Artykuły

Marek Waszkiel: Nikt nie ma patentu na rządzenie

- W Polsce często obserwuję konkursy, które są po prostu fikcją. Robione pod konkretną osobę, nie różnią się niczym od ustawianych przetargów. Wierzę, że nasz teatr, który jest tak delikatną instytucją, jest w stanie wypracować odpowiednie rozwiązanie, które będzie interesujące zarówno dla pracowników, jak i urzędu - mówi Marek Waszkiel, ustępujący na własne życzenie, dyrektor Białostockiego Teatru Lalek.

Anna Kopeć: Dlaczego rezygnuje Pan z funkcji dyrektora?

Marek Waszkiel [na zdjęciu]: Wiem, że ta decyzja dla wielu jest zaskakująca. Większość moich kolegów patrzy na mnie jak na wariata i podejrzewa, że mam jakąś inną niebywałą propozycję, postradałem zmysły, albo jest konflikt, którego chcę uniknąć. Zapewniam, że nie ma nic z tych rzeczy, a moja decyzja jest przemyślana. Uważam, że dyrektor to nie zawód a funkcja, którą piastuje się przez pewien czas. Moja decyzja nie jest efektem jakiegoś zawodowego wypalenia. Z funkcjami trzeba umieć się rozstawać i nie ma w tym niczego złego. Teatrowi (instytucjonalnemu) co jakiś czas potrzebna jest zmiana, pewien rodzaj niepokoju, fermentu, niepewności, nowej energii. Nie chciałabym spędzić tu, ani w żadnym innym miejscu całego życia. Uważam, że w sztuce potrzebne są wyzwania, zderzenia, kiedy ich nie ma, wszyscy usypiamy albo leniwiejemy.

I chce Pan podjąć te wyzwania.

- Absolutnie. Chcę także aby mój zespół się z nimi spotkał, bo to jest potrzebne do dalszego rozwoju. Nie chcę aby ten teatr zasklepił się w pewnego rodzaju stylistyce, on potrzebuje nowości. Tak jak ja potrzebuję zmiany. Nie chciałbym całego swojego życia opierać na odpowiedzialności zarządzania. Chcę podjąć pewien rodzaj ryzyka, na razie nie mam żadnych konkretnych planów na to, co później. Wydaje mi się, że siedem to ładna cyfra. Kiedy obejmowałem ten teatr, myślałem, że będę tu trzy, cztery lata, wyszło dwa razy więcej. Uważam, że już dość.

Ale świata teatru na pewno Pan nie zostawi?

- Zajmuję się nim całe swoje życie z różnych perspektyw: jako historyk, krytyk, obserwator, dokumentalista, przyjaciel, pedagog, widz, a przez ostatnie lata jako menedżer i szef artystyczny. Każda z tych funkcji sprawia mi mnóstwo przyjemności. Nadal widzę dziesiątki tematów, które są interesujące i które warto poruszyć. Niczego jednak w swoim życiu bym nie zmienił, nawet błędów, które popełniłem. Nie ukrywam, że mam wielką ochotę popisać o teatrze. Gdybym to robił pełniąc jednocześnie funkcję dyrektora, to by było nie fair. Nie potrafię w tej chwili określić swojego miejsca na teatralnej mapie. Nie mam pojęcia czym będę się zajmował, wiem tylko, że nadal będzie to teatr. Poświęciłem mu całe życie i nie widzę powodu, żeby to zmieniać.

Pracownicy teatru nie wydają się zachwyceni Pańską decyzją.

- I to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że podjąłem słuszną decyzję. Jeśli ktoś jest nią rozczarowany to znaczy, że się zżyliśmy, dogadujemy się. Oczywiście to sympatyczne, że dobrze się nam pracuje, ale to znaczy, że rozpoznaliśmy się za dobrze, już wiemy czego możemy się po sobie spodziewać. A w sztuce nie powinniśmy się przyzwyczajać i każda instytucja kulturalna potrzebuje zmian. W zespole jest ponad 20 różnych osobowości, każda z nich widzi się jako doskonały aktor. Ja jako szef tego zespołu, ze swoją wyobraźnią, myśleniem mam pewne preferencje dotyczące np. repertuaru. Zdaję sobie sprawę, że być może niektórych kolegów krzywdzę nie dając im możliwości zbyt częstego występowania, bo ich umiejętności w pełni ujawniłyby się właśnie w innym repertuarze. A to przecież nie jest zespół ludzi, których ja wybrałem. W większości to oni mnie wybrali. Wreszcie, dlaczego tylko ja mam decydować o tym na co pójdą pieniądze podatników? Na tym polega cud demokracji, że mój głos nie musi być najważniejszy, a jeśli w pewnych sytuacjach musi być decydujący, to niech będzie decydujący kadencyjnie, a nie dożywotnio. Nie jest tak, że mam prawo do decydowania i dzielenia. Nie jestem Panem Bogiem. Nikt nie ma patentu na rządzenie.

Dyrektorem będzie Pan jeszcze rok, kto przejmie po Panu stery?

- To nie ja będę decydował o następcy. Nie ukrywam, że przedstawiłem władzom miejskim pewną kandydaturę, ale nie mam pojęcia ani wpływu na to, jakie decyzje zapadną. Celowo swoją rezygnację przedstawiłem na tyle wcześnie, bo liczę, że w tym czasie uda się znaleźć odpowiednią osobę. Mam nadzieję, że wypracujemy odpowiedni konsensus i nie będzie potrzebny konkurs na to stanowisko.

Nie jest to dobra forma wyłonienia najlepszej osoby?

- Nie jestem ani przeciwnikiem, ani zwolennikiem takiej formy. Uważam jednak, że jest to pewien rodzaj sądu. Takie rozwiązanie jest pożyteczne w sytuacji, gdy dochodzimy do ściany i nie widzimy innego rozwiązania lub gdy mamy kilkoro fascynujących kandydatów - wówczas warto skorzystać z pewnego grona mędrców. W Polsce często obserwuję konkursy, które są po prostu fikcją. Robione pod konkretną osobę, nie różnią się niczym od ustawianych przetargów. Wierzę, że nasz teatr, który jest tak delikatną instytucją, jest w stanie wypracować odpowiednie rozwiązanie, które będzie interesujące zarówno dla pracowników, jak i urzędu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji