Smak teatru
Bruscon. Lichy aktor, szmirus właściwie, właściwie komediant. Odziany z przesadną elegancją prowincjonalnego gwiazdora, w kapeluszu z szerokim rondem i szaliku, fantazyjnie przerzuconym przez ramię rozgląda się wokół z obrzydzeniem. Szare, spękane ściany od lat nie używanej sali, spiętrzony stos krzeseł, w głębi przegniły podest taneczny, który zastąpi scenę. Scenę sztuki Bruscona pod patetycznym tytułem "Koło historii", sztuki, którą Bruscon zamierza grać wieczorem właśnie tu: w wiejskiej gospodzie, gdzie zza okien dobiega pochrząkiwanie wieprzków, a w kuchni przyrządza się kiszki. Bruscona gra Łomnicki. Zaczyna mówić.
Pozorna elegancja pierzcha bez śladu, gdy rozpartemu w krześle satrapie Sara (Małgorzata Rudzka) zdejmuje buty i podwinąwszy spodnie do kolan, masuje łydki. Bruscon ciągnie swój nie kończący się monolog, jego żałosną kabotynerię podkreśla tępe osłupienie właściciela gospody (Krzysztof Kowalewski) i hamowana lękiem wrogość Sary. Bruscon mówi i mówi, to istny słowotok aktora przerażonego, że z ustaniem słów ustanie jego rola, ustanie egzystencja. Jest w tym mówieniu śmieszny i groźny, odrażający i godzien współczucia, komicznie rozdarty między Spinozą a troską o posilny rosół z makaronem. Bo Bruscon jest przede wszystkim aktorem. Solą teatru. A teatr jest kłamstwem.
Mówi Bruscon: Ponieważ aktorzy są okropnie głupi - więc jest oczywistym czystym absurdem - kiedy na przykład przedstawiają Schopenhauera czy Kanta (...) To co przedstawiają aktorzy proszę pana - jest przedstawione zawsze - w sposób nieprawdziwy - zakłamany - i właśnie dlatego to jest teatr.
Spektakl, którego Bruscon jest twórcą, to spektakl mierny, podrzędny, na poły amatorski. Ten, w którym uczestniczy jako bohater, jest spektaklem wybitnym, najwyższej próby. Zapiera dech artystyczną precyzją Bernharda, Axera, Łomnickiego. Ale gorzkie słowa Bruscona dotyczą obu spektakli, dotyczą teatru w ogóle.
Bruscon kontynuuje: Będąc szczerym trzeba powiedzieć, że w ogóle teatr to absurd, ale będąc szczerym nie można uprawiać teatru (...) będąc szczerym w ogóle nie można nic zrobić, najwyżej się zabić. Ale ponieważ się nie zabijamy, bo nie chcemy się zabijać (...) próbujemy nadal zajmować się teatrem.
Triumfalne dźwięki marsza Verdiego Bruscon prostodusznie uznał za stosowną ilustrację do swego "Koła historii". Brzmią jak niezamierzone szyderstwo. Ale szyderstwo Axera, który ten sam motyw uczynił przerywnikiem własnego przedstawienia, jest zamierzone. Okrutne autoszyderstwo teatru, który wyznaje ustami Bruscona: Teatr to odwieczna perwersja proszę pana -w której ludzkość jest zakochana po uszy - a dlatego jest w niej zakochana po uszy - że jest zakochana po uszy w swoich kłamstwach - przy czym nigdzie te kłamstwa - nie są tak wielkie i tak fascynujące - jak w teatrze.
W istocie.