Artykuły

"Kordian" w Warszawie

Przedstawienie "Kordiana" w Teatrze Współczesnym w War­szawie w reżyserii Erwina Axera ma układ tekstu przejrzysty i kompozycję precyzyjną. Obejmu­je właściwie - z niewielkimi skrótami - cały tekst, nie po­mija ani jednej sceny, wykorzy­stuje didaskalia i dedykację z "Lambra".

Rozpoczynają dwie sceny z "Przygotowania": modlitwa Anio­łów, tutaj śpiewana -

Ziemia - to plama

Na nieskończoności błękicie;

oraz rozmowa Szatana z Mefistofelem:

Słuchaj! wśród narodów wiela

Jednemu się ludowi dzień

ogromny zbliża,

(Początek "Przygotowania" - do wejścia Mefistofela został skreś­lony. To jest pierwszy sygnał, że Aniołowie i Szatani wzięli w przedstawieniu funkcje nie z lu­dowej mitologi, lecz z filozofii chrześcijańskiej).

Potem następuje "Prolog". Trze­cia Osoba "Prologu" "zwaśnionych obu spędza ze scenicznych pro­gów", kończy swój tekst:

Z przebudzonych rycerzy zerwę

całun zgniły,

Wszystkich obwieję nieba

polskiego błękitem,

Wszystkich oświecę duszy

promieniem i świtem

Urodzonych nadziei (...)

i pozostaje na scenie w podwój­nej roli: Poety i Narratora. Aranżuje odtąd kolejne sceny, wypowiadając tekst didaskaliów, i pełni rolę Cicerone po zawiłych przypadkach losu zbiorowego i po dusz labiryntach.

Grający Trzecią Osobę "Prologu" Ryszard Peryt robi to dyskret­nie, choć nie nazbyt zachwycają­co mówi wiersz, a dość natrętnie przywołuje na myśl teatr rapso­dyczny. "Przebudzonych rycerzy obwiewa nieba polskiego błęki­tem", "oświeca duszy promie­niem i świtem urodzonych na­dziei" - pośród niewielkiej scen­ki Teatru Współczesnego na prze­mian, szarej i czarnej, siwej i po­pielatej.

Ewa Starowieyska wypełniła ją plastyką ściśle dostosowaną do wymiarów i możliwości pu­dełka, posługując się rekwizytem, światłem i kostiumem ekspresyj­nym, ale o rozwiązaniach bardzo różnej wartości: obok wspania­łych surowych kostiumów aniel­skich - stroje mar w zupełnie innej, jakby młodopolskiej kon­wencji (rodem z "Chimery").

Potem sceny biegną, jak je na­pisał Słowacki: Kordian z Grze­gorzem, Kordian z Laurą, Laura sama, Kordian w James Parku, Kordian w Dover, Kordian z Wiolettą, Kordian u papieża, Kordian na Mont Blanc... akt pierwszy, drugi, trzeci... Na ko­niec Narrator mówi dedykację z "Lambra" - do nas, wprost do widowni:

Godzina wybije,

kiedy myśl słowa tajemną

odgadnie -

Wtenczas odpowiedź będzie w

sercu - na dnie.

I pozostajemy sami wobec "Kor­diana" Słowackiego, wobec wymo­wy przedstawienia w reżyserii Axera i własnych refleksji - o czym ten Kordian: o romantycz­nym bohaterze i spiskowcu, o sensie walki wyzwoleńczej i po­święcenia za naród, czy może o czymś innym?

"Zainteresowanie skupiliśmy tym razem przede wszystkim na wątkach biograficznych i psycho­logicznych poematu. (...) Kiedy teatr koncentruje uwagę na ży­ciu duchowym i biografii boha­tera, staje oczywiście przed prob­lemem "hamletycznym" Kordia­na, przed zagadnieniem nie speł­nionego czynu". Tak napisał re­żyser w programie przedstawie­nia.

Kiedy teatr koncentruje uwagę na życiorysie bohatera i jego przemianach wewnętrznych, mu­si - a przynajmniej powinien - mieć wykonawcę roli tytułowej. Wojciech Wysocki, zeszłoroczny absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie, został przez dyrektora Teatru Współczesnego zaangażowany

między innymi po to, by zagrał Kordiana.

Tak zwane "warunki" oraz młodość nie stoją temu na prze­szkodzie. Brak obycia ze sceną, małe doświadczenie - wydają się zrozumiałe.

Wątpliwości budzi fakt, że zapał i ogień rozpalające wnętrze aktora nie okazały się tak silne, by w sposób przekonujący prze­kazał on rozterki, zwątpienia, szały miłości, bunt młodości, go­rycz życiowych zawodów, do­świadczenia spiskowca i rozpacz niespełnionego czynu oraz wiele innych uczuć, ich odmian i niu­ansów, które szarpią duszę Kor­diana i konstruują osobowość tej postaci, bez wątpienia szlachet­nej.

Poprzez rolę Kordiana widać, że romantyzm temu młodemu aktorowi zdaje się być dość ob­cy, co widać choćby i po tym, że mówiąc romantyczny wiersz pokazuje nie najwyższe umiejęt­ności - przez cztery godziny de­klamuje płynnie, uwydatnia na­wet urodę wiersza Słowackiego, ale nie potrafi jasno i precyzyj­nie, nie gubiąc zalet słowa i rytmu, przekazać myśli poety i barwy uczucia.

W sumie nie stworzył w przed­stawieniu bohatera, który nas po­ciąga, porywa, interesuje, czy chociażby drażni, denerwuje, od­pycha. Właściwie Kordiana w tym przedstawieniu nie ma, choć cały czas jest obecny na scenie, także z tej przyczyny, że pozba­wiony wdzięku naturalnego, nie ma zdolności przekonywania do siebie, porywania za sobą.

Być może, wina młodego akto­ra jest mniejsza, bo zbyt małe otrzymał wsparcie od reżysera i partnerów. Gdyż na przykład w scenie z Laurą - Mają Ko­morowską nagle staje się obec­ny, ożywa, zaciekawia. Aktorka bardziej może w wizerunku pla­stycznym i w sytuacji niż po­przez słowo pokazała nieprzeczuwalne możliwości interpretacyj­ne tej postaci, dotychczas zawsze raczej deklamacyjnie granej i działającej na Kordiana jedynie swoim kobiecym istnieniem.

Maja Komorowska zarysowała odmienny rodzaj stosunku pomiędzy Laurą a Kordianem. Starsza od Kordiana dama, nie­co znużona życiem we dworze, świadomie, chociaż do granic przyzwoitości kokietuje Kordia­na, przyciąga go, odpycha, uwodzi, ale czasem przypomina o obowiązkach, udaje, że nie rozumie jego słów, zdegustowana zbytnią wylewnością młodzieńca, który odsłaniając zamęt w duszy przekracza prawidła konwenan­su.

Skoro w przedstawieniu za­wiódł tytułowy bohater, jaki ekwiwalent reżyser - mogący spodziewać się takiego obrotu - stworzył dla myśli poety, które w "Kordianie" jak w "Dziadach" biegną od spraw osobistego szczę­ścia bohatera ku poświęceniu za kraj i jego obywateli?

W "Kordianie" Erwina Axera tło istnieje, ale istnieje dzięki sce­nom innym niż w dotychczaso­wych inscenizacjach. Ożywa nie tam, gdzie wynikałoby z wiernej wobec Słowackiego linii spektak­lu, lecz w tych scenach, w któ­rych zwyciężył talent, możliwoś­ci i umiejętności wykonawców. A więc przede wszystkim w opo­wiadaniach Grzegorza - Henry­ka Borowskiego i w scenach z Carem, dzięki koncepcji roli Cze­sława Wołłejki.

Po raz pierwszy echo wyda­rzeń historycznych słyszymy w słowach skrwawionego Anioła, gdy przed Najwyższym tłumaczy kolor swych piór:

Skrzydeł pióry otarłem o ziemię,

Krwawa była (...)

Sceny na Placu przed Zamkiem Królewskim i w lochach pod­ziemnych kościoła Świętego Jana, zamierzone przez Słowackiego ja­ko obraz społeczeństwa, wśród którego przyszło działać Kordia­nowi i spiskowym, tradycyjnie w inscenizacjach kontrastowe - wypadły blado, bez wyrazu, obo­jętnie.

W tej sytuacji gehennę Polski, walkę żołnierzy i cierpienia na­rodu przejęły na siebie i wstrzą­sająco wyraziły - uzmysławia­jąc zresztą podobieństwa tych partii "Kordiana" do "Dziadów" Mickiewicza - opowiadania Grze­gorza; i na nie siłą rzeczy prze­sunął się akcent. Chociaż tak po­jęty szerszy kontekst, przydający perspektywy w przeszłość i w przyszłość nie istniał w dotych­czasowych inscenizacjach "Kor­diana", mocą narracyjnych umie­jętności Henryka Borowskiego ożyła wyraziście żołnierska walka i niedola, cierpienia wygnań­ców i uwięzionych, panorama szlachetnych postaci bojowników za wolność.

Niestety, same opowiadania Grzegorza nie mogą zastąpić ob­razu otoczenia, wśród którego przyszło działać Kordianowi. Ten brak wyraźnie obniżył wymiar walki wewnętrznej bohatera, wa­gę jego starcia z Prezesem, tak­że znaczenie jego poświęcenia wobec przyjętych norm etycz­nych. Scena ze Strachem i Imaginacją będąca następstwem de­cyzji, i z tej przyczyny, że naz­byt brzydka scenograficznie, i dlatego, że przestała się tłuma­czyć na tle obowiązującego kodeksu moralności - przeobraziła się w dziecinadę.

Przełom Kordiana - wyjście z koła czarów tajemniczych, wy­zwolenie z miłości do Laury po nieudanym samobójstwie i za­granicznych wojażach, z których ( miał wrócić spokojniejszym, mądrzejszym, dojrzalszym, a powrócił niespodziewanie spiskow­cem, rewolucjonistą - został umotywowany nie psychologicznie, lecz obrazowo: poprzez znak, który budzi niepokój i sprzeciw wobec konsekwencji myślowych, jakie niesie.

W tym miejscu dochodzimy do brzemiennej w skutki konstata­cji myślowej inscenizatora, która dla rozumienia wymowy insce­nizacji ma daleko idące konsek­wencje.

Monolog Kordiana na Mont-Blanc jest punktem zwrotnym w dramacie, jest czymś w rodzaju wielkiej "Improwizacji" z "Dziadów". W tym momencie umiera Kor­dian kochanek i podróżnik, któ­ry miał oderwać się od przeszło­ści, zdobyć doświadczenie, poznać świat i ludzi. Niespodziewanie rodzi się działacz narodowej sprawy i spiskowiec, chociaż u Słowackiego nie ma ani jednej sceny, która by nie tę przemianę, ale przemianę w tym kierunku właśnie - uwierzytelniała.

W dramacie powrót Kordiana rozpoczyna właściwie akcję utworu, który jest zbudowany jakby z dwóch części: pierwszej epickiej i romantycznej, złożonej z monologów i ilustracyjnych obrazów, i drugiej o charakterze politycznym, przedstawiającej dramatyczne działania i starcia przeciwstawnych racji: spisko­wych z konformizmem, cyniz­mem, tchórzostwem pokolenia Prezesów. W tej drugiej części dramat zwykliśmy traktować ja­ko dzieło o przyczynach, jakie w kilka lat później zaważyły na klęsce powstania listopadowego. W przedstawieniu Erwina Axera, w którym scenografię wypełnia jedynie rekwizyt, kostium i światło - nie ma szczytu Mont-Blanc. Kordian w głębi sceny mówi monolog. Potem ni stąd ni zowąd wyłania się Mefistofel. Ten sam, który był w "Przygoto­waniu", tylko w garniturze i w bucie na podwyższonym obcasie, by ukryć kopyto.

U Słowackiego w "Przygotowa­niu" - zanim jeszcze stworzeni zostaną wodzowie, czego nie ma w inscenizacji Axera - Szatan radzi Mefistofelowi obłąkać ja­kiegoś żołnierza i poszukać mod­litwy

w diabelskim psałterzu

na dzień, co się zowie

zmartwychwstaniem.

Gdy rzecz jest uradzona i zamiar ma dosięgnąć rycerzy, którzy "noszą krzywe szable", w sprawę wdają się Anioły i Archanioły. Szatani będą się mieszać do czy­nów ludzi, stworzą wodzów i po­lityków, ale nie bohaterów, nie Kordianów. Potęgi dobra i świat­ła będą czuwać, i do nich należy przyszłość, gdy

naród się podniesie, zwycięży

i zginie;

Miecze na wrogach połamie,

A potem wroga myślą zabije,

Bo myśl jego ogniste ma ramię.

W "Przygotowaniu" do "Kordia­na" w Teatrze Współczesnym ostatnie słowo należy do Mefistofela. A w słynnej scenie na Mont-Blanc nie chmura, lecz właśnie Mefistofel (potem zjawi się jeszcze w lochach kościoła Świętego Jana, w szpitalu wa­riatów...) zabiera Kordiana do kraju i on wskazuje mu cel:

Oto Polska. - działaj teraz!...

po czym chichocze, gdy Kordian woła

Polacy!!!

Romantyczna literatura w czy­ny ludzi nie raz mieszała diabły i anioły, archanioły i szatany, boskie potęgi dobra i zła, światła i ciemności, ciemne ludowe siły z czarów i guseł, pozaświatowe mary potępieńców, w neoromantyzmie Wyspiańskiego - także antycznych bogów i pogańskie bożki. Lecz zawsze bohaterowie wodzeni na pokuszenie byli przedmiotem dramatycznej walki ze strony dobrych i złych du­chów, jak Konrad w "Dziadach" na przykład. Przeniesienie Kor­diana na grzbiecie Mefistofela do Polski - bo nie potem ciąg­ła jego obecność koło Kordiana i pośród ludu, za który Kordian się poświęci - ma swoje kon­sekwencje myślowe, interpreta­cyjne, ideowe.

Bo znak w teatrze, zwłaszcza w ręku reżysera tak wytrawnego jak Erwin Axer, znaczy istotnie. Ten znak sugeruje, że myśli, słowa, postępowanie, czyn Kordia­na to wynik podszeptu szatana, a więc ma złe intencje, złe cele. To coś jakby wszyscy szatani, upostaciowani w "Przygotowaniu" do tego przedstawienia w Mefistofelu, zamiast wodzów i poli­tyków warzonych w kotle cza­rownicy - stworzyli narodowi romantycznych młodzieńców, spiskowych, dzieci szatana.

To nie jest to samo, co po­wiedzieć, że siły nieczyste mie­szają się do Kordiana, walczą o jego duszę, której nikt nie bro­ni (chyba sami szatani w osobie Wielkiego Księcia, chyba sami aniołowie upostaciowani w Starcu, Starym Słudze i nielicznych wiernych idei spiskowych). To przeinacza sens i intencje Sło­wackiego, i nasze dotychczasowe rozumienie dzieła. W konsekwen­cji podważa wiarę w czystość in­tencji samotnych rewolucjoni­stów, zbrojnego czynu listopa­dowego; miast pozostawić sprawy w rejonie smętnych diagnoz o przyczynach upadku powstania i niedojrzałości myśli politycz­nej spiskowych w sposób obra­zowy, teatralny, za pomocą zna­ku inscenizacyjnego sugeruje ocenę "Kordiana" i ocenę jego czy­nu - ujemną.

A przecież analizując wątki "Kordiana", co do jednego nie ma­my wątpliwości, że sympatia, aprobata, uczucie autora i poko­leń Polaków są po stronie Kor­diana jako postaci szlachetnej,

ofiarnej, czystej, niezdolnej do krwawego czynu, choć wówczas równie jak naród, z którego pochodzi, nieszczęśliwej. Jeśli co można dyskutować, z czego wyciągać naukę - to z analizy jego konstytucji psychicznej, samotności, obrazu świata, który otacza bohatera.

Ten zaś w inscenizacji w Teatrze Współczesnym wypadł blado bezbarwnie, mało wyraziście. Głównie z przyczyny wykonania aktorskiego, które zdradza wyraźnie większą skłonność do prozy i realizmu niż do wiersza ro­mantycznych poetów i dramatu wielkich idei, porywów, namięt­ności, co nie na "jednym spoczęły człowieku".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji