Artykuły

"Zemsta" i "Lubow Jarowaja" w Poznaniu

Teatr poznański w latach ubiegłych miał swoje lepsze i słabsze sezony, ale też dawał nieraz przedstawienia budzące liczne, uzasadnione zarzuty. Teatr poznański nie znajdował się pośród przodujących ideologicznie i artystycznie teatrów w Polsce. Nie bez trudności przejmował repertuar postępowy i repertuar radziecki. Przywiązanie do burżuazyjnego stylu pracy i repertuaru trwało tu długo i opóźniało proces przekształcania się placówki poznańskiej w teatr ludowy. Nic dziwnego, że wyniki festiwalu sztuk radzieckich zakończyły się dla Teatru Polskiego w Poznaniu porażką, że porażką skończyła się też wyprawa tego teatru w realizm socjalistyczny "Brygady szlifierza Karhana".

Byłoby niesłusznym twierdzić, że teatr poznański nie zdawał sobie sprawy ze swoich braków artystycznych i opóźnień ideologicznych. Teatr poznański wie o nich i zaczął - zwłaszcza w ostatnim sezonie - z nimi walczyć. Wyniki nie są jeszcze pełne, wyniki są połowiczne, ale niemniej na drodze ku teatrowi ludowemu - tak, jak go pojmujemy w zakresie repertuaru, gry aktorów, ducha zespołu itp. - poczynił postępy. Wystawienie "Lasu" Ostrowskiego - tej znakomitej sztuki rosyjskiego realizmu krytycznego - spotkało się z ogólnym uznaniem, zarówno jeśli chodzi o prace reżysera, jak i grę aktorską (dobra rola Kazimierza Wichniarza jako Nieszczastliwcewa). Teatr poznański grał również w ostatnich czasach sztuki Shawa, Zapolskiej, Fredry, Marivaux, Goldoniego, Tirso de Moliny i Cervantesa.

Ten kult dla klasyki nadal dominuje nad pracą teatru poznańskiego. Obecnie wznowił Teatr Polski "Zemstę", a więc najbardziej klasyczną komedię w literaturze polskiej - a równocześnie wystawił sławną sztukę Treniewa "Lubow Jarowaja". należącą już również do klasyki - do klasyki radzieckiej.

Wiadomo, na czym polega trudność a zarazem wartość wznowień utworów klasycznych. Na właściwym, umiejętnym, wnikliwym odczytaniu utworu, na wydobyciu zeń treści klasowej i społecznej na pokazaniu jego realizmu i postępowości w epoce jego powstania. Jak sobie z tym poradził Teatr Polski w stosunku do "Zemsty"?

W "Zemście" tkwi potężny ładunek ostrej, choć nie zawsze świadomej satyry społecznej, mocno tkwią w tej arcykomedii złoża realistycznej obserwacji, która pozwala pokazać w "Zemście" nawet w komediowych sytuacjach, poprzez śmiech z zabawnych postaci, czy wydarzeń, pełen ponurych barw i ujemnych rysów świat ludzi, którzy byli pokoleniem najgłębszego upadku szlacheckiej Polski.

Na takie ukazujące obie strony sarmatyzmu przedstawienie "Zemsty" czekamy, takie przedstawienie "Zemsty" - nie tracące nic z zawartego w niej ładunku śmiechu, a może go nawet pomnażające o nieoczekiwane efekty kontrastu szumnych słów i mizernych czynów - może spełnić poważną rolę wychowawczą i dać nam nowe artystyczne wrażenia.

Młody, zdolny reżyser poznański Jerzy Żegalski znajdował się na dobrej drodze w tym poszukiwaniu dla "Zemsty" właściwego wyrazu - tak przynajmniej zdaje się świadczyć ujęcie przezeń niektórych scen, a także oprawa dekoracyjna i kostiumy. Uzyskał tutaj Żegalski znaczną pomoc ze strony wybitnego poznańskiego scenografa, Jana Kosińskiego, który w sposób widoczny obniżył (wbrew tradycyjnym inscenizacjom "Zemsty", ale za to zgodnie z tekstem autora) staż życiowy mieszkańców mazowieckiego zamczyska, a sam "zamek stary" pokazał jako potrosze rozpadającą się ruinę. Fragment magnackiej renesansowej attyki sąsiaduje w dekoracji Kosińskiego z dachem krytym strzechą, w różnych miejscach widać mur wyszczerbiony itp. W takiej ruderze oba zwaśnione szlachetki istotnie "mieszkają niby sowy" i kłótnie ich ukazują się we właściwych wymiarach społecznych i obyczajowych. Tu inscenizacja poznańska "Zemsty" ma swe odkrywcze zasługi. Ale na tym koniec.

Bo po pierwsze: reżyser wykazał brak konsekwencji w stosowaniu atutów, które dostał do rąk, nie ustawił należycie i Papkina i kombinacji małżeńsko-finansowych, od których roi się w "Zemście"; po wtóre, wiele scen pozostawił ich tradycyjnemu biegowi inscenizacji; po trzecie (to już przyczyna obiektywna) dysponował słabym na ogół zespołem wykonawców. Spośród nich Kazimierz Wichniarz był najgorszym zgrywającym się w niedopuszczalny sposób Cześnikiem, a G. Mazarekówna bladą Podstoliną. Jedynie jubilat poznańskiego teatru, Zygmunt Noskowski w roli Dyndalskiego, oraz - w roli Wacława - Adam Hanuszkiewicz, młody, utalentowany aktor, który odważył się nawet dublować rolę Hamleta, grali w sposób zadowalający. Zygmunt Zintel podzielił symbolicznie los Papkina, spadającego ze schodów. Jerzy Kordowski pamiętał o kreacji Jaracza w "Zemście" i usiłował naśladować demonizm jaraczowego Rejenta: no cóż, miejsce po Jaraczu nie jest jeszcze w teatrze polskim wypełnione...

I tak "Zemsta" zakończyła się w teatrze poznańskim raczej niezgodą na polubowne rozwiązanie, zaproponowane przez teatr. Natomiast nie bardzo oczekiwany sukces może teatr poznański zapisać na swe konto przedstawieniem "Lubow Jarowaja". Ta romantyczna, pełna namiętności i patosu rewolucyjnego sztuka - niesie ze sobą szeroki oddech epopei szczytów bohaterstwa i bezdni podłości. Jest to świetny do zagrania teatr wysokich uczuć, wielkich czynów i ogromu sprawy rewolucji, teatr rewolucyjnej romantyki i rewolucyjnego patosu - ale zarazem barwne widowisko, grające scenami zbiorowymi, tłumem statystów, dynamizmem akcji i zmiennością nastrojów, trudne zatem ogromnie do wystawienia. Znalazło ono jednak w osobie Tadeusza Muskata reżysera, który na ogół dał sobie radę z niekorzystnymi warunkami niewielkiej poznańskiej sceny i z niedoborem aktorskim. Przedstawienie poznańskie - choć oczywiście nie może się równać ze znaną inscenizacją krakowską Bronisława Dąbrowskiego z 1949 r. - miało na ogół ręce i nogi, było zwarte nawet w najtrudniejszej do wyreżyserowania odsłonie "na bulwarze". Było dobrze ujęte realistycznie i w realistycznych dekoracjach - dziele znanego do niedawna ze swoich formalistycznych upodobań krakowskiego malarza Tadeusza Kantora. Powitać należy z radością to przełamywanie się utalentowanego artysty i jego wkroczenie na drogę sztuki wartościowej dla społeczeństwa.

Oczywiście wspaniała sztuka Treniewa o bohaterskiej "bezpartyjnej towarzyszce" Jarowaji i jej mężu, eserze, otaczającym się na dno kontrrewolucyjnych zbrodni i zdrady narodowej - sztuka, rzucona na tło wojny domowej w Rosji i najazdu anglo-francuskich interwentów - wymaga wielkiego nakładu środków scenicznych, i należy stwierdzić, że nie zawsze one dopisały. Oficerowie białej armii byli aktorsko szarzy. Janina Jabłonowska nie wiedzieć czemu zagrała Lubow oschle, zgryźliwie, bez krzty wewnętrznego ciepła, w które rola ta tak bogato jest wyposażona. Kazimierz Wichniarz był jednak całkiem dobrym Szwandią, a Apolinary Possart dobrym profesorem Gornostajewem. Również Manuela Kiernik trzymała się nieźle w zawiłej, skomplikowanej psychologicznie roli Panowej. Jako punkt dla Poznania warto przy tym policzyć, że sławetna Dunka, lumpenproletariuszka, która wraz z przegranymi obszarnikami i burżujami wieje, przed władzą radziecką, znalazła w osobie Antoniny Barczewskiej interpretację aktorską lepszą, bardziej realistyczną i mniej groteskową, niż w krakowskiej premierze "Lubow".

Dwa przedstawienia - to jeszcze za mało do uogólnień i wniosków. Ale jedno, wydaje mi się, można stwierdzić: Teatr Polski w Poznaniu wychodzi powoli z impasu w którym znajdował się w okresie ubiegłym. Trzeba mu w tym dopomóc.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji