Artykuły

Bezmyślne "Preparaty"

Teatr "Wybrzeże" pod dyrekcją Macieja Nowaka kocha się reklamować. Zachłystywanie się na wyrost stało się obowiązującą modą. Prapremiera "Preparatów" Ingmara Villqista poprzedzona została nadętą "propagandą sukcesu". Villqist napisał specjalnie dla "Wybrzeża" (bo tu też korzysta z etatu reżysera) najnowszą swą sztuczkę z cyklu "Beztlenowce".

Znowu byłam na widowni, która reagowała dość uprzejmie, choć powinna była gwizdać. Teatr zajął widzom - bez specjalnego powodu - dwie godziny w czasie przedświątecznym, a to zobowiązuje.

Ingmar Villqist jest "pieszczochem" literackim. Bardzo zręcznie pomyślana i napisana sztuka "Noc Helvera" przyniosła autorowi błyskawiczną sławę i dobre notowania. Roman Pawłowski, krytyk z "Wyborczej", co rusz głosi peany o wielkim współczesnym dramaturgu. Villqist rzeczywiście ma talent i wielką zręczność językową. Sceniczna opowiastka "Oskar i Ruth" też przyniosła Villqistowi uznanie. Potem zaczęły się pojawiać "Beztlenowce", cykl jednoaktówek. Aż wreszcie przyszła w tym cyklu pora na "Preparaty" w Teatrze "Wybrzeże". To sztuka nadęta i przedumana, zbudowana metodą "składania scenek" (co można robić w nieskończoność). Nie brak w "Preparatach" ironii, jest pastisz, a nawet groteska, ale wszystko się jakoś nie klei i nie stroi teatralnie. Drażniący jest też bałagan tzw. intelektualny, a "mierzenie się z marzeniami" jest płaskie jak łyżeczka do herbaty. Wmawianie P.T. "publiczności" (co czyni Roman Pawłowski), że to "opowieść o nas" - to raczej oswajanie na piśmie "myśli nieuczesanych" i potrzeba udowodnienia, że gdy się jest na etacie, można wszystko wciskać innym do głów. Sądzę, że jest to czyste nadużycie, nie tylko teatralne, ale i intelektualne. "Dyrektorowanie własnej przestrzeni artystycznej", w którym rzekomo Villqist "jest perfekcjonistą" udowadnia niestety, że autor jest bardzo kiepskim reżyserem i że do perfekcji temu spektaklowi i aktorom naprawdę daleko.

"Preparaty" są zlepkiem opowiastek o beztlenowcach - ludziach źle stworzonych albo zaprojektowanych. A może nie o ludziach - może o bakteriach. Nieprzystosowanie, wyizolowanie, lęki, śmieszności, tresura, szukanie akceptacji - to wszystko jest, ale co z tego? Kim są preparaty w "Preparatach" Villqista? To nawet nie takie ważne. Rządzi nimi, a ściślej - tresuje ich jeden facet - Jerg. W tej roli niezbyt porywający Grzegorz Gzyl. Od scenki do scenki, od wygłupu do wygłupu, od kpiny ku ironii i tak plącze się ten spektakl po scenie. Villqist nie radzi sobie z reżyserią: nie umie ustawić aktorów, marnie operuje światłem, nie wykorzystuje nawet przestrzeni i dlatego "preparaty - aktorzy" zbici w gromadkę, nie bardzo wiedzą, co z sobą robić, gdy pałęta się po scenie "wielka literatura". - od Czechowa do Gombrowicza. Żeby "grać w grę" trzeba ogromnej staranności i finezji. Zresztą konwencjonalno-banalna scenografia Pawła Wodzińskiego też nie ułatwia aktorom "scenicznego istnienia".

Broni się w tym przedstawieniu Marta Kalmus - wrażliwa, obecna. "Coś" próbował zbudować Rafał Kronenberg jako pijany Marynarz, czy Maciej Konopiński jako Ml.

"Preparaty" są na zakończenie 2001 roku (trudnego, pełnego poświęceń i wyrzeczeń!) niewypałem artystycznym. A może to z założenia "teatr dla preparatów", a nie jak głosi "górnolotne" hasło "teatr dla ludzi".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji