Artykuły

Musical po ludzku

"Położnice szpitala św. Zofii" w reż. Moniki Strzępki w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Pisze Aleksandra Czapla-Oslislo w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Monika Strzępka i Paweł Demirski zmierzyli się w Teatrze Rozrywki z musicalem. W "Położnicach szpitala św. Zofii" rozliczają polską służbę zdrowia, ale i robią rachunek sumienia za kilka pokoleń rodziców i dzieci.

To był trudny poród, a przygotowanie do niego nie trwało dziewięć miesięcy, ale całe lata. Na afiszu Teatru Rozrywki pojawiły się nazwiska, na które część publiczności czekała od dawna: reżyserka Monika Strzępka i dramaturg Paweł Demirski. Choć w ciągu ostatniej dekady dyrektorzy wielu scen obiecywali sprowadzić młodych gniewnych reżyserów (którzy nieraz walczyli o Laur Konrada festiwalu Interpretacje), nie doczekaliśmy się na Śląsku spektaklu Grzegorza Jarzyny, Krzysztofa Warlikowskiego, Przemysława Wojcieszka, Jana Klaty, Mai Kleczewskiej, Michała Zadary, Iwony Kempy czy Barbary Wysockiej. Ta krótka wyliczanka jest potrzebna, by pokazać pustkę, jaką odważył się wypełnić dyrektor Teatru Rozrywki w Chorzowie.

Do znanych doskonale teatromanom Strzępki i Demirskiego przypięto łatkę prowokatorów, tymczasem największym prowokatorem okazał się Dariusz Miłkowski, który zaprosił głośnych twórców nie do teatru dramatycznego, ale do muzycznego, i powiedział im: zróbcie musical. Zaryzykował i zamiast kolejnej licencji broadwayowskiej postanowił opowiedzieć brutalną historię. Jak to u Demirskiego bywa - wziętą z polskiego życia.

"Położnice szpitala św. Zofii" doczekają się zapewne wnikliwej analizy gatunkowej. Demirski co krok pozwala sobie na komentarz do innych muzycznych przebojów teatralnych. Igra też bez kompleksów z tradycją musicalowych songów. Największy przebój tytułuje "Oksytocyna my love", każe śpiewać pielęgniarkom za tęsknotą do Strajku, wreszcie jeden utwór to nic innego jak seria wyśpiewywanych podczas porodu przekleństw. Będzie też pewnie czas i miejsce na analizy z perspektywy gender studies, bo spektakl gęsty jest od komentarzy do patriarchatu czy roli matki w społeczeństwie. Na gorąco warto jednak wymienić dwa powody, dla których trzeba zobaczyć chorzowskie przedstawienie.

Po pierwsze: nie można przejść obok niego obojętnie. Można się zachwycać spektaklami Strzępki i Demirskiego lub nie cenić ich wcale, ale nie można ich ignorować. Nie można udawać, że teatr, który ma służyć społecznej i politycznej debacie, jest chwilowym wybrykiem historii. W "Położnicach..." Strzępka i Demirski robią rachunek sumienia polskiej służbie zdrowia i komentują realia, w jakich kobiety rodzą podobno "po ludzku".

Duet nie poprzestaje jednak na historii poskładanej z własnych doświadczeń czy statystyk o korupcji lub błędach lekarskich. Drugi akt to jedno wielkie rozliczenie pokoleniowe. Dokonuje go chór noworodków, które bez pardonu pytają, po co właściwie są na tym świecie. Dołącza do nich chór zawiedzionych ojców, synów i córek, którzy nie spełnili stawianych im przez świat oczekiwań. To wreszcie duet dzieci pokolenia 2 tys. zł brutto, które się po prostu nie narodziły, bo tego pokolenia na dzieci nie stać. Całość dobitnie kumuluje się w scenie, w której syn niczym Hamlet spotyka swojego Ojca Ducha i chce mu wreszcie powiedzieć kilka szczerych, gorzkich słów Demirski nie pozwala sobie jednak na sceniczne katharsis. Nie będzie żadnego oczyszczenia, konfrontacji, wielkiego monologu. Autor wraz z reżyserką pokazują nam, jak wiele rzeczy mamy nieprzepracowanych zarówno na poziomie rodziny, jak i państwa, w którym kolejne pokolenia przychodzą na świat.

Po drugie: spektakl Strzępki i Demirskiego trzeba poczuć. Po raz pierwszy Strzępka i Demirski odstawili trochę na bok narodowe sprawy i mity i dotknęli tematu bardzo intymnego. Rozdrapali kilka ran i świadomie lub nie emocje publiczności wymknęły się na chwilę spod kontroli. Pierwszy raz widziałam, że na spektaklu Strzępki niejedna osoba ukradkiem płacze. Ckliwość? Nie, raczej rozbudzony instynkt lub empatia, o których wielu reżyserów może tylko pomarzyć.

Czy to najlepsze przedstawienie Strzępki z tych, które widziałam? Nie, jednak wyjątkowo ważne dla Chorzowa i dla prawie całego zespołu, który podjął to wyzwanie. Nie zawiodła Izabella Malik doskonała w duecie z Dariuszem Niebudkiem (Chorzów nie widział ich dotąd w tak dramatycznej sytuacji scenicznej). Nie rozczarowała jak zawsze pełna teatralnego temperamentu Elżbieta Okupska czy doprowadzona do scenicznego szaleństwa Alona Szostak. Do tego dochodzą precyzyjne epizody z Martą Kloc, Barbarą Ducką czy Jacentym Jędrusikiem. Zresztą ostatecznie to i tak sama publiczność da najlepszą odpowiedź, czy chce takiego spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji