Artykuły

Płeć sztuki

Rozmowa z Iwoną Kempą, reżyserem "Stachy" w Teatrze Nowym

TOMASZ WYPYCH: Pani, studentka Mikołaja Grabowskiego i Krystiana Lupy, wystawia w teatrze kierowanym przez Grabowskiego sztukę Anny Schiller, która zasłynęła wielkim wywiadem właśnie z Krystianem Lupą.

IWONA KEMPA: Rzeczywiście, to fantastyczny przypadek. Moje życie zawodowe zatoczyło w pewnym sensie krąg. Podczas studiów w krakowskiej PWST o naszym roku mówiło się, że jesteśmy rokiem Krystiana Lupy, który był wtedy dziekanem wydziału reżyserii. Mieliśmy też dużo zajęć z Mikołajem Grabowskim. I było to bardzo ciekawe doświadczenie, bo Grabowski wymagał od nas zadań aktorskich, a tak się złożyło, że na naszym roku nie było aktorów. Po prostu graliśmy i bardzo to się przydało w pracy reżysera. Budowanie postaci na własnej skórze i własnym ciele dużo mnie kosztowało. Także Grabowski na drugim roku powiedział, bym przygotowała "Kwartet" Bogusława Schaeffera w łódzkim Teatrze Powszechnym. To był mój warsztat teatralny. Miałam potworną tremę, ale udało się. Także dzięki wspaniałym aktorkom, które zagrały w tym spektaklu.

Po skończeniu szkoły zrealizowała Pani "Karykatury" Kisielewskiego. Teraz opowieść o Stanisławie Przybyszewskiej. Tak bardzo lubi Pani Młodą Polskę?

- Zawsze mnie ta epoka fascynowała. Kiedy dyrektor Grabowski zaproponował mi pracę nad "Stachą", poczułam dreszcz emocji. Przybyszewska była kimś niezwykłym. Sporo było o niej opowieści, ale postanowiłam opowiedzieć tę historię po swojemu. Mnóstwo wysiłku włożyłam w pracę nad tekstem. Adaptacja to za mocne słowo, ale w porozumieniu z Anną Schiller zmienialiśmy i szlifowaliśmy materiał. Byłam dosyć niepokorna jeśli chodzi o słuchanie uwag reżyserskich autorki, nie poszłam drogą didaskaliów. Wersja teatralna nie jest do końca tym, co zapisała autorka. Momentami miałam wrażenie, że bardziej czytam scenariusz filmowy niż dramat. Stąd pewne zmiany, ale autorka je zaakceptowała.

Czy Pani jest feministką, bo sztuka napisana przez kobietę, o kobiecie i przez kobietę reżyserowana?

- To bardzo prowokacyjne pytanie. Nie odpowiem, bo w Polsce słowo to źle się kojarzy. Nie wiem, dlaczego tak jest, ale jest.

To źle być kobietą?

- Nie. Temat kobiecości cały czas w tej sztuce się przewija, tkwi w niej podskórnie i ściera się z drugim ważnym tematem, czyli sztuką. Na ile z kobiety może wykluć się artysta, nie artystka? Takie pytania stawiała sobie Przybyszewska. Czytałam listy, które pod koniec życia stały się jej jedynym sposobem na kontakt ze światem. Uważała ona, że sztuka wyniesiona na odpowiedni poziom powinna stać się bezpłciowa. Musi się wyzwolić z kobiecości czy męskości. Według niej po tym, co się pisze czy maluje, nie powinno poznać się, kto jest autorem: mężczyzna czy kobieta. Nieustannym pragnieniem, które drąży Stachę, jest chęć pisania. Nawet jak jeszcze nie wie, co chciałaby napisać. Przymus tworzenia zmusił ją do wykonania ważnych wyborów: być z kimś czy pisać, pisać czy mieć dziecko? Przybyszewska dokonała radykalnego wyboru, można powiedzieć, że zrezygnowała z życia. Nie liczyło się nic, tylko sztuka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji