Artykuły

Cyrulik sewilski poznał w Bytomiu piękną panienkę

"Cyrulik sewilski" w reż. Henryka Konowińskiego. Wznowienie w Operze Śląskiej w Bytomiu. Pisze Alan Misiewicz w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Opera Gioacchina Rossiniego znów trafiła do repertuaru Opery Śląskiej. W tej samej reżyserii, za to z zupełnie nową scenografią i, jak łatwo się domyślić, w większości ze zmienioną obsadą.

Opera komiczna Rossiniego miała w bytomskiej operze już trzy premiery. Pierwsza była w 1947 roku, potem w 1964, trzecia zaś 26 lat temu. Ta ostatnia, wyreżyserowana przez Henryka Konwińskiego, po niespełna 90 wystawieniach została zawieszona Teraz wróciła jako wznowienie - w większości w nowych obsadach i ze scenografią, której nadmierne rozbuchanie kolorystyczne niepotrzebnie dominuje w przedstawieniu. Za to Jan Bernaś uczynił ją bardzo funkcjonalną - wygląda jak pudełko, które można zamykać i otwierać, dzięki czemu wygodnie poszerza przestrzeń sceniczną. Niestety, jest za lekka i drży przy układach ruchowych aktorów.

Jest jeszcze jedna niedoskonałość "Cyrulika". W akcie pierwszym, zwłaszcza na jego początku, wykonawcy śpiewają dziwnie cicho, jakby brakowało im sil. Przez to ucho widza nie jest w stanie wychwycić poszczególnych słów i ułożyć z nich zrozumiałej dla siebie treści. Nierówność wokalna daje o sobie znać zwłaszcza wtedy, gdy na scenę wchodzi Bogdan Kurowski (gra przekupnego i intryganckiego Basila). Przy jego mocnym basie większość śpiewaków jawi się jak papierowy samolot przy odrzutowcu.

Należy za to podkreślić dwa mocne punkty realizacji arcydzieła Rossiniego. Konwiński wyłuskuje z niego

muzyczny dowcip. Jest tu nawet odwołanie do Bytomia (Almaviva śpiewa: "poznałem piękną panienkę, tutaj, w Bytomiu) i widzowie nie pozostają na to obojętni - albo reagują szczerym uśmiechem, albo nucą pod nosem najbardziej znane melodie (orkiestrą - z wyczuciem - kieruje Agnieszka Kreiner). Artyści mocno też zindywidualizowali grane przez siebie postacie. Rozyna (Świetlana Kaliniczenko), o względy której stara się hrabia Almaviva, jest naprawdę intrygująca - w dużej mierze za sprawą swojego akcentu. Kaliniczenko z wielkim wdziękiem porusza się po scenie, roztaczając swój kokieteryjny urok. Figaro, czyli tytułowy cyrulik (Ireneusz Miczka), to zabawna i sprytna postać, która pomaga hrabiemu zdobyć Rozynę. Trudno nie lubić Miczki - na scenie jest bardzo sympatyczny, uśmiechnięty, mocno gra mimiką. Stworzył jedną z lepszych ról.

Wznowiony w Operze Śląskiej "Cyrulik sewilski" to całkiem niezły spektakl, choć dopracowanie kilku szczegółów uczyniłoby go o niebo lepszym.

**

"Cyrulika sewilskiego" można obejrzeć na

deskach Opery Śląskiej w sobotę o godz. 18

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji