Artykuły

Dobry aktor wie, że ma rozbebeszyć widza

- Próbuję nadążać za teatrem. Nawet jeśli coś mi w nim nie gra, to pamiętam o tym, że robią go przecież moi byli uczniowie. Więc teraz to ja muszę się uczyć od nich. Najpierw my ich kształcimy, po czym oni tworzą teatr, w którym ja się muszę odnaleźć - mówi KRZYSZTOF GLOBISZ, aktor i pedagog.

Paweł Paciorek: W "Krótkim filmie o zabijaniu" Kieślowskiego, wykreowany przez Pana świeżo upieczony adwokat Balicki jedzie na maleńkim motocyklu [na zdjęciu]. Dlaczego ten motorek jest taki mały? A jak się kończy film?

Krzysztof Globisz: Balicki siedzi w samochodzie i płacze.

No właśnie. Najpierw człowiek jedzie na rowerze, potem motorynką, ale jest szczęśliwy. Potem, choć jeździ samochodem, to bywa, że płacze. Bohaterowi dobrze poszło w życiu zawodowym, ale nie poszło mu w zawodzie człowieka. Niedawno zagrałem coś jakby kontynuację tego samego bohatera, ale już zupełnie pozbawionego idealizmu.

Co by Pan doradził ludziom, żeby uniknęli takiego losu?

- Niech zawsze pamiętają, że wewnątrz są dziećmi.

Kiedy Pan ostatnio jechał taką motorynką?

- Chyba wtedy ostatni raz.

Co dzieje się z absolwentami PWST po odebraniu dyplomu? Nie zostaje im tylko rozczarowanie?

- Idą do pracy. Teraz tych możliwości jest bardzo wiele. Chciałbym, żeby wszyscy poszli do teatru, ale nie każdy tego chce. Wielu woli iść do serialu lub filmu. Ci zainteresowani teatrem coraz częściej angażują się w projekty teatrów prywatnych. Nie wiążą się z jedną sceną, bo bardziej cenią wolność i mobilność.

Nadal macie tak wielu chętnych na studia?

- Tak, to około 1200 osób na 30 miejsc, ale cennych dla nas jest tylko 200-300 kandydatów.

W jaki sposób, na przełomie tych wszystkich lat, zmienili się kandydaci do zawodu aktora? Są może bardziej pewni siebie, lepiej przygotowani?

- Różnica tkwi nie w samych ludziach, ale w środowisku, w którym żyją. Dziś młody człowiek często myśli o szybkiej karierze i decyduje się na role serialowe lub filmowe. Istnieje jednak ryzyko, że szybka kariera równie szybko się skończy. Natomiast nie zmieniło się samo zainteresowanie teatrem, czy ogólna mądrość. Wybieramy tych, którzy aktorstwu są gotowi się poświęcić, a nie tylko ubić na nim szybki interes. Wybieramy gotowych do służby sztuce, gotowych na klasztor sztuki. To brzmi strasznie, ale tak jest.

Coś się przecież musiało zmienić.

- Dwadzieścia lat temu przychodzili do nas inaczej ubrani. Czytali teksty z książek, a nie wydrukowane z Internetu. Teraz szybkość i łatwy dostęp do informacji ich zmienia. Ja na przykład jestem pod tym względem archaiczny. Ale łączy nas miłość do teatru.

Teatr w ostatnim dwudziestoleciu też się zmienił.

- Moja miłość polega na tymt że on się zmienia i ja się zmieniam. Próbuję nadążać za teatrem. Nawet jeśli coś mi w nim nie gra, to pamiętam o tym, że robią go przecież moi byli uczniowie. Więc teraz to ja muszę się uczyć od nich. Najpierw my ich kształcimy, po czym oni tworzą teatr, w którym ja się muszę odnaleźć. To profesorzy PWST są prowokatorami tych zmian. Ale tylko ten uczeń jest coś wart, który zdradził nauczyciela. Chyba na tym - według mnie - polega kształcenie.

Teatr współczesny jest bardzo wymagający i momentami dziwny. Nawet w inscenizacjach klasyki pojawiają się ekrany LCD, didżeje, fragmenty filmów... Do jakiego widza próbuje trafić taki teatr?

- Można żartobliwie powiedzieć, że dziś teatr bez telewizora to awangarda. Młody reżyser apeluje do tej samej kultury, w której żyje. Zakłada, że skoro widz przyzwyczaił się do narracji filmowej, to i w teatrze ją zrozumie. Skoro czytamy wspólne książki i gazety, mamy podobną wiedzę powszechną, to uczestniczymy w tej samej kulturze. Można zarzucić, że to zaniedbuje widownię klasyczną (nasze mamy i babcie), ale i dla nich coś w teatrze jeszcze się znajdzie. Dzisiaj jednak nikogo nie dziwi, że scena zabójstwa, która powinna być na końcu spektaklu, jest na początku. Widz, który na co dzień trzyma w ręku pilot od telewizora i potrafi oglądać mecz, film i wiadomości niemal równocześnie, poradzi sobie z tym samym w teatrze. Nie może być jednak dyktatu widowni. Czegoś takiego, że masa decyduje o tym, co my na deskach wystawimy. Nie. Po to pan pójdzie do teatru, żeby na chwilę dotknąć czegoś innego. Na co dzień dotyka pan puszki z colą.

Tylko co mam myśleć, kiedy idę na inscenizację szkolnej lektury i widzę, że aktor włazi na krzesło, i przekonuje mnie że wszedł na górę, na którą w mozole wspinał się bohater książki?

- A pan to krzesło akceptuje, czy nie?

Ja to zaakceptowałem.

- No właśnie. W teatrze rządzi wyobraźnia. Dzięki temu, że pan to akceptuje, to ten aktor już nie wchodzi na krzesło, tylko wspina się na górę. Tworzy pewną metaforę. Jeśli ja, jako widz, jestem przymuszony do poetyckiej pracy wyobraźni, umieszczenia tego krzesła w innym kontekście, niż ono występuje, to jestem właśnie w teatrze. Zadanie teatru polega między innymi na tym, żeby świat konstruować na nowo.

I nie grozi to czasem przesadą?

- Ważne jest, jak bardzo reżyser odchodzi od rzeczywistości. Jeśli przesadzi, może dojść do niezrozumienia. To co powstało w moim mózgu, nie musi zaistnieć w pana mózgu. Trzeba jasno powiedzieć: od dzisiejszego widza w teatrze wymaga się pewnej wiedzy, myślenia, zaangażowania. Na tym polega interakcja.

Co jeśli ktoś nie chce się wysilić na taką interakcję?

- Widz musi chcieć obejrzeć teatr. Jeśli ma myślenie typu: "Zapłaciłem 40 zł, to teraz mnie bawcie", to lepiej niech nie przynosi tych pieniędzy. Oczywiście możemy go zabawić, ale na naszych zasadach. Bardzo upraszczając: widz wchodzi do teatru jak do namiotu starego objazdowego cyrku - ma go coś zaskoczyć. Ale to od nas zależy, co to będzie. Czasem widz może wyjść rozczarowany, ale rozczarowanie ma kilka oblicz. Jednym z nich jest zdobycie doświadczenia, że "to mi się nie podoba". Herbert napisał wiersz "Mona Liza", w którym doświadczony wojną człowiek stanął przed obrazem, ponoć najpiękniejszym, i pomyślał sobie mniej więcej tak: "To ja tu tyle szedłem, a to tylko jakaś uśmiechnięta

baba".

Jak długo może jeszcze potrwać ten trend teatru wymagającego?

- Myślę, że już zawsze. Funkcję przedstawienia, które nie wymaga myślenia, przejęła telewizja. m jest show. Tam są dzisiaj cyrk i igrzyska. Oczywiście teatr również może mieć w sobie element rozrywki, ale ma być w nim jakaś myśl.

Jednak mówi się, że dzisiaj to film, a nie teatr, mówi prawdę o człowieku.

- Moim zdaniem teatr i film nie konkurują z sobą. Teatr skupia się na człowieku i działa za pomocą prostych środków, a kino to wielka machina. Myślę, że minie zafascynowanie teatru tymi nowinkami techniki, bo technika jest mu bardzo potrzebna, byle by była niewidoczna. Sam uczestniczę w takich spektaklach, więc mogę bić się w pierś.

Zauważa Pan skłonność aktorów do celebryctwa, gwiazdorstwa?

- Jeśli ktoś jest celebrytą, to nie jest aktorem. Gdy ktoś gra, to nie jest znany z tego, że jest znany. Ale są aktorzy, którzy w czasie posuchy chętnie opowiadają prasie o swoim życiu prywatnym, żeby zwrócić na siebie uwagę. Ma pan rację. Zdarza się, że w ten sposób przenoszą punkt ciężkości ze swojej gry na siebie. Ale to jakiś sztuczny twór.

Proszę otwarcie powiedzieć, co Pan sądzi o teatrach prywatnych jak "6 piętro" Michała Żebrowskiego w Warszawie?

- Myślę, że inicjatywa jest bardzo dobra. To moi znajomi i niedługo zagram w teatrze Krystyny Jandy. Im więcej konkurencji na tym rynku, tym ciekawiej. Te teatry zapełniają lukę tzw. repertuaru lekkiego dla widzaf który chce usiąść i skonsumować, a oni dbają, żeby to było smaczne.

Czy dobry aktor teatralny będzie dobrym aktorem filmowym?

- Tak, to już niedzisiejsze dylematy. Dobry aktor jest jak dobry szewc, zrobi buty zarówno jeździeckie, jak i delikatne trzewiczki. Aktor jest wciąż ten sam, tylko żongluje paroma sposobami. Jeśli gdzieś mu nie idzie, to odpada - albo z teatru, albo z filmu. Dobry aktor wie, że ma rozbebeszyć nie siebie, ale tego, dla kogo gra.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji