "Polskim" wymiar szekspirowski.

Jest to przykład znamienny, świadczący o tym, że teatr współczesny nie może się obyć bez reżysera mającego wizję całości widowiska, i to wizję odpowiedniej jakości. Brak reżysera z wyobraźnią sprawia, że nawet udział najwybitniejszych aktorów nie jest w stanie zapewnić sukcesu przedstawieniu. Dla współczesnego teatru bowiem najistotniejsza jest pełna napięć dialektyka twórcza, rozgrywająca się między reżyserem, aktorem i scenografem. Niedostatek wymiaru artystycznego u któregoś z uczestników tej triady niweczy często wysiłek całego zespołu ludzi.

Na sprawie Murzyna nie kończą się jednak niepowodzenia "Otella" przy ul. Karasia.

W "Otellu" istnieje zawsze problem jeszcze jednego reżysera. Tego, który rozpętuje wszystkie wydarzenia, nabrzmiewające do tragicznego wymiaru. Sprawa Jagona. Grający tę rolę Stanisław Mikulski nie potrafił jej ukazać w szekspirowskim wymiarze. Był to raczej wymiar Malinowskiego i kierownika z "Podwieczorku przy mikrofonie". Ciekawe dlaczego? Grał przecież bardzo długo dwulicowość, maskowanie się w "Stawce większej niż życie". Była to jednak dwulicowość w dobrej sprawie. Widać dwulicowość w złej sprawie przekracza obecne możliwości tego aktora. A może po prostu zabrakło reżysera, który by mu pomógł odtworzyć zimną pasję tej postaci? Żrące pragnienie wielkości przy braku możliwości. Mikulski nie ma dobrych doświadczeń szekspirowskich. Pamiętam jego niepowodzenie - moim zdaniem - przed laty, kiedy grał w Lublinie Makbeta. Widać tragiczny świat zła szekspirowskiego nie odpowiada temu aktorowi.

A Desdemona? Hanna Balińska w tej roli chyba za bardzo zapatrzyła się na filmową Desdemonę Skobcewej. Obie panie zresztą reprezentują podobny typ urody. Naśladownictwa nigdy jednak nie sięgają oryginału. Desdemona w ujęciu Balińskiej jest za bardzo kimś do duszenia. Nie kimś, kto współistnieje.

W tym przedstawieniu prócz reżysera zawiódł i scenograf, Ryszard Winiarski. Zamiar był bardzo ambitny - stworzenie scenografii poprzez swoją abstrakcyjność uniwersalnej, dobrej na każdą odsłonę. Z sufitu spuszczano kwadraty zawieszone pionowo wzdłuż przekątnej. Z tymi kwadratami, przypominającymi karo, usiłowali współżyć aktorzy, wyglądając spoza nich, opierając się o nie... W sumie dało to efekt dość tandetnie cyrkowy. Ambicja osiągnięcia stanu nowoczesności przypominała zapał, z jakim na początku lat sześćdziesiątych malowano w podrzędnych restauracjach ściany w "pikasy".

Niestety, nawet tekst zawiódł. Bohdan Drozdowski, którego miałem okazję chwalić niedawno z okazji "Króla Jana", tym razem parafrazując zbyt uwspółcześnił Szekspira; Stąd kwiatki w rodzaju: "Ty dziwko! - Nie jestem dziwką". Wrażenie pogłębiał fakt, że aktorzy nie próbowali stonować tego rodzaju kwestii.

Problem "Otella" przypomniał raz jeszcze problem Teatru Polskiego, który od lat pod różnymi dyrekcjami nie może osiągnąć koniecznego dla tego typu sceny poziomu. Teatr ten bywa reprezentacyjny, ale tylko podczas występów zagranicznych zespołów. Wydaje się, że teraz właśnie nadszedł czas oraz istnieją warunki ku temu, aby do Teatru Polskiego ściągnąć wybitnego inscenizatora. Wtedy będzie się można porwać i na samego Szekspira.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji