Artykuły

Bar bez ludzi

Spotykają się w nieczynnym dworcowym barze. Urządzają w nim coś w rodzaju psychoterapeutycznych sesji. Do końca przedstawienia nie poznamy nawet ich imion. Kim są bohaterowie sztuki "Preparaty" Ingmara Villqista, najnowszej premiery teatru Wybrzeże? Tekst i przedstawienie podsuwają nam dwie różne podpowiedzi. W tekście w jednym z dialogów czytamy o jakowymś dramaturgu, "Skandynawie czy Słowianinie, coś z tych stron", zaproszonym na zamek grafa Haiduka. Opis wypisz wymaluj pasuje do Ingmara Villqista, polskiego dramatopisarza, od kilku sezonów robiącego błyskotliwą karierę pod wymyślonym skandynawskim pseudonimem. Gdyby tak czytać sztukę, okazywałaby się ona opowieścią o trudach tworzenia. To, co oglądamy na scenie, to tak naprawdę wnętrze głowy pisarza, tam, gdzie pojawiają się i znikają fantomy, postacie, pragnące urzeczywistnienia. Ale Villqist, reżyserujący w Gdańsku własną sztukę, ten akurat dialog usunął, tak jakby podobne odczytanie jemu samemu wydawało się zbyt ciasne. Dzięki temu w bohaterach i sytuacjach na scenie możemy zobaczyć wnętrze nas samych.

Żyje w nas - chce nas przekonać autor - cała masa lęków, fobii, zahamowań, zajmujących ogromnie wiele wewnętrznych przestrzeni. Cała ta sfera okazuje się zbyt słaba, wrażliwa i zbyt niewydarzona, żeby móc się wyrazić na zewnątrz, zaistnieć w rzeczywistości. Edukacja, której przyglądamy się w sztuce, ma na celu to jedno, by uczynić ją zdolną do życia.

Efekt jednak okazuje się więcej niż wątpliwy. Wszystko jedno, czy bohaterowie dukają bez sensu najprostsze dialogi wzięte z rozmówek językowych, czy parodiują wysokie literackie style, wypada to tak samo śmiesznie, groteskowo. Co najzabawniejsze, nauczyciel i uczniowie w pewnym momencie zamieniają się miejscami. Jerg (Grzegorz Gzyl), prowadzący te psychodramy inscenizujący ze swymi podopiecznymi obrazki, imitujące realne życie, niespodziewanie dla samego siebie daje się wciągnąć w odgrywanie miłosnych dialogów. To, co na niby, zaczyna mu się wydawać czymś na serio. Bo wśród naszych ukrytych lęków, fobii i zahamowań żyje także pragnienie miłości, a gdy ono dochodzi do głosu, przestajemy być panami siebie.

Zaślubiny jakie rozgrywają się w finale, to próba ożenienia tych dwóch sfer, o których opowiada sztuka Villqista: tak zwanego realnego życia i życia "duchowego", szukającego wyrazu np. w miłości czy literaturze. Zaślubiny są jednak równie groteskowe jak całe przedstawienie. Te postacie nie potrafią wyjść poza pastisz czy parodię. Czy to prawda o nas współczesnych? Czy też w ogóle jednego z drugim ożenić się nie da?

Dzieła opowiadające o niespełnieniu same narażone są na to samo. Dotyczy to także sztuki Villqista. Dramat nie unosi tej egzystencjalnej tematyki, którą autor chciał w nią wpisać. To rusztowanie zbudowane nie do pracy na takich wysokościach. Są w "Preparatach" doskonałe fragmenty, ale są i takie, które psują całość. Villqist reżyser zamiast zacierać te niespójność sztuki, jeszcze je podkreśla, np. przerabiając na kabaretowy skecz scenkę z żandarmami. Finał ze Starszą Panią w głównej roli wyraźnie już odchyla się od pionu.

Tekst, w którym bohaterowie są sprowadzeni niemal do jednej tylko zasadniczej cechy: uczniowskiej bojaźliwości i słabości charakteru, nie stwarza nazbyt wielu możliwości aktorom. Z tych, które istnieją, korzystają oni bardzo dobrze, najskrzętniej Grzegorz Gzyl i Dorota Kalmus. Doskonale odgrywa też swą rolę zimna scenografia opuszczonego dworcowego baru. Tak, chce się z tego miejsca uciekać, do świata, do ludzi, do życia. Tylko którędy?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji