Artykuły

Wibrująca pięść Jana Peszka

- Peszek podnosi nogę w Shaolin - donosi dyrektor krakowskiego Teatru Łaźnia Nowa Bartosz Szydłowski, który postanowił zmienić Jana Peszka w Bruce'a Lee, a jego syna Błażeja - w syna gwiazdy kina kung-fu Brandona Lee. 12 lipca dyrektor Szydłowski wyruszył z artystami na wyprawę śladami legendy kung-fu. O wyprawie pisze w Gazecie Wyborczej Joanna Derkaczew.

Według jednej z legend miejskich Bruce'a Lee (1940-73) zabili "ciosem wibrującej pięści" mnisi z klasztoru Shaolin. Była to zemsta za ujawnienie tajemnic kung-fu

Dyrektor krakowskiego Teatru Łaźnia Nowa 12 lipca wyruszył z artystami na wyprawę śladami legendy kung-fu. Podróż do Hongkongu (siedziby studia filmowego Golden Harvest), Shaolin i Pekinu to część projektu "Wejście smoka. Trailer". Finałem będzie spektakl. Premiera 22 września w nowohuckiej Łaźni.

Podczas dwóch tygodni w trasie Jan i Błażej Peszkowie przechodzą intensywne treningi Drogi Wibrującej Pięści (styl walki - opracowany przez Bruce'a Lee - zorientowany na szybki atak). Przekopują się przez stosy plastikowych figurek mistrza w Klubie Bruce'a Lee w Hongkongu. W położonej na szczycie wzgórza jaskini Bodhidharmy (który według legendy nauczył mnichów Shaolin sztuk walki) palą kadzidełka. Fotografują się w hongkońskiej Alei Gwiazd, wizytują słynne szkoły sztuk walki, wykonują wyczerpujące ćwiczenia w cieniu tysiącletnich cisów. Szydłowski relacjonuje w internecie (www.wejsciesmoka.com.pl) szczegóły wyprawy, daje praktyczne porady: "Z Shaolin warto się targować, a pierwszego kontaktu najlepiej szukać przez webmastera klasztoru".

Czasem zaskakuje ich, gdy coś, co miało budzić oczyszczające dreszcze, okazuje się tanim wabikiem na turystów: "Shaolin Zen Musie Rituak - wielkie widowisko na górskim stoku z 500 aktorami. Nawet sztuczny księżyc zza góry wychodził, latali ponad drzewami mnisi, kozy żywe łaziły po scenie, wybudowano gigantyczne pagody i zamki... tylko wszystko bez smaku, z całym arsenałem kiczowatych środków".

Nic dziwnego. Shaolin podupadło po rewolucji kulturalnej, gdy mistrzów kung-fu zapędzono do pracy na polach ryżowych. Jeszcze w latach 90. był ruiną. Podróżnicy przypominają sobie przeczytane reportaże, próbują jakoś zracjonalizować rozczarowanie: "Dopiero gdy Chiny weszły na drogę logiki ekonomicznej, zapach pieniądza uniósł się nad klasztorem. Zaczęto odbudowywać i głosić jego chwałę. Pierwszym krokiem było sprowadzenie ostatnich mistrzów z jakichś zapadłych wiosek lub Tajwanu i Hongkongu. Krok po kroku w ciągu ostatnich 15 lat Shaolin sięgnął po chwałę, której nie posiadł przez ponad tysiąc lat swojego istnienia. Ale czy w klasztorze takiej chwały się poszukuje?".

Tylko czasem niespodziewanie czują się, jakby jednak byli bohaterami filmu. Przyjazd do Chin i klasztoru przypomniał im scenę z "Wejścia smoka".

Tylko że Bruce'a na wyspie witały podejrzliwe spojrzenia nieszczere uśmiechy i atmosfera zwiastująca, że coś się wydarzy. Ich na lotnisku wita małomówny i rutynowy Levi, który nie sili się na grzeczność, z wysiłkiem odpowiada na pytania i zaraz zasypia w samochodzie.

Artyści coraz bardziej tracą też wiarę w sens "życia jako nieustannego przygotowania do walki". W Shaolin obserwowali trening chłopców w wieku 6-12 lat: "Niezwykła sprawność, dyscyplina z jednej strony, z drugiej dość brutalnie. Janek Peszek nie mógł patrzeć, jak te dzieciaki słaniają się na nogach. Dodatkowym bodźcem dla instruktora były nasze kamery, widać, że docisnął chłopaków, żeby zaimponować gościom z Europy. Jak się zorientowaliśmy - to czym prędzej opuściliśmy salę, by chłopcy mogli złapać oddech".

W czym właściwie biorą udział Jan i Błażej Peszkowie? W produkcji internetowego poradnika turystycznego dla fanów legendy? Reportażu o komercjalizacji miejsc kultu? Autorzy projektu podkreślają, że ich chińska droga ma charakter osobisty. Ojciec i syn wspólnie konfrontują się z mitem mężczyzny doskonałego, pięknego wojownika filozofa, który osiągnął wszystko i umarł na tyle młodo (33 lata), by pozostawić po sobie legendę bez skazy.

Impregnowany na słabość i starość plastikowy Bruce Lee spogląda w Hongkongu ze wszystkich witryn sklepowych. Gdyby nie zmarł nagle w 1973 r., wkrótce po zakończeniu zdjęć do "Wejścia smoka", miałby dziś 71 lat. Jego syn Brandon zginął w 1993 r. postrzelony przypadkowo na planie filmu "Kruk".

Na koszulkach z wizerunkiem Jana Peszka nie da się jeszcze zrobić wielkiego biznesu. Ale dla środowiska teatralnego jest on dziś obok Krystiana Lupy, być może, najważniejszym "mistrzem", "ojcem" i "nauczycielem".

- Widzę go jako polskiego cadyka - mówi reżyser Michał Zadara, który wielokrotnie współpracował z Peszkiem i od pięciu lat zbiera materiały do książki o nim. - Jego sposób nauczania przypomina mi tę właśnie tradycję. Opowieści chasydów nigdy nie są w oczywisty sposób zabawne czy błyskotliwe, choć konstrukcją przypominają często żart. Ich treść nie ujawnia się jednak od początku, trzeba się umieć do niej samodzielnie dokopać. Przy Peszku człowiek także musi się poważnie samodzielnie napracować, ale efekt wynagradza wysiłek.

Jan Peszek działał w awangardzie lat 60. i 70. Wielu artystów, których uczył w krakowskiej PWST, od lat powtarza, jak bardzo zazdrości mu pracowitości, bezkompromisowości, odwagi.

Peszek wielokrotnie podróżował do Japonii, gdzie zafascynował go m.in. system dziedziczenia ról. Nigdy jednak nie przekazał własnemu synowi roli w wykonywanym od 35 lat "Scenariuszu dla nieistniejącego, lecz możliwego aktora instrumentalnego" Bogusława Schaeffera. Przygotował do niej Niemca Andre Erlena.

Nigdy nie był kojarzony z wielkimi rolami filmowymi. Wydaje się artystą spoza czołówki, decydującym się raczej na łobuzerskie działania niż na poważne role. Karierę teatralną zaczynał we Wrocławiu w spektaklach Jerzego Krasowskiego i Krystyny Skuszanki, współpracował też z wrocławską Pantomimą. W Łodzi występował u Dejmka i Grabowskiego. W Starym Teatrze współpracował z Wajdą, Lupą, Jarockim, Grzegorzewskim.

Przez lata był związany z Videoterem Poza (pionierski multimedialny projekt poety Piotra Lachmana), gdzie stawał się aktorem, "który nie ma wpływu na swoją rolę". Nagrywał z reżyserem kilka filmowych sekwencji, po czym pozwalał, by podczas wideospektaklu jego wizerunek powielano, miksowano i rozciągano na dziesiątkach telewizorów.

Miewał zaskakujące reżyserskie zrywy. W zeszłym roku we Wrocławskim Teatrze Lalek przygotował np. kontrowersyjny spektakl o Słowackim ("Sło" według tekstu Mateusza Pakuły), w którym życie poety stawało się grą losową czy teleturniejem prowadzonym przez Krystynę Czubównę.

Artyści, których wychował, zazdroszczą mu wytrwałości w pakowaniu się w projekty "skazane na niezrozumienie" i w zawierzaniu szalonym debiutantom. Nawet gdy dubbinguje komiczne postaci z kreskówek, znajduje w nich coś szczególnego. O przejętej od Dustina Hoffmana roli Mistrza Sifu w animowanej "Kung Fu Pandzie" opowiadał tak, jak wielu studentów mogłoby mówić o samym Peszku: "Niby do przytulania dla małych dziewczynek, a tymczasem to jest mistrz, który ma ogromną wiedzę i doświadczenie. Jego doskonałość polega na tym, że nie jest doskonały. Popełnia błędy, pewnych rzeczy nie jest w stanie przewidzieć. Ale przyznaje się do tego i czasem w bardzo słodki, ludzki, męski sposób się zawstydza".

- Mam przeczucie, że jesteśmy o krok od tego, by rozpoznać Jana Peszka niejako faceta, ale zjawisko - mówi Michał Zadara.

A Błażej Peszek? Występuje w większości najlepszych produkcji Starego Teatru w Krakowie. Współpracuje z ojcem i siostrą Marią Peszek, dysponuje rzadko spotykaną wśród polskich aktorów sprawnością fizyczną.

Podróż ojca i syna śladami innego ojca i syna to dla artystów okazja na przyjrzenie się łączącej ich relacji, wyobrażeniom o męskości, walce i duchowej perfekcji. Do Krakowa powrócą 29 lipca. Odmienieni? Czy tylko zmęczeni tłumem turystów, obolali od ciosów wibrującą pięścią? o

Więcej o projekcie Teatru Łaźnia Nowa na: www.wejsciesmoka.com.pl

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji