Artykuły

Z umiarkowanym optymizmem

PRAPREMIERĄ Witkacowskiej "Janulki, córki Fizdejki" na scenie przy ulicy Rzeźniczej zainaugurowały wrocławskie teatry dramatyczne nowy sezon teatralny. Ze względów techniczno-formalnych później niż zwykle podejmujemy problemy związane z założeniami i ambicjami artystycznymi tych placówek w najbliższym okresie. Plany teatralne to mają do siebie, że często (z najbardziej zresztą obiektywnych przyczyn) ulegają korektom i modyfikacjom. Poza wszystkim zaś najbardziej efektowny plan to zaledwie "mniejsza połowa" sukcesów lub klęsk teatru. Krytyka (i nie tylko ona) woli wprawdzie "spadanie z wysokiego konia", dość jednak przypomnieć "Ryszarda III" sprzed roku, by jasne się stało, że najbardziej narowisty rumak nie potrafi usprawiedliwić nieudolnego dżokeja. Osobiście gotów zresztą jestem się spierać czy dobrze, "z pomysłem" zrobiona Zapolska nie jest w sumie bardziej sensowna niż chybiony Wyspiański. Inaczej mówiąc wszystko zależy od reżyserskiej koncepcji i aktorskiego "mięsa", którymi wypełnione zostaną najbardziej nawet frapujące propozycje literacko-dramaturgiczne. Przypomniawszy ten truizm, czas przejść do konkretów.

Teatr Współczesny gromiony ostatnio za repertuar zbyt nieśmiały, rzec by się chciało "lekturalny", zdaje się zmieniać twarz. Wystartował jako się powiedziało, Witkacym, w najbliższej perspektywie "Ideał amerykański" Albee'go, "Mieszczanie" Gorkiego oraz rocznicowo (110 rocznica urodzin, 50 śmierci) "Grzech" Żeromskiego. "Mieszczanie" są pozycją "sprawdzoną", w której wciąż przecie tkwią niemałe teatralnie możliwości, Albee interesuje przede wszystkim ze względu na osobę Ludwika Rene, jednego z naszych najwybitniejszych reżyserów. Ciekawe też jak po latach - kiedy opadła już fala fascynacji "odkryciem", potęgowana licznymi dyskusjami z Marią Dąbrowską i Leonem Kruczkowskim w rolach wiodących - odbierać będziemy najwcześniejsze dzieło teatralne Żeromskiego.

I tyle do końca grudnia. Z dniem 1 stycznia stanowisko dyrektora i kierownika artystycznego tej sceny obejmie Kazimierz Braun, znany ze swych interesujących (nie tylko repertuarowo) poszukiwań. Nowa dyrekcja Teatru Współczesnego nie zdradziła jeszcze swych zamierzeń, wypada więc cierpliwie czekać.

Trzyosobowe kierownictwo artystyczne (w kolejności alfabetycznej: Józef Kelera, Piotr Paradowski i Marian Wawrzynek) Teatru Polskiego zapowiada na obu scenach aż 14 premier (o trzy więcej niż w latach poprzednich). Sezon sceny dużej otworzy (także rocznicowy) "Sułkowski" Żeromskiego, następnie - "Księżniczka Turandot" Gozziego, "Szkarłatny proch" O'Caseya, "Matka Courage" Brechta, "Służba zdrowia" Nicholsa, widowisko zatytułowane "Rabelais" (jak można wnosić "dozwolone od lat...") i dla przeciwwagi dla najmłodszych Dejmkowska adaptacja "Przygód pana Kleksa" Brzechwy. Także u schyłku września w Teatrze Kameralnym premiera "Domu" Storeya, a później dwie adaptacje: "Mistrza i Małgorzaty" Bułhakowa i "Śmierci w starych dekoracjach" Różewicza, jeszcze "Stary, nowy rok" Roszczina, "Rzeźnia" Mrożka, "Jednooki" Maneta i jeden nie do końca sprecyzowany tytuł.

Chciałoby się zawołać: czegóż tu nie ma! Okrzyk ten może mieć jednak także charakter wcale nie retorycznego pytania. Spieszę więc z odpowiedzią. Nie ma wielkiej klasyki, nie ma Szekspira, nie ma Słowackiego, nie ma Wyspiańskiego. Rozumiem oczywiście kierunek repertuarowych penetracji, rozumiem punkt wyjścia - współczesnych, współczesne sprawy interesują, a przecież jednego choćby (ale wyraźnego) akcentu, w repertuarze wrocławskich teatrów jednak, zabrakło. Można mieć nadzieję, że lukę ową wypełni Kazimierz Braun, boć przecież pojęcie "teatr współczesny" nie znaczy wcale "teatr bieżącego repertuaru", ale teatr dzisiejszych rozwiązań inscenizacyjnych, teatr mówiący o sprawach najbardziej żywotnych, a te wszak i u starych majstrów znaleźć można.

Wróćmy do Teatru Polskiego, który zaprezentuje wcale obszerny i różnorodny wachlarz poszukiwań współczesnego teatru światowego. W tym także polskie prapremiery. Godzi się podkreślić, iż teatrowi udało się pozyskać międzynarodowe grono realizatorów. Poza Piotrem Fomienką (będzie reżyserował sztukę Roszczina), którego "Ten stary, miły dom" oklaskiwaliśmy przed rokiem, Jugosłowianin Bohdan Jerkowić realizować będzie "Rabelais", a Hans Fischer (przeszedł przez szkołę Brechta) "Mutter Courage", ale przecież nie tylko "importem" teatr żyje - nie mniej frapująco zapowiada się na przykład komedia Gozziego w inscenizacji Henryka Tomaszewskiego. Wśród realizatorów także nazwiska Wandy Laskowskiej, Marii Straszewskiej, Piotra Paradowskiego, Helmuta Kajzara. Jedną jeszcze (poza "Domem") pozycję zarezerwowano dla dyplomanta PWST Wiesława Górskiego, Maneta wyreżyseruje popularny aktor wrocławski Józef Skwark.

W informacyjnej nocie sygnalizowaliśmy już, że w ślad za nowymi założeniami programowymi pójdą działania organizacyjne - a więc nocne niemal (godz. 22) przedstawienia studenckie, a więc abonamenty, które ich posiadaczom zapewnią pierwszeństwo w nabywaniu biletów na wyjątkowo atrakcyjnie zapowiadające się "występy gościnne". Zapewne życie skoryguje niektóre założenia teoretyczne, ale już fakt, że czyni się starania o przełamanie impasu, zasługuje na uwagę.

Teraz wypadnie czekać na kolejne premiery, oby bardziej fortunne niż w ostatnim sezonie. Teatr jest sztuką syntetyczną - najciekawszy repertuar, najwybitniejsze nazwisko reżysera sprawy jeszcze nie przesądza. Dobrego sezonu życzyć wypada przede wszystkim Widzom, także obu Teatrom, sobie wreszcie. Bo krytyk (wbrew opiniom) nie szakal. Bo krytyk też lubi dobry teatr.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji