Artykuły

Komediant

JEST to spotkanie na szczycie. Spotkanie mistrzów. Wspaniały tekst nieżyjącego już austriac­kiego pisarza Thomasa Bernharda, sprawiający frajdę już w czytaniu i pozwalający przeczuć wielką rolę, wziął na warsztat Erwin Axer, który po latach nieobecności w "swoim" teatrze, zde­cydował się wyreżyserować "Komedian­ta" na Mokotowskiej. Jest to również w jakimś sensie powrót Bernharda, któ­rego "Święto Borysa" stało się tu suk­cesem kilkanaście lat temu.

Główną rolę powierzył reżyser Ta­deuszowi Łomnickiemu, i dla niego jest to powrót na scenę, na której święcił niegdyś wielkie triumfy. Stwierdzenia: największy aktor czy największa rola mogą budzić odruch zwątpienia, zwła­szcza u tych, którzy spektaklu nie wi­dzieli. Ale Łomnicki, który w ostatnich sezonach grał gościnnie w kilku war­szawskich teatrach, tworząc tam role ważne, a nawet wybitne - w "Kome­diancie" przeszedł samego siebie. Te 3 godziny, w czasie których nie scho­dzi ze sceny, prowadząc praktycznie jeden wielki monolog, można zaliczyć do największych osiągnięć polskiego te­atru. Widoczne jest zafascynowanie wi­downi wirtuozerią mistrza. Łomnicki nie szarżuje, nie przerysowuje postaci, nie idzie na łatwe gierki, nie wykorzystuje śmiesznostek swego bohatera w celu ubawienia publiczności, nie gra prze­ciw postaci. On zresztą w ogóle nie gra. On jest. Jest starzejącym się aktorem - komediantem, jak chce autor - który w objeździe po prowincji prezen­tuje własną sztukę. Komedia owa, jak można się zorientować z odgrywanych fragmentów, jest zlepkiem idiotyzmów, lecz dla Bruscona, który nie waha stawiać się w rzędzie najwybitniejszych myślicieli i artystów wszechczasów, jest ukoronowaniem jego życia. Wielkość dzieła, które stworzył, w połączeniu z nędzą scen austriackiej prowincji, na których przychodzi mu je prezentować, to dramat autora i aktora Bruscona. Bruscon jest śmieszny, wzruszający, tra­giczny w swym kabotyństwie, starczej zawziętości i uporze, które każą mu terroryzować własną rodzinę, stanowią­cą jego zespół. Jest groźny, tkliwy, bez­radny, władczy, upokarza innych, czu­jąc się sam upokorzony przez los. Całą tę gamę uczuć, nastrojów, humorów starzejącego się ambitnego człowieka oddaje Łomnicki w sposób niezwykle subtelny, nie przekraczając granic psy­chologicznego prawdopodobieństwa i dobrego smaku.

I choć Łomnicki siłą rzeczy zdo­minował scenę i przedstawienie, jest w nim jeszcze jedna znako­micie prowadzona rola. Krzysztof Kowalewski gra właściciela gospody, prostego, tempego osiłka, który nie jest w stanie ani ogarnąć, ani zrozumieć bo­gactwa tego zjawiska, jakim jest Bruscon. Kowalewski wypowiada za­ledwie kilka zdań w całej sztuce, ale trzeba zobaczyć jego mimikę, ruchy i sposób, w jaki szasta się po scenie, niejako w odpowiedzi na kolejne kwe­stie Bruscona, by zrozumieć jak świet­na to rola tego aktora.

SŁOWA uznania należą się także Ewie Starowieyskiej za funkcjonalną, jedyną z możliwych - jak się wydaje - scenografię do tej sztu­ki, która w scenie finałowej ukazała wszystkie swe możliwości i "zagrała" wspaniale.

Przedstawienie, jakie na koniec se­zonu dał ,,Współczesny", przypomina najlepsze osiągnięcia tej świetnej sceny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji