Artykuły

Koszalin. Burza w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym

Bałtyckim Teatrem Dramatycznym znów kołysze. Wygląda na to, że spokojnie zapowiadająca się współpraca między dyrektorem naczelnym Romanem Radziwonowiczem a dyrektorem artystycznym Edwardem Żentarą [na zdjęciu] zakończyła się już po sezonie. Radziwonowicz nie chce przedłużyć umowy z Żentarą, Żentara nie wyobraża sobie współpracy z Radziwonowiczem.

Wiosną 2004 odeszło z Bałtyckiego Teatru Dramatycznego jego dotychczasowe kierownictwo: dyrektor naczelny Zbigniew Kułagowski i dyrektor artystyczny Bogusław Semotiuk. Odbyło się to w aurze skandalu. Obaj znaleźli pracę w Słupsku: Semotiuk jako dyrektor ożywionej tam - po trzynastu latach nieistnienia - sceny (nazwanej Nowym Teatrem), Kułagowski jako jej aktor. Do Słupska przeniosła się także część zespołu aktorskiego BTD.

W Koszalinie wybrano następców: naczelnym dyrektorem został - dość niespodziewanie, niezwiązany wcześniej z teatrem Roman Radziwonowicz, artystycznym - Edward Żentara, członek BTD, popularny aktor filmowy, znany też ze sceny (m.in. Szczecina).

Wygląda jednak na to, że spokojnie zapowiadająca się współpraca zakończyła się już po sezonie. Radziwonowicz nie chce przedłużyć umowy z Żentarą. Żentara nie wyobraża sobie współpracy z Radziwonowiczem.

Decyzję podejmie prezydent Koszalina, do którego dotarł niedawno "list otwarty - skarga pracowników BTD". Czytamy w nim o "niszczeniu przez prezydenta ledwo odbudowanego artystycznie teatru", o "dyletantyzmie" nowej dyrekcji; padają różne zarzuty - wobec obu dyrektorów. List anonim podano do wiadomości mediów.

Cokolwiek rzec o liście (źle, że anonimowym), sytuacja nie wygląda dobrze. Po jednym sezonie rozpadł się układ mający być lekarstwem na problemy teatru. Trwają rozmowy, kto i na jakich warunkach poprowadzi go dalej. Jest jednakże i inna kwestia: czym ma być owo "dalej"? Zwłaszcza że teatr funkcjonujący normalnie, planujący repertuar z wielomiesięcznym co najmniej wyprzedzeniem, musi mieć czas nie tylko na ukształtowanie swego profilu, ale i na przygotowanie sezonu z tym profilem zgodnego - a wydaje się, że BTD znów będzie musiał (?) zaczynać od nowa (?). Czy wszystko?

Trudno z dystansu oceniać sytuację, szczególnie taką, w której grają emocje, a racje krzyżują się boleśnie. Pewne jest jedno: BTD wymaga pilnej uwagi władz Koszalina. I to nie powinna, być uwaga mająca na celu przeprowadzenie tej czy innej rozgrywki personalnej. A wygląda na to, że popełniono już w tym względzie spore - do dziś wpływające na sytuację - błędy. Ważne, by ich nie powielać. Rzecz dotyczy bowiem instytucji o wielkim znaczeniu dla miasta. I zespołu, w który na pewno warto inwestować. Dając mu szansę na spokojną pracę.

Muszę tu powtórzyć, co pisałem o BTD przed rokiem - choć dziś w nowym kontekście: to, co łatwo się burzy, z - trudem, a i nie zawsze udaje się odbudować. W kulturze zwłaszcza.

* * *

mówi Edward Żentara:

Kiedy obejmowałem w zeszłym roku dyrekcję artystyczną BTD, zespół był osłabiony, skłócony, część aktorów odeszła, wypadła część repertuaru. A dodam, że przez ostatnie lata BTD bardzo podniósł poziom artystyczny - więc przy takim osłabieniu było mi trudno zrobić nowy repertuar. Ale zrobiłem: w osiem miesięcy dałem sześć premier, w tym pięć dobrze ocenionych. Utrzymałem, moim zdaniem, poziom wypracowany przez poprzedników i nie zgadzam się z tezą "listu otwartego", że ten sezon jest sezonem nieciekawym, amatorskim wręcz. To nieprawda. Aktorzy uczciwie i rzetelnie pracowali, repertuar byt bogaty: od farsy po klasykę, od dramatu społecznego po bajkę baletową. Budowany tak, żeby wszyscy mogli się w nim wykazać, ale bywało, że musiałem brać aktorów spoza teatru - co mi się czasem zarzuca - nie zawsze mając w uszczuplonym zespole wykonawców do konkretnych ról. Bo zespół Bałtyckiego jest wciąż wartościowy, ale nieliczny.

Sam - wbrew innym zarzutom listu -grałem i reżyserowałem niewiele: zrobiłem jedną sztukę, na scenie pokazywałem się parę razy. Sądzę zresztą, że mój aktorski dorobek i doświadczenie przynosiły raczej w tej mierze korzyści teatrowi. Musiałem też szybko odbudować repertuar, stąd "Antygona w Nowym Jorku"; zrobiona - trochę z konieczności - gościnnymi siłami, bo chciałem, żeby teatr nie stał pusty, i kiedy np. wyjedziemy grać "Fausta" na innych scenach, w Bałtyckim można było pokazać tę "Antygonę...".

Pracowałem jak mogłem, a teraz dyrektor naczelny - choć sam ma kontrakt tylko do czerwca - powiedział, że nie widzi ze mną możliwości dalszej współpracy. Ale mnie na stanowisko dyrektora artystycznego powoływał prezydent Koszalina, a nie dyrektor naczelny, który zresztą nie przedstawił mi żadnych merytorycznych zarzutów. Teatr artystycznie ma się dobrze, za to ja sądzę, że pan Radziwonowicz na teatrze się nie zna. Nigdy w nim nie pracował, uczy się go dopiero - jak sam zresztą przyznał - z Internetu. Teraz nie pozwolił mi przeprowadzić, na tym etapie niezbędnych, rozmów sezonowych z zespołem, zablokował próby do nowych spektakli. Niepokoję się o los tego teatru.

A dla mnie najważniejsze jest w tej chwili jego dobro. Ja nie muszę być wcale dyrektorem tej sceny. Chodzi mi o teatr w ogóle. Urodziłem się, dorastałem i wychowałem w Koszalinie, zostając dyrektorem artystycznym BTD, poświęciłem mu całą swoją energię, zrezygnowałem dla niego z filmu. Nie wszystko się udało, ale tak w sztuce bywa. Co dalej będzie? Uważam, że tym teatrem, by nie zmarnować jego dorobku, powinien rządzić fachowiec.

Pisał pan jesienią ubiegłego roku, że Bałtycki wypływa na spokojne wody. I nagle ktoś próbuje mnie z tego statku zepchnąć. Nie ja zacząłem przepychankę, ale jeśli już, to powiem: ja także dalszej współpracy z panem Radziwonowiczem - jako dyrektor artystyczny i aktor - sobie nie wyobrażam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji