Artykuły

Znokautowany proletariat

Rozmowa z Kazimierzem Kutzem

Czy aby pokazać rodzinę przestraszoną takimi problemami, jak spłata kredytu za dom, rat za pralkę, bezrobocie - trzeba było aż sięgać po sztukę amerykańską sprzed kilkudziesięciu lat?

KAZIMIERZ KUTZ: U nas "Śmierć komiwojażera" była dawniej grywana, ale realia kapitalizmu wypadały egzotycznie. Dziś poznajemy je na własnej skórze. Zawsze szukam tekstów dotyczących rzeczywistości, która nie jest życzliwa dla człowieka. Po doświadczeniach socjalistycznych myśleliśmy, że już nic gorszego nas nie spotka. Jednak mój liberalny, ale lewicowy światopogląd nie pozwala mi przejść obojętnie obok faktu, że 5 milionów Polaków żyje w nędzy. Po 14 latach transformacji i wyzwolonego rynku największe koszty przemian ponoszą najbiedniejsi. To dowód, że coś zostało spartolone. Dlatego identyfikuję się ze społecznością Śląska i ze znokautowanym "proletariatem", który żyje w całej Polsce.

Świat bohaterów sprowadza się do realiów ekonomicznych.

Nie zgadzam się z pana niedomówieniem, że sztuka pozbawiona jest warstwy metafizycznej. Opowiada o ludziach żyjących w Nowym Jorku, upiornym mieście, które jest synonimem wielkich przemian cywilizacyjnych. Jej uniwersalizm polega na tym, że na scenie staje się poezją, metaforą ludzkiego losu uwarunkowanego ustrojem społecznym. Życie zawsze było trudne. Problem polega na tym, że ludzie dzielą się na tych, którzy potrafią się odnaleźć w najtrudniejszych warunkach, i na takich, którzy nie mają siły przebicia. W Polsce mamy dopiero teraz do czynienia z nowym okrucieństwem losu, bólem istnienia ludzi bezradnych i odtrąconych przez społeczeństwo. Ujawniło się już zjawisko dziedziczonej biedy. To krąg, z którego nie można się wyrwać.

Rodzinę komiwojażera ratuje kłamstwo - każdy skrywa tajemnicę swojego nieszczęścia, zdrady, niepowodzeń. Ich ujawnienie doprowadziłoby do katastrofy.

Bohaterowie okłamują się, by nie zwątpić i dalej pchać się przez życie. W Ameryce można je przeżyć na raty. W Polsce zaczyna być podobnie. Jak nie spłacisz kredytu, spadasz w dół drabiny społecznej. Starzy bohaterowie Millera chcą dobrnąć do spłaty ostatniej raty za dom. Ale zanim stanie się ich własnością, sprzęty domowe się psują, trzeba kupić nowe, zadłużyć się na nowo. Nawet utrzymanie się na niskim poziomie staje się niemożliwe.

Obserwujemy zmianę społecznych zachowań, erozję tradycji, religijności - jak pan widzi naszą kapitalistyczną przyszłość?

Dzieją się rzeczy okropne. Zamykanie kopalni bez tworzenia zawodowej alternatywy dla górników i osłony socjalnej, co było standardem w Niemczech i Francji, okazało się hurtowym produkowaniem bezrobocia. Dąbrowa Górnicza, miasto dawnego zaboru pruskiego i późniejszego Czerwonego Zagłębia, gdzie tradycje religijne są płytsze, stała się polską stolicą porno biznesu w Internecie. Ludzie muszą sobie radzić sami. Jak się nie ma nic, zostaje ciało. Na Śląsku, który jest bardziej konserwatywny i religijny, młode żony bezrobotnych górników, za zgodą mężów, jeżdżą dorabiać w agencjach towarzyskich pod Krakowem. Ale są i inne reakcje, wynikające z tych samych uwarunkowań, także w Kościele katolickim. Od Pszczyny po Racibórz, gdzie są stare wpływy luterańskie, rozwija się ruch odnowy Kościoła w duchu praktyk pierwszych chrześcijan.

Czy to kolejne punkty dla Leppera?

Niewątpliwie tak. Już 5 milionów ludzi w Polsce żyje w biedzie. Ktoś taki jak Lepper pojawić się musiał. Niestety, wstrząsy społeczne są często jedynym sposobem ozdrowienia. Świat zawsze rozwijał się w ten sposób. Zdaje się, że formacja polityków Okrągłego Stołu wchodzi w okres schyłkowy. Stare porozumienie polityczne musi przekształcić się w nową umowę społeczną. Nowe pokolenie się zbuntuje. Dobrze by było, gdyby ono weszło w szranki z władzą Leppera. Dołączając do Unii Europejskiej, znajdziemy się w strefie ochronnej. To są gwarancje naszej stabilności politycznej. Starego komiwojażera zagra Janusz Gajos.

Co sądzi pan o jego poczynaniach od czasu, gdy pracowaliście razem w Teatrze Telewizji? Nie zagubił się przez te ostatnie lata?

Sztuka Millera dotyka pośrednio i tej kwestii. Aktorzy weszli na wolny rynek, przeszli przez reklamę, zaznali sławy i wielkich pieniędzy. Eksploatowani przez komercję, stracili kontakt z wielką sztuką, reżyserami. Może dlatego Gajos odszedł z Powszechnego, który pod miejskim szyldem stał się prywatnym folwarkiem pewnej pani - i jest w Narodowym. To był zdrowy odruch. Grający w spektaklu Wojciech Malajkat i Zbigniew Zamachowski mają podobne doświadczenia. Szczęśliwie przeżyli, również łakną sztuki. Rozmawiamy o tych sprawach swobodnie, bo udręka aktorów związana z wolnym rynkiem może stać się siłą napędową ambitnego teatru.

Premiera "Śmierci komiwojażera" Arthura Millera w reżyserii Kazimierza Kutza z Januszem Gajosem w roli głównej odbędzie się w warszawskim Teatrze Małym, scenie Narodowego, w najbliższy piątek. Muzykę skomponował Jan Kanty Pawluśkiewicz, scenografię przygotował Andrzej Dudziński. Występują min.: Wojciech Malajkat, Zbigniew Zamachowski, Janusz Gajos, Anna Seniuk (na zdjęciu) oraz Jacek Różański, Ewa Konstancja Bułhak-Rewak, Józef Duriasz, Emilian Kamiński.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji