Artykuły

Nowa wersja Braunowskich "Dziadów"

NA SCENIE Teatru Współczesnego, po raz drugi w okresie ostatnich kilku lat, prezentowane są "Dziady" Adama Mickiewicza. Reżyserem spektaklu, podobnie jak poprzednim razem, jest Kazimierz Braun. On też dokonał wyboru tekstów do przedstawienia.

Obecna wersja "Dziadów" zdecydowanie rożni się od poprzedniej. Reżyser nie pokusił się tym razem o zaprezentowanie pełnego tekstu dramatu. Zrezygnował, on zupełnie z IV części "Dziadów". Również część II wykorzystana została w sposób jedynie sygnalny. Wypowiedź Guślarza stanowi swoistą ekspozycję dramatu. Po niej następują obfite fragmenty "Ustępu" i "Do Przyjaciół Moskali".

Guślarz pełni funkcję kreatora świata, postaci, która wprowadza widza w obrzęd, w misterium. Tematem owego misterium jest tragedia narodu, dzieje jego zmagań z wszechwładną potęgą caratu. "Dziady" zaproponowane przez zespół Teatru Współczesnego są właściwie opowieścią epicką. Wykorzystanie w spektaklu fragmentów "Ustępu", rzecz rzadka w adaptacjach scenicznych utworu, pozwoliło zarysować szeroki kontekst tragedii narodu. W kolejnych scenach panorama stopniowo się zawęża. Gościmy w salonie Nowosilcowa, by następnie, niejako spod murów więzienia, śledzić losy i zmagania (z carem, z Bogiem, z samym sobą) młodych więźniów - filaretów.

Centralną postacią dramatu jest tradycyjnie Konrad. Poznajemy go dopiero w celi u Bazylianów. Nic nie wiemy o jego wcześniejszych dziejach. Ze sceny nie padają słowa: "Gustavus obit - hic natus est Conradus" A więc może przemiany nie było? Może doba walki z caratem to czasy Konradów? A może bohater kreowany przez Krzysztofa Baumana to Gustaw i Konrad w jednej osobie?

Warstwowy układ spektaklu, przechodzenie od ogółu do szczegółu, widoczny jest nie tylko w wyborze tekstów jakie padają ze sceny. Uwypukla go także sama koncepcja inscenizacyjna. Pierwsze sceny rozgrywają się w podziemiach, pod sceną teatru. Nie ma widzów i aktorów. Wszyscy stoją w mroku rozświetlonym jedynie blaskiem kaganka. Ci, którzy wygłaszają poszczególne kwestie są anonimowymi postaciami w tłumie. Ich animowość podkreślają kostiumy - ciemne okulary, czarne peleryny. Ten fragment spektaklu, rozgrywany w podsceniu, to wspaniała egzemplifikacja idei "teatru wspólnoty" (K. Braun: "Teatr wspólnoty"), gdzie nie ma protagonistów, aktorów i widzów.

Z mrocznych kręgów podziemi, świata guseł i przemocy, wkraczamy (dosłownie - widzowie zostają skierowani na scenę, na której zbudowano salon) do świetlistego, eleganckiego salonu Senatora. Olśniewa nas światło i przepych. Ten jednak obraz natychmiast zostaje zmącony opowieścią Adolfa o losach Cichowskiego. Pod powłoką blichtru kryje się przemoc. Wątek przemocy przewija się już później przez całą akcję sceniczną.

Spektakl "Dziadów" zrealizowany w Teatrze Współczesnym to przedstawienie o bardzo wielkim ładunku dramatycznym. Atmosfera jego budowana jest nie tylko poprzez koncepcję inscenizacyjną i grę aktorów, lecz także przy wykorzystaniu warstwy wizualnej. Jeszcze raz potwierdziła się tutaj wspaniała umiejętność operowania obrazem i światłem (a la Pieta - "widzenie księdza Piotra", scena końcowa spektaklu) jaką posiadł Kazimierz Braun.

Przedstawienie, jakie obejrzałam w teatrze przy ulicy Rzeźniczej wyróżnia się także bardzo wyrównanym poziomem aktorstwa. Nie ma w nim ról chybionych. Cały zespół aktorski prezentuje się dobrze. Szczególnie zaś trafiły mi do przekonania kreacje stworzone przez Marię Zbyszewską, (pani Rollison), Krzysztofa Baumana (młodzieńczy, bardzo współczesny Konrad), Eugeniusza Kujawskiego (ks. Piotr) i Jerzego Gudejko (Sobolewski).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji