Artykuły

Zmarnowany Chaplin

- Teraz, jeśli zagram, to tylko w małych, bardzo kameralnych projektach - mówi Jan Kobuszewski, legenda polskiej sceny i ekranu.

Długie toto, jak Don Kichot przynajmniej, chude toto, gęba pociągła i mizerna, nos orli niestety, uszy odstające, a do tego od dołu takie długie nogi, a od góry takie długie ręce. Czerwony Kapturek mógłby omdleć - tak Jan Kobuszewski (ur. 1934) opisuje samego siebie. Słynny majster ze skeczu Ucz się Jasiu prezentowanego z Wiesławem Michnikowskim i Wiesławem Golasem, Jan Kobuszewski spektaklem Sługa dwóch panów żegna się z polską publicznością. - Teraz, jeśli zagram, to tylko w małych, bardzo kameralnych projektach - mówi legenda polskiej sceny i ekranu. Zanim Kobuszewski zyskał opinię znakomitego aktora teatralnego i zanim zyskał uznanie jako aktor filmowy, stal się popularnym aktorem telewizyjnym. Na szklanym ekranie wystąpił po raz pierwszy w 1955 roku i do dziś pojawił się przeszło 2.000 razy w rozrywkowych programach cyklicznych, m.in.: Wielokropku, w którym z Janem Kociniakiem stworzyli duet wedle schematu duży i chudy z małym i korpulentnym. Występował także w Muzyce lekkiej, łatwej i przyjemnej, Kabarecie Olgi Lipińskiej oraz Kabarecie Starszych Panów. W latach 70. był narratorem Bajek dla dorosłych, a na początku lat 90. Bajek o Leninie Michała Zoszczenki. - Bardzo mnie korci założenie kabaretu w starym dobrym stylu Wielokropka - twierdzi Jan Kobuszewski. - Jestem aktorem komediowym, tak mnie życie ustawiło. Natomiast jestem aktorem niepiszącym. Cały kabaret Dudek opierał się na tekstach Staszka Tyma, Wojtka Młynarskiego i wielu innych twórców. Dzisiaj ci autorzy piszą dla siebie. Dlatego nie mamy tekstów. Czekamy na młodych ludzi, którzy chcieliby dla nas pisać. W teatrze zaczynał pracę jako odtwórca ról dramatycznych w sztukach klasycznych m.in.: Biondella w Poskromieniu złośnicy Williama Shakespeare'a, Pietrowicza w Płaszczu Mikołaja Gogola (1960), Oswalda w Królu Learze Williama Shakespeare'a (1962), Doktora w Dziadach Adama Mickiewicza (1964), Lokaja w Kurce Wodnej Stanisława Ignacego Witkiewicza. W 1966 roku na scenie Teatru Narodowego zagrał tytułowego Jana Macieja Karola Wścieklicę Stanisława Ignacego Witkiewicza. W gazetach ukazały się entuzjastyczne recenzje: - Bohaterem spektaklu jest Jan Kobuszewski, znakomity w typie, ruchu, słowie. Łączy bezbłędnie realizm z groteską, był prawie Witosem, wierzchosławickim chłopem, który zostaje prezydentem, ale jednocześnie był czymś więcej: zagrał całą problematykę filozoficzną Jana Macieja Karola Wścieklicy - donosiła prasa. Szybko okazało się jednak, że Jan Kobuszewski to przede wszystkim aktor komediowy. Zaczęła się jego przygoda ze śmiechem i humorem. W latach 60. Kobuszewski rozpoczął współpracę z Edwardem Dziewońskim w Kabarecie Dudek, w którym wykazał się niebywałym talentem rozbawiania publiczności w piosenkach i skeczach. Powiedzenia ze scenek z jego udziałem weszły do języka obiegowego, chociażby zwrot: - wężykiem, wężykiem ze skeczu Ucz się Jasiu o majstrze hydrauliku użerającym się z klientem. - Pamiętam wiele żartów i dowcipów, które mi zrobili koledzy, a potem ja im - opowiada aktor. - Słynie z nich Wiesio Michnikowski, który potrafi każdą sytuację na scenie, każdą sypkę, obrócić w dowcip. Pamiętam, że miałem z nim kiedyś taki dosyć długi dialog w kabarecie Dudek. On niechcący zaczął z chrypką i zamiast odchrząknąć, to przez całe pięć minut mówił z chrypą. Coś nieprawdopodobnego. Właściwie nie wiedziałem, czy zejść ze sceny. W końcu zacząłem się bezczelnie śmiać. On jednak z pełną powagą mówił dalej. Po zejściu ze sceny spytałem, dlaczego to zrobił, odpowiedział: - Nie chciałem cię peszyć!!! Kobuszewski -jak sam wyznaje - uwielbia kino jako widz, ale pracy w filmie nie lubi. Kino zresztą nie wykorzystało w pełni jego talentu. Wkrótce po debiucie ekranowym, wystąpił w pierwszym polskim serialu Barbara i Jan jako nieśmiały dziennikarz Jan Buszewski. Kolejne propozycje komediowe obejmowały charakterystyczne, ale niewielkie rólki, szczególnie rozmaitych fachowców: milicjantów lub tajniaków.

Agnieszka Osiecka uważała, że Jan Kobuszewski to absolutny fenomen aktorstwa: - Kobuszewski jest graficzny. Powinny wszędzie wisieć plakaty, obrazy i znaki drogowe z postacią Kobuszewskiego w tańcu. Powinien powstać serial filmów pod tytułem Przygody młodego znaku zapytania, a w roli znaku zapytania powinien wystąpić Jan Kobuszewski. Powinien być prowadzony w szkole teatralnej i filmowej specjalny kurs pt. Fenomen aktorstwa Jana Kobuszewskiego, ponieważ to jest aktorstwo, które zaprzecza wszelkim banalnym kanonom. Kanony powiadają, że nie powinno się przerysowywać, robić małpy, wyginać we wszystkie strony i śmiać się z własnych dowcipów, a Janek K. przegrywa, wygina i robi, a mimo to jest cudowny. Powinien, krótko mówiąc, narodzić się reżyser filmowy, który by życie poświęcił kręceniu komedii z Kobuszewskim, ponieważ warto. Tak się jednak nie stało i Janek Kobuszewski jest zmarnowanym Chaplinem polskiego kina - pisała w swoich wspomnieniach zmarła w 1996 r. poetka. Jego pierwsza próba dostania się do szkoły teatralnej zakończyła się fiaskiem. Rok później Kobuszewski zdał do PWST, ale był już wówczas absolwentem Szkoły Dramatycznej Teatru Lalek. Studia aktorskie ukończył w 1956 roku. Dwa pierwsze sezony spędził w Teatrze Młodej Warszawy. Dwadzieścia lat był aktorem scen dramatycznych: warszawskiego Teatru Polskiego, Teatru Narodowego, łódzkiego Teatru Nowego. Dopiero w 1976 roku związał się, i do tej pory występuje, z Teatrem Kwadrat w Warszawie. Aktor bardzo lubi przebywać w domu. Jest zapalonym majsterkowiczem. Potrafi naprawić dosłownie wszystko: - Nie wszystko - dopowiada natychmiast. - Zupełnie nie znam się na elektronice. Komputer to dla mnie zaklęte urządzenie. Jego największym przyjacielem od lat jest Jan Kociniak: - Miałem zaszczyt być świadkiem na ślubie Jana - opowiada Kobuszewski. - Nasza przyjaźń jest pełna symboli: po pierwsze nasze imiona: on jest Jan Ko i ja jestem Jan Ko, obaj też mamy żony Hanie. On ma jedną żonę i ja mam jedną żonę. Zawsze wywołujemy lekką konsternację przedstawiając gdzieś w towarzystwie nasze żony. Mówimy wtedy: - Moja pierwsza żona... - Uważam, że aktor, który nie ma tremy przed wyjściem, obojętnie czy to jest spotkanie twarzą w twarz z publicznością, czy spektakl, grany 400 razy, powinien przestać grać. Trema jest nieodzownym towarzyszem aktora. Jest to trema twórcza. To publiczność jest naszym sędzią, życzliwym egzaminatorem. Gdy czujemy jej przychylność trema może minąć, ale zawsze pozostaje ukryta.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji