Artykuły

Małpy do wynajęcia?

Słyszę mądrego premiera, który podpisuje pakt ze światem kultury i składa przysięgę jak Kościuszko na rynku, że będzie jeden procent z budżetu na kulturę. Tego samego dnia Teatr Narodowy dowiaduje się, że zostanie mu obcięta dotacja na przyszły rok. Jakże to? Dokąd więc mają powędrować te wyczekiwane dwie dziesiąte procenta? - zastanawia się Marek Weiss, dyrektor Opery Bałtyckiej na swoim blogu.

Instytucje kultury takie jak teatry, filharmonie, muzea prowadzące regularną działalność opartą o stały budżet i etaty stanowiły niekwestionowane dobra kultywowane przez władze i szanowane przez odbiorców. To był nie tylko bezpieczny dom dla rzeszy artystów, ale i obszar, gdzie powstawały najważniejsze wydarzenia, tradycja mieszała się harmonijnie z nowoczesnością, a społeczeństwo uznawało, że tam bije zdrowe źródło prawd ludzkich i niemałych przyjemności. Ten stan rzeczy ulega właśnie radykalnym przemianom, a konsekwencje tego mogą być nieobliczalne.

Jak grzyby po deszczu, że użyję banalnego porównania, rosną w naszym kraju zgodnie z tendencją światową liczne festiwale, przeglądy, spotkania, biennale i inne okazjonalne imprezy, których mobilny charakter i skłonność do sensacyjności chwytają za serca ludzi prostych i umęczonych monotonią codziennej pracy. Chwytają też nie tyle za serca, co za kieszenie wszelkiego rodzaju decydentów wydawania pieniędzy, którzy dostrzegają w "eventach" większe szanse wypromowania ich wizerunku, jako łaskawców i darczyńców.

Sponsorzy, których w Polsce i tak jest jak na lekarstwo, coraz częściej opędzają się od instytucji prowadzących regularną i mozolną działalność, a udzielają wsparcia organizatorom wydarzeń jednorazowych i masowych. To niby logiczne, ale do tego typu preferencji coraz częściej przyłącza się Ministerstwo Kultury i Samorządy, które przecież są jedyną ostoją owych kosztownych instytucji skazanych na etaty, związki, kodeks pracy i własne mury. Tak zwane granty, które obok stałych dotacji są filarem wspierania kultury, coraz chętniej przyznawane są imprezom cyklicznym lub wręcz jednorazowym, niż producentom regularnych premier, wystaw, czy codziennych spektakli.

Nieustanna bieda teatrów i muzeów idzie w parze z niebywałym rozkwitem festiwali. Zachwianie się proporcji pogłębia fakt, że publiczność też woli wybrać się na "wydarzenie", niż opuścić ciepłe domowe pielesze i kupić bilet na repertuarowy spektakl, który trąci czymś powszednim. Mało kto zastanawia się nad konsekwencjami takiego długotrwałego procesu. Jedną z nich jest nieubłagany spadek profesjonalizmu i tryumf chałtury.

Powie ktoś, że to za mocne słowa i świadczą one o skłonności do kurczowego trzymania się ciepłych posad. A jednak weźcie pod uwagę kilka prostych prawd. Żeby grać na jakimkolwiek instrumencie, należy przejść nie tylko długi etap nauki, ale też do końca życia ćwiczyć i uprawiać swoje granie systematycznie. Żeby być tancerzem, trzeba długo się uczyć, a potem ćwiczyć codziennie, bo żaden kwiat nie więdnie tak szybko jak nieużywany mięsień ludzkiego ciała. Żeby być pisarzem, trzeba regularnie pisać, żeby być malarzem, trzeba codziennie godzinami malować. Żeby być aktorem trzeba grać, trzeba uczyć się tekstu, ale też regularnie mówić go ze sceny, bo inaczej tylko się niezrozumiale coś memła pod nosem.

Otóż ta regularność z możliwością utrzymania siebie i może nawet jeszcze jakiejś rodziny za te codzienne praktykowanie swych umiejętności jest podstawą profesjonalizmu, czyli wysokiego kunsztu, a rozumując dalej mistrzowskiej sztuki. NIE MA W SZTUCE INNEJ DROGI. Jednorazowe fikoły w jakiejkolwiek dyscyplinie mogą zachwycić, kiedy wykona je samorodny geniusz i rzeczywiście to się zdarza. Ale geniusz staje się artystą, jak się weźmie do pracy, a ci, co jej nie lubią giną w pomroce dziejów i oparach środków dopingujących, które z pracą zgoła nic nie mają wspólnego.

Otóż tę regularną pracę mogą zapewnić regularne instytucje. Wydarzenia są wspaniałe i mają sens dopóki ich bazą i fundamentem są teatry, muzea, filharmonie i inne miejsca, gdzie codziennie rano rozpoczyna pracę grupa ludzi utrzymywanych przez obywateli produkujących dobra materialne. To stąd wychodzą na estrady festiwalowe prawdziwi mistrzowie.

Biada narodowi, który zaniedba tę bazę. Jego serca i umysły pożre moloch popkultury i zgraja hien na jego usługach. Oto na przykład słyszę mądrego premiera, który podpisuje pakt ze światem kultury i składa przysięgę jak Kościuszko na rynku, że będzie jeden procent z budżetu na kulturę. Tego samego dnia Teatr Narodowy dowiaduje się, że zostanie mu obcięta dotacja na przyszły rok. Jakże to? Dokąd więc mają powędrować te wyczekiwane dwie dziesiąte procenta? Na wydarzenia? Już czeka długa kolejka organizatorów Bardzo Ważnych Festiwali, Istotnych dla Narodu Wyjazdów na Zagraniczne Festiwale, Żywotnych dla Ducha Polskiego Imprez od Dnia Orła w Koronie po Imieniny Lokalnej Aptekarzowej. Byleby tylko nie roztrwonić darów budżetu na jakieś podwyżki dla gnuśnych orkiestr i leniuchujących zespołów aktorskich. Niech próbują przeżyć za coś więcej niż pensje! Niech zagrają w reklamie piwa, albo na tychże Imieninach Lokalnych za demoralizujące, ale przecież głęboko słuszne z racji oglądalności honoraria! Im mniej zarabiają w tych swoich teatrach, tym łatwiejszymi się stają małpami do wynajęcia. Czy taki cel nam przyświeca?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji