Artykuły

Skecz o operze

"Impresario w opałach" w reż. Roberta Skolmowskiego w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.

Nie kupuje się stylowych drobiazgów na straganie pod "Górniakiem", nie pakuje się dworskiej opery do Hali Sportowej, bo nie służy to ani kameralnej orkiestrze, ani małemu zespołowi solistów.

Reżyser Robert Skolmowski znalazł jeszcze jeden kiepski wariant. XVIII-wieczną ramotkę Domenica Cimarosy "Impresario w opałach" przeniósł na zaplecze teatru i osadził w kingsajzie. A że jest to opera buffo, uznał, iż najlepiej będzie przerobić ją na coś w rodzaju kabaretowych skeczy. Żeby było jeszcze weselej, widzom usadzonym na składanych plastikowych krzesłach zafundował jazdę (bez trzymanki) na jęczącej i piszczącej pokutnie obrotowej scenie...

Muzycy, pod kierunkiem Bogdana Olędzkiego, nie mieli łatwego zadania, przebijając się przez zgrzyty techniki. Żal zwłaszcza waltorni i szpinetu. Opera o operze, o zawistnych śpiewaczkach, poecie, kompozytorze oraz impresariu, który ucieka z kasą, rozgrywa się między gigantyczną wanną a gigantycznym krzesłem. Reżyser nie skąpi ciężkich dowcipów, fundując publiczności widowisko trwające, z "przejazdami" i przerwą, aż 165 minut.

Całe to zamieszanie najbardziej szkodzi wykonawcom. Artyści (Dorota Wójcik, Joanna Horodko, Agnieszka Makówka, Przemysław Rezner, Dariusz Pietrzykowski, Robert Ulatowski) poddani zostali zgrywie przeniesionej z aktorskich popisów na prezentację wokalną.

Muzyka i libretto stworzyły jedność dopiero w finale, kiedy akcja rozgrywała się kameralnie, już tylko na pudełkowej scenie. Wtedy najwyraźniej uwidocznił się bezsens niekończących się wiców. Publiczność spisała się świetnie. Były brawa na stojąco (są podejrzenia, że dało się we znaki długie niewygodne siedzenie). Chwalono zwłaszcza kostiumy Małgorzaty Słoniowskiej.

Sobotnią premierę miało okazję zaliczyć około 200 osób. Dlaczego przynajmniej drugie 200 nie mogło się przekonać o jej kształcie w niedzielę? Pracowały dwie obsady, zawsze odbywają się dwie premiery... Czyżby dyrekcja tak błyskawicznie przestała wierzyć w sens tego przedsięwzięcia? A przecież (jak informowano podczas konferencji) ma służyć długo i to zarówno w Łodzi jak i w podróżach. Obawiam się, że "Impresario w opałach", to sztuka dla "sztuki", tylko czy na to nas stać, gdy teatru nie stać prawie na nic? W dyrekcyjnych planach zgrzyta nie mniej niż na obrotowej scenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji