Artykuły

Sny o potędze

Kim jest Willy Loman? Nikim. "Nigdy nie byłeś niczym więcej niż zaharowanym komiwojażerem - woła w rozpaczy jego syn - i jak każdy komiwojażer wylądowałeś na śmietniku".

Bo komiwojażer to uosobienie klęski. Facet, który przemierza tysiące kilometrów, żeby zdobyć kilkanaście dolarów. Który całymi latami spłaca raty za lodówkę. Który niczego się nie dorobił, niczego nie osiągnął. Żyje tylko złudną nadzieją sukcesu, snem o potędze. Najmniejszy trybik maszynerii wolnego rynku.

Komiwojażerów już nie ma. Nawet słowo wyszło z użycia. Brzmi staroświecko, należy do przeszłości. Sztuka Artura Millera powstała przed prawie pół wiekiem. Wystawiono ją stosując się pieczołowicie do zaleceń autora, inscenizacja dobitnie podkreśla czas i miejsce akcji: Nowy Jork, lata 40. Mały, ubogi domek przycupnął u stóp potężnych drapaczy chmur, które przysłaniają horyzont. Kostiumy i rekwizyty przywodzą na myśl epokę dawno minioną: zamykana na zatrzask lodówka o obłych kształtach, drewniane rakiety do tenisa, szpulowy magnetofon, wówczas najnowszy krzyk techniki.

I pośród tych sprzętów bohaterowie powojennej, amerykańskiej rzeczywistości. Zrezygnowany Willy Loman (Jerzy Kamas) porusza się ociężale, garbi w ramionach, to znów przelotnie się ożywia albo wybucha gniewem, w przypływie wściekłej frustracji. Linda (Halina Łabonarska) promienieje wyrozumiałością i pogodą ducha, próbuje tchnąć w męża i synów nieco wiary we własne siły. Ci ostatni tworzą parę wyraźnie skontrastowaną: Tomasz Dedek w roli Biffa wygląda jak zakompleksiony prowincjusz, o kanciastej, niezręcznej sylwetce, Haping (Tomasz Kozłowicz) manifestuje swobodę lekkoducha. Nawet epizodyczne role kreślone są starannie i precyzyjnie, każda scena wyreżyserowana w najdrobniejszych szczegółach. Spektakl przypomina rzetelne, profesjonalne przedstawienia, jakie powstawały w naszym teatrze przed laty i jakie obecnie, niestety, rzadko zdarza się oglądać. Podobnie jak sztuka Millera, wydaje się głosem z przeszłości.

Słychać w nim jednak ostrzeżenie o treści nieoczekiwanie aktualnej. Bo wprawdzie Willy Loman przeminął wraz z Ameryką lat 40., ale jego los przypaść może w udziale niejednemu z tych, którzy zasiadają na widowni Ateneum. Nie ma oczywiście komiwojażerów. Obecnie w modzie są inne zawody.

W 1949, po premierze na wskroś pesymistycznej sztuki Millera, ktoś określił ją mianem bomby zegarowej, podłożonej pod amerykański kapitalizm. "Spodziewałem się tego - twierdzi autor we wspomnieniach - marzyłem, żeby podłożyć bombę przynajmniej pod nonsensy kapitalizmu, życia na niby w złudnej wierze, że stając na lodówce sięga się chmur i zwycięża, mogąc machnąć księżycowi przed nosem spłaconą hipoteką".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji