Artykuły

Solą po oczach

Z odwagą podtyka lustro codziennej brzydocie, brutalności i beznadziei. "Rodzina wampira" to sztuka przeciwko wygodnemu zamykaniu oczu na rzeczywistość.

Teatr zwykle ucieka od portretowania rzeczywistości, wybierając prawdy uniwersalne i pewne dramaturgicznie. A jeśli zabiera się już za opisywanie takich spraw jak patologia społeczna, narkomania i alkoholizm, najczęściej robi to "po szkolnemu": z natrętnym dydaktyzmem i sztucznością sytuacji. I dlatego też nie trafia do młodych widzów wyczulonych na wszelkie "zgredziarskie" sztuczki wychowawcze.

Z "Rodziną wampira", wyreżyserowaną przez Edwarda Żentarę, jest inaczej. Sztuka nie opowiada bajek "ku przestrodze" i nie daje żadnej nadziei na przyszłość. Jej siła tkwi w brutalnym unaocznieniu wstydliwych prawd skrywanych w czterech ścianach. A wszystko po to, by widzem potrząsnąć, wzbudzić emocje.

Spektakl opowiada o rodzinie narkomana. Sam bohater pojawia się tylko na chwilę, w finale, ale od początku do końca czuje się obecność jego nieuleczalnej choroby. To właśnie ona sprawia, że ojciec i matka są jakby pogrążonymi w letargu półtrupami. Matka (grana przez Bożenę Pomykałę), nawet jeśli rozpaczliwie próbuje ratować swego syna, to w jej monologu wyczuwa się jakiś chorobliwy słowotok. Ojciec (Aleksander Maciejewski) prawie przez cały czas gapi się w telewizor i milczy.

Wszyscy bohaterowie sztuki są naznaczeni nieszczęściem i życiowym pechem. Nawet brutalni bandyci, którzy wchodzą do mieszkania i torturami próbują od rodziny wyciągnąć pieniądze za długi syna. Jeden z nich (znakomity i bardzo prawdziwy Maciej Radziwanowski) nerwowo obgryza paznokcie i kurczy się, słysząc krzyki drugiego. Drugi (Artur Nełkowski) agresją reaguje na wspomnienie ze swego samotnego dzieciństwa. Nieszczęśliwa jest też Marina (Kamila Pietrzak), narzeczona narkomana, nie mająca domu i błąkająca się po akademikach. Popsute życie ma również sam Wampir (Przemysław Kapsa), niekochany przez swego ojca alkoholika, którego pewnie też ktoś nie kochał.

Przedstawienie jeszcze dojrzewa. Przydadzą się pewne skróty, podkręcenie tempa. Na karb premierowej tremy można też zrzucić chwilami mało przekonującą grę aktorską B. Pomykały. Warto się również zastanowić nad scenicznym wizerunkiem głównego bohatera: prawdziwy narkoman, nękany narkotykowym głodem, nie ma czasu na farbowanie włosów na zielono. Mimo tych kilku uwag spektakl robi duże wrażenie na widzach i tym samym wypełnia swoje przesłanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji