Artykuły

Bis dla Dramatycznego

Minęło już dwadzieścia lat, odkąd dawny Teatr Domu Wojska Polskiego stał się Teatrem Dramatycznym miasta stołecznego Warszawy. W ciągu tego czasu scena w Pałacu Kultury i Nauki zajęła ważne i widoczne miejsce na kulturalnej mapie stolicy. Przy okazji uroczystego jubileuszu trudno nie potrącić osobistej struny. Niżej podpisany chce zatem wyznać, że od kilku czy kilkunastu lat, odkąd systematycznie i w miarę dokładnie śledzi warszawskie życie teatralne, pozostaje wiernym kibicem - jeśli tak można powiedzieć - tej sceny. Z nią związane są liczne moje wielkie przeżycia i wzruszenia teatralne. Bogactwo i wszechstronność repertuaru, w którym jest miejsce na klasykę polską i obcą, a także sztuki współczesne (od Durrenmatta do Mrożka czy Gombrowicza), współpraca z wybitnymi inscenizatorami, świetny zespół aktorski z Gustawem Holoubkiem - obecnym dyrektorem - na czele, wreszcie gościnność Dramatycznego, z jaką przyjmuje zespoły z innych ośrodków, choćby w ramach corocznego święta kulturalnego - Warszawskich Spotkań Teatralnych - to wszystko zjednało Teatrowi sympatię i przywiązanie wielu warszawiaków. Jest on rzeczywiście warszawskim teatrem, a jego dokonania mogą godnie reprezentować kulturę grodu nad Wisłą.

Na jubileuszowe przedstawienie wybrano śpiewogrę Jana Nepomucena Kamińskiego osnutą na motywach utworu Wojciecha Bogusławskiego - "Zabobon, czyli Krakowiacy i Górale". I od razu trzeba powiedzieć, że wybrano świetnie. "Zabobon" sięga do tematu znanego z twórczości ojca polskiego teatru, równocześnie jest dziełem niesłusznie zapomnianego pisarza, i nie tylko pisarza, bo także - podobnie jak Bogusławski aktora, reżysera i organizatora życia teatralnego w I połowie XIX stulecia. Inscenizacja "Zabobonu" przypomina więc wartą tego przypomnienia sztukę, jak również ciekawą postać jej autora, który powinien zająć w historii naszego teatru narodowego miejsce wcale nie odległe od Wojciecha Bogusławskiego. Zresztą i sam utwór - owa "zabawka dramatyczna w trzech aktach z muzyką Karola Kurpińskiego" - zaleca się wieloma względami, jak choćby skoczna muzyka ludowa i jędrny język gwary, barwna akcja, kilka dobrych ról - z właściwym dystansem potraktowanych w spektaklu, a wreszcie ciekawa dla kogoś interesującego się dziejami polskiej dramaturgii synteza pierwiastków oświeceniowych (satyra, dydaktyzm, racjonalizm) i preromantycznych (ludowość, ranga wątku miłosnego).

Reżyser przedstawienia, Ludwik Rene, wydobył umiejętnie wszystkie walory sztuki. Jej wątłą - dla dzisiejszego widza - akcję poprowadził na tle barwnej, roztańczonej i rozśpiewanej gromady Krakowiaków i Górali (śpiewa i tańczy Centralny Zespół Artystyczny Związku Harcerstwa Polskiego pod kierownictwem Władysława Skoraczewskiego). Protagonistów grają oczywiście aktorzy dramatyczni - to powoduje, że nie czujemy się jak w operze kameralnej czy na występie zespołu folklorystycznego, lecz jednak jak w prawdziwym teatrze. Warto podkreślić, że aktorzy nieźle wypadają również od strony wokalnej i choreograficznej, i to w porównaniu ze świetnym zespołem harcerskim.

Rene doskonale radzi sobie ze scenami zbiorowymi, ładnie operuje dużym zespołem, misternie łącząc kolorowe i pełne wigoru popisy taneczne czy śpiewacze z epizodami aktorskimi Aktorzy z kolei odtwarzają bohaterów sztuki z żartobliwym dystansem, nie wcielają się do końca w postacie, ale tylko je ukazują. Jest przecież "Zabobon" trochę muzykalnym zabytkiem, wesołym, ale i naiwnym. Reżyser i aktorzy o tym wiedzą i nie widzą wcale potrzeby ukrywania tego faktu. I chyba dzięki tej otwartości i zaufaniu do widza powstaje w teatrze atmosfera wspólnej zabawy: aktorów i publiczności. Przypomina to zapewne nastrój, jaki towarzyszył kiedyś występom kuglarzy: podziw mieszał się z karnawałową radością, zdziwienie ze szczerym śmiechem. Pojawiająca się w prologu spektaklu wędrowna trupa aktorów, przeniesiona z okresu, w którym toczy się akcja sztuki, od początku narzuca taką atmosferę.

Przedstawienie dowodzi, że współcześnie istnieje podobna potrzeba żywiołowej zabawy w teatrze, co przed dwoma czy kilkoma wiekami, a także, iż sposoby wywoływania śmiechu właściwie niewiele się zmieniły. Huraganowe wybuchy śmiechu spowodowane przez kuplety na aktualne tematy wyśpiewywane w finale przedstawienia (napisał je na specjalne zamówienie Wojciech Młynarski) świadczą o jeszcze jednym. Tym mianowicie, że stara tradycja Bogusławskiego czy właśnie Kamińskiego wplatania czy nieraz po prostu przemycania w utworze scenicznym aktualnych aluzji i satyrycznych uwag wcale się nie zestarzała. Ten końcowy wodewil Młynarskiego tak się podobał, że aktorzy postanowili (dotyczy to przedstawienia jubileuszowego) dać go na bis. Powtarzanie fragmentu przedstawienia w teatrze dramatycznym rzadko się zdarza. W Dramatycznym - zdarzyło się.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji