Artykuły

Chodząc za Konradem

25 lat po premierze ukazała się dokumentacja legendarnego spektaklu

"Dziady" Adama Mickiewicza w legendarnej inscenizacji Konrada Swinarskiego ożyły dzięki czwórce młodych... przeć ćwierćwieczem polonistów, rejestrowali i opisali wszystko, każde słowo, gest, krok. Nie zapisaną wcześniej partyturę odtworzyli z taśmy magnetofonowej, uzyskując autoryzację kompozytora, Zygmunta Koniecznego.

Czwórka studentów polonistyki towarzyszyła Swinarskiemu podczas prób, kilkadziesiąt razy obejrzała gotowe już przedstawienie. Tak powstała licząca ponad 400 stron książka "Dziady Adama Mickiewicza w inscenizacji Konrada Swinarskiego. Opis przedstawienia" - napisana przez Marka Halberdę, Piotra Lagunę, Wojciecha Szulczyńskiego i Joannę Walaszek. Opublikowano ją w tym tygodniu, 25 lat po napisaniu!

"Dziady" Swinarskiego to jedno z najsłynniejszych spektakli w dziejach polskiego teatru. Wystawione 269 razy (premiera odbyła się 18 lutego 1973, ostatni spektakl 9 kwietnia 1983), doczekały się rejestracji telewizyjnej w reżyserii Laco Adamika oraz opublikowanej przez Polskie Nagrania płyty.

W ciągu 10 lat zmieniała się obsada części ról. Po śmierci reżysera (Swinarski zginął w katastrofie samolotowej pod Damaszkiem w nocy z 19 na 20 sierpnia 1975) nad zachowaniem kształtu artystycznego przedstawienia czuwała Anna Polony.

Spektakl stał się sławny jeszcze przed rozpoczęciem prób. Przez pięć lat "Dziadów" nie wolno było w Polsce wystawiać - po zdjęciu z afisza inscenizacji Kazimierza Dejmka w warszawskim Teatrze Narodowym. Dlatego Swinarski poszedł w inną stronę.

- Z całą pewnością nie był to spektakl polityczny. Konrad wystawił opowieść o samotności zbuntowanego i cierpiącego artysty, nie rozumianego przez naród, zajętego swoimi przyziemnymi sprawami - mówiła Polony podczas wieczoru wspomnień.

Spektakl Swinarskiego stał się początkiem wielkiej kariery Jerzego Treli, grającego Gustawa-Konrada.

- Występowałem wtedy w serialu "Janosik", grając niejakiego Bacusia. Kręciliśmy właśnie drugi odcinek, gdy na planie pojawił się Wiktor Sądecki z informacją, że mam zagrać Konrada. Reżyser "Janosika", Jerzy Passendorfer, zgodził się uśmiercić Bacusia, dzięki temu mogłem wystąpić w spektaklu. Potem wielokrotnie pytałem Swinarskiego, dlaczego wybrał akurat mnie? Tłumaczenie trwało kilka miesięcy - wspominał Trela.

Praca nad "Dziadami" toczyła się w wielkim napięciu. Nie tylko w teatrze.

- Wieczory w tamtych czasach spędzaliśmy w pobliskiej restauracji Spatifu. Zdarzało się, że Konrad podchodził do stolika, przy którym siedzieli aktorzy, każąc powtórzyć jakąś kwestię - mówił Leszek Piskorz.

Dla samego reżysera "Dziady" stały się wielką szansą. Po powrocie z Zachodu i konflikcie z dwoma zagranicznymi zespołami Swinarski wpadł w depresję. - W szpitalu odwiedził go Jan Paweł Gawlik, dyrektor teatru, przynosząc egzemplarz "Dziadów". Wcześniej Konrad niezbyt zachwycał się Mickiewiczem. Teraz podjął wyzwanie - wspominała Polony.

Próby generalnej z udziałem publiczności Swinarski nie oglądał. Nie wytrzymał napięcia. Jak wspominają dziś jego koledzy, całe cztery godziny przeleżał skulony na tapczanie, czekając na wiadomość z teatru. Przyjęcie spektaklu było rewelacyjne.

Cały czas towarzyszyła też spektaklowi dyskretna opieka komunistycznych władz. Jak opowiadał Zygmunt Józefczak przed wyjazdem do Londynu jakiś partyjny dygnitarz namawiał Swinarskiego na zmianę tytułu. Nie wypadało, by teatr z Polski Ludowej występował z takim tytułem. Podczas londyńskich występów peerelowscy dyplomaci dyskretnie kontrolowali, czy w inscenizacji nie wprowadzono jakichś zmian. Z kolei emigranci szczególną uwagę zwracali na wycięte z tekstu fragmenty...

Chociaż odeszła już niemal połowa aktorów grających w premierowym przedstawieniu, reżyser i jeden z współautorów "Opisu", Piotr Laguna, legenda spektaklu wciąż trwa. Podczas wieczoru wspomnień (zorganizowanego dzięki pomocy Instytutu Filologii Polskiej UJ) na scenie pojawili się nie tylko aktorzy wierni Krakowowi do dziś - Anna Polony, Jerzy Fedorowicz, Zygmunt Józefczak, Andrzej Kozak, Tadeusz Malak, Leszek Piskorz, Jerzy Stuhr, Jerzy Trela. Specjalnie na tę okazję przyjechali z Warszawy Joanna Żółkowska i Kazimierz Kaczor. Widownię zapełnił niemal komplet publiczności. A książka, wydana po 25 latach dzięki finansowemu wsparciu MKiS, utrwali kroki i gesty Konrada na zawsze.

Data publikacji artykułu nieznana.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji