F.Z.K. zobaczył Lira Edwarda Bonda w Teatrze Współczesnym
Jeszcze trwa spór o zmotoryzowaną "Balladynę", a już mamy nową sensację. Teatr Współczesny wystawił "Lira". W reżyserskiej interpretacji Erwina Axera dramat ów jest dramatem świadomości władcy, rozgrywa się w wyobraźni króla zarządzającego egzekucją. Tym też tłumaczyć należy zgęszczenie scen okrutnych i krwawych będących konsekwencją jednostkowej decyzji. Bond stara się przekonać widza, iż każda zbrodnia mnoży zbrodnie, każdy gwałt wywołuje serię gwałtów. Myśl to może i nienowa, ale przekazana przez angielskiego dramaturga niezwykle sugestywnie, z wyraźną intencją moralizatorską. Autorskiemu posłaniu pozostał wierny reżyser przedstawienia i grający postać Lira - Tadeusz Łomnicki. Jego Lir to kreacja zlepiona z pozbieranych po dokumentalnych filmach i kronikach gestów i póz autentycznych dyktatorów i tyranów. Jak zwykle u Łomnickiego, do najwyższego podziwu skłania precyzja szczegółu (ruch palców Lira przyjmującego defiladę), umiejętność transformacji, pokonanie oporu ciała, niebywała zdolność wykraczania poza konwencję sceny - w regiony rzeczywistego ludzkiego dramatu... Pozornie więc wszystko jest w porządku. Teatr Współczesny zaprezentował współczesną sztukę po raz pierwszy od dłuższego już czasu, co powinno budzić nadzieje na przyszłość. Tymczasem spektaklowi towarzyszy wznosząca się fala oburzenia pod hasłem: Nie chcemy teatru okrucieństw! Nie chcemy oglądać oczu opadających na dno słoja! Nie chcemy krwi i tortur! No, cóż - nie od dziś wiadomo, że my, Słowianie, lubimy sielanki. Stroniąc od kuracji wstrząsowej tam, gdzie krew jest prawdziwa, a zło nieskłamane - wolimy potrząsać grzechotką lub przymykać oczy na wszystko, co nie pasuje do słodkiego obrazka. W roli rzecznika kół zbliżonych do sielanki wystąpił ostatnio recenzent warszawskiej popołudniówki. Najpierw połączył "Lira" z filmami Jacopettiego. Po czym sformułował poniższy akt strzelisty: "Kłamiecie obaj: Jacopetti i Bond. Obaj nas oszukujecie. Obaj zgarnęliście cały gąszcz ohydy, by go nam zademonstrować. Obaj nie widzicie i nie chcecie widzieć reszty, nadziei, że przecież się kręci, że się coś zmienia, że my - ludzie usiłujemy jednak jakoś naprawić i ulepszyć to, co nam dane. Może naiwnie, może bez wielkiej wprawy, ale zawsze..."
W dalszym ciągu swych rozważań p. Hausbrandt jest równie pryncypialny:
"...Bondowi nasze działania nie wystarczają, więc pakuje wszystko do jednego więzienia, innym też nie wystarcza, więc budują drogi, zakładają szkoły, sadzą drzewa, a niekiedy nawet piszą sztuki..." (,,Express Wieczorny" numer 68).
Widocznie p. Hausbrandtowi też nie wystarczyło, więc napisał recenzję. No i teraz już wiemy, co to za ptaszek ten Bond: Agent 00-7. A my? My jesteśmy lepsi...