Artykuły

Jan Peszek na chińskiej ziemi - jak Bruce Lee

- W Hongkongu realizowaliśmy sequele scen z "Wejścia smoka", szukaliśmy oryginalnych planów, gdzie film kręcono. Zderzaliśmy nasze wyobrażenia z rzeczywistością, odwiedziliśmy dom Bruce'a Lee, wyspę Hana - Bartosz Szydłowski dyrektor teatru Łaźnia Nowa, opowiada o podróży śladami Bruce'a Lee.

Pojechali, żeby przygotowywać się do spektaklu o słynnym Bruce Lee - poczuć klimat, zrozumieć mit, znaleźć ślady. Właśnie wrócili - Jan Peszek, Błażej Peszek i Bartosz Szydłowski. Senior wcieli się w postać karateki, junior zagra Kruka, a Szydłowski wystawi sztukę w teatrze Łaźnia Nowa.

Co słychać w Chinach?

- Ostatnio obserwuje się poważne zakłócenia jin i jang. A środek Państwa Środka uległ przemieszczeniu. Wszystkie te zjawiska związane są z wibrującą obecnością Jana i Błażeja Peszków na chińskiej ziemi. Łaźniowa wyprawa śladami Bruce'a Lee odmieniła nie tylko nas samych, ale poszerzyła w Chinach granice tolerancji.

Ta wyprawa miała kilka celów - jakich?

- Przede wszystkim Chiny przez ponad dwa tygodnie stały się planem filmowym opowieści o ojcu i synu. O przyjaźni, rywalizacji, o odwiecznym lustrzanym odbiciu świata, który odchodzi, wobec tego, który nadchodzi. Ten fabularyzowany dokument pokażemy w listopadzie lub grudniu tego roku. Wszystko jednak zaczęło się od spotkania nad dramatem Mateusza Pakuły "Wejście smoka. Trailer", który jest próbą zderzenia się z mitem Bruce'a Lee. W Hongkongu realizowaliśmy sequele scen z "Wejścia smoka", szukaliśmy oryginalnych planów, gdzie film kręcono. Zderzaliśmy nasze wyobrażenia z rzeczywistością, odwiedziliśmy dom Bruce'a Lee, wyspę Hana. Nagrywaliśmy wywiady z tymi, którzy go znali, i z tymi, którym wydaje się, że podążają drogą małego smoka. Materiałów zebraliśmy tak wiele, że nie zostaną wyłącznie użyte w spektaklu. Planujemy wystawę, chcemy wzbogacić ją o dokumenty z czasów wielkiego boomu na sztuki walki, ciekawego zjawiska socjologicznego, które sporo mówi o Polsce początku lat 80.

Ile jest Bruce'a Lee w Chinach?

- Kiedy pytasz ludzi z branży filmowej oraz sztuk walki o Bruce'a Lee, wszyscy mówią o nim jako o wielkiej inspiracji, wzorze, kimś, kto wywarł wpływ na ich życie. Podchodzę do takich wyznań sceptycznie. Miałem wrażenie, że fascynuje ich nie tyle jego filozofia, umiejętności, ile po prostu sukces, który osiągnął. Lee żył szybko, wściekle i krótko, na granicy blefu. Wszyscy to wiedzą i wszystkim ten jego tupet showmana imponuje. Nikomu nie przeszkadza to, że świetna muskulatura była nie tyle efektem ćwiczeń, ile nadużywania sterydów wyniszczających organizm. Akceptują fałszywość show, bo fascynuje ich skuteczność jego oddziaływania na rzeczywistość. Nikt nie wczytuje się w myśli Bruce'a, nie jest on wzorcem moralnym, nie szanuje się go za jego mistrzostwo.

Zawędrowaliście do klasztoru Shaolin...

- To była bardziej źródłowa część wyprawy. Śmialiśmy się, że jedziemy tam odkryć tajemnicę ciosu wibrującej pięści. W planie filmowym był to świat Jana Peszka, z dala od krzykliwej popkultury, bliżej harmonii i prawdziwej pracy nad swoim ciałem. W rzeczywistości . No cóż, w pierwszym planie tłumy turystów, kiczowaty show, akrobatyczne popisy mnichów do strzępionej byle jak przez didżeja muzy. Znowu pieniądze. Konsternacja. Jednak kiedy sięgnęliśmy poza tę fasadę, wchodząc na szczyt góry z posągiem Bodhidharmy, uczestnicząc w porannych modłach, w końcu ćwicząc kilka godzin dziennie, poczuliśmy inny puls tego miejsca. Straciliśmy turystyczną politurę, zbliżyliśmy się do mieszkańców tego świątynnego kompleksu, ulegliśmy klimatowi bliższemu smutkowi tropików czy też powieści Conradowskich. Miałem wrażenie, że w tym krzyczącym świecie coś się próbuje uchronić i szuka na ten schron sposobu. Mit tego miejsca przyciąga różnych włóczęgów z całego świata, siadają wieczorami, snują swoje historie kung-fu, demonstrują ciosy, a na ekranach telewizorów w knajpach puszczane są niekończące się bajki o latających mnichach, smokach, małpach i walce dobra ze złem. Myślę, że poczuliśmy się nagle jak zamknięci w szklanej kuli wieczni chłopcy.

Przygotowywanie się do roli Bruce'a Lee to wysiłek fizyczny. Jak poradzili sobie panowie Peszkowie?

- Błażej jak w pokoju dziecinnym sprzed 20 lat - intensyfikował treningi, ponaglał młodego mnicha, aby szybciej i więcej pokazywał. Był tak nakręcony, że jeden z chińskich adeptów kung-fu zaprosił go na sparing. Błażej podjął rękawicę i prawie znokautował przeciwnika. Jan rzucił mnie na kolana swoją wytrwałością, sprawnością i dyscypliną. Wszystkie te bardzo zawodowe cechy potrafi połączyć z luzem otwartego umysłu, który pozwalał mu zatrzymać się przy rozrzuconych materacach na ulicy i robić fikołki z kilkuletnimi chłopakami.

Jak to wszystko zaowocuje na scenie?

- Nie tylko na scenie, lecz także w filmie i na wystawie... W każdym z tych mediów owoce naszej wyprawy będą inne. Nie chcę zbyt wiele zdradzać ani obiecywać. Dwa słowa o spektaklu. Tekst Mateusza Pakuły prowadzi nas poprzez marzenia i chłopięce fascynacje do mrocznych i odwiecznych konfliktów ojciec - syn. Jan nie będzie grać Bruce'a Lee jeden do jednego. On gra człowieka, który nakłada skórę idola. Kradnie go swojemu synowi. Sięgamy do świata męskich rywalizacji, siłowania się, języka, który ogranicza nasz rozwój i jest świadectwem jakiegoś fundamentalnego braku, wyparcia części samego siebie. Mogę również obiecać, że Jan zademonstruje cios wibrujący, a Błażej pokona siły grawitacyjne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji