Artykuły

Piękny zawód dla ludzi mądrych

15 i 16 kwietnia Tadeusz Łomnicki z zespołem warszawskiego Teatru Współczesnego wystąpił w sztuce Thomasa Bernharda "Komediant", inaugurującej VI Lubelską Wiosnę Teatralną. Nawet owacja na stojąco nie dorównywała zachwytowi widzów. - Czym jest dla aktora podeszły wiek, bo przecież nie klęską?

To jest tak: najpierw jesteśmy młodzi i chcemy przekonać innych, że , potrafimy, potem czujemy, że potrafi­my i potem przychodzi okres redakcji własnej myśli skierowanej ku rzeczy­wistości, kiedy już się wie, co dla ciebie dobre. Bo człowiek zawsze szuka pod­stawowej myśli, którą chce przekazać drugiemu człowiekowi. I jeszcze jest ta wielka przyjemność, że skupia się uwagę, wprawia się ludziom myśli w ruch. My nie możemy ciągle przeliczać wszystkiego na wymierne korzyści.

- Mówi to Pan w kontekście skomplikowanej sytuacji kraju?

Raczej przyjmuję postawę klerka. Zajmuję się tym, czym mogę oddziały­wać na najbliższych, a wiec moją pracą. To moja działalność w tym niebezpiecz­nym, rozchwianym, właściwie rozpada­jącym się świecie. Dziś w Polsce ta praca musi być wirtuozerstwem.

- Czyli odpowiedzialność?

Ale to nie jest wydumane. Mnie to pochłania, to pożar. Wydaje się mi, że na tym stosie spłonę i odpowiada mi to. Bo prawdziwy akt twórczy, które­mu musimy się poddać, jest piękny.

Proszę zauważyć - ja nie stwarzam, ja się poddaję! To błogosławieństwo na­tury, że człowiek potrafi coś takiego odczuwać, mieć umiejętność dobrania najszlachetniejszego tonu, który drugi człowiek zauważa. Wiem, jak ludzie cierpią, są okrutni, tęsknią za swoim przyszłym życiem Jeżeli kocham dru­giego człowieka, w coś z tego muszę tra­fić. Ja bym porównał to do pracy pianisty, który tysiące godzin spędza nad jakimś biegnikiem Raveła, żeby na koncercie publiczność oniemiała z zach­wytu. Aktorstwo, to piękny zawód, ale tylko dla ludzi mądrych. Dla takich, któ­rzy szukają piękna i są odważni.

- Jednak grał Pan role łudzi skoń­czenie złych?

Salieriego. Ta rola jest wymienia­na, bo odważyłem się pokazać niebez­pieczeństwo zła, człowieka jakby płynął w zatrutym morzu. Przecież Salieri nie daje Mozartowi banana, tylko truciznę. Grałem potwora obok geniu­sza. Kim był dla mnie Mozart - szcze­niakiem. Wpadłem na prosty pomysł: kłóciłem się z Bogiem, który mnie zdradził.

- Czy dotykanie czułych miejsc w człowieku jest równoznaczne z poszukiwaniem prawdy w teatrze, o któ­rej tak często mówią młodzi aktorzy?

Dla aktora prawda znaczy, że jest jak w życiu. Gdyby aktorzy znali literaturę towarzyszącą wielkim mistrzom, na przykład Gombrowicza - wiedzie­liby, że teatr pokazuje nieprawdę, żeby pokazać prawdę. I że oni powinni po­kazać na scenie prawdę, ale o życiu.

- Jak nosi się Panu sławę?

Wiem, że posiadam pewną sławę. W środowisku jestem człowiekiem, na którym można polegać - miło mi z te­go powodu. W szkole mam absolutne zaufanie młodzieży. Mogę to porów­nać do wchodzenia na Mont Blanc. Ja byłem parę razy, oni idą pierwszy raz, ja idę na końcu za nimi, patrzę, żeby się komuś noga nie obsunęła. A oprócz tego ja coś wiem. Gram 46 lat, mam za sobą kawałek życia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji