Artykuły

Telewizyjne 7 dni

Lubię te programy poetyckie, które przygotowuje dla nas Studio 63; ostatni zagrał nam wierszem Władysława Broniewskiego. Wiersz był osobisty, pełen wyznań, ciepła, smutku, potrącający nieustannie o strunę lirycznych uniesień nad mazowiecką równiną, spięty niczym drogocenną klamrą poematem "Wisła". Andrzej Brzozowski, który przygotował "Dwa skrzydła" w ramach obchodów 5 rocznicy śmierci poety, nadał mu rytm niemal epicki poprzez dobór tematyczny i dzięki harmonijnej płynności programu. To był teatr rapsodyczny, wzbogacający nośność i słowa, fragmentami filmu córki poety o mazowszańskich brzegach Wisły, w którym łany zbóż, traw, wir rzeki, chaszcze przybrzeżne były także aktorami. W tę malowniczość arcypolską wdzierało się słowo, podane z wirtuozerią przez szóstkę wykonawców i przez samego poetę, wdzierał piękny profil Anny Milewskiej, intymność recytacji Ryszardy Hanin, siła i optymizm filozoficzny Władysława Hańczy (jego recytacja jednego z najpiękniejszych wierszy Broniewskiego o opadającym liściu - "Dąb" rodziła wielkie wzruszenie "swą doskonałością".

Obserwuję niemal od początku pracę Studia 63 i stwierdzić to mogę dziś na pewno, że pracuje ono z wielką dbałością o utrzymanie jednolitej koncepcji, że koncepcji tej podporządkowuje formę, że, nie zaniedbując poszukiwań i każdy program wzbogacając nowym, elementem formalnym, wyszło jednocześnie poza granice eksperymentu. Że ten eksperyment zawsze w końcu niepewny w efektach ostatecznych, zastąpiło pewnością, którą jest przede wszystkim umiejętność łączenia poezji z elementami teatru i filmu, służącymi tu za podbudowę siły wiersza, celności trafiania do bardzo różnego odbiorcy.

Z innych teatr altów tego tygodnia muszę wspomnieć millerowską "Śmierć komiwojażera" - sztukę tyleż znaną, co świetnie napisaną. Poniedziałkowy spektakl Janusza Warmińskiego, na pewno inny od tradycyjnych inscenizacji - mógł nawet denerwować widza, ale jeszcze raz obronił tezę o odmiennej specyfice teatru telewizji w porównaniu tegoż z teatrem scenicznym. I to dobrze, i tu upatruję jego wielką zasługę. Na ogół drażnią mnie w teatrze TV dokrętki filmowe, rozbijające harmonię sceniczną, umowność, jaką scena potrafi stworzyć. Film wychodzi poza ramy tej sceny, ucieka w świat pojęć realistycznych, dosłowności; rozszerzając pozornie środki wyrazu dramatu - jednocześnie zuboża tworzywo teatralne, łamie konwencję teatru. Czy jednak teatr telewizyjny nie jest par excelence teatrem filmowym? Czy właśnie jego specyficzny rodzaj sceny, sam w sobie nie narzuca już konwencji filmowej? Stara kłótnia na temat zbliżenia teatralnego, które jest niczym innym jak środkiem ekspresji, czysto filmowej, niechże potwierdzi tę odmienność teatru telewizyjnego bodaj w jednym przypadku.

Mieliśmy w "Śmierci komiwojażera" wiele filmu: fragmenty ulic-tuneli Manchattanu z obłędnym ruchem samochodów, nocną jazdę Willy Logana, świetne przenikanie - bez filmu, a więc dla scenicznego teatru niemożliwe. I tak jak pierwsze akcenty filmowe zubożały mi i tak czytelną jednoznaczność dusznej atmosfery sztuki, osaczenia, samotności, właśnie poprzez zwykłą, gadatliwą łopatologię i były po prostu nie z tego wymiaru; tak przenikanie, sekwencje niemal filmowe, ze spotkań z wujem Benem, zdobiące sztukę nieco surrealistycznymi wizjami - przydawały jej jednocześnie głębi, ostrości, siły wyrazu, będąc zarazem siłą owej telewizyjnej odmienności.

Władysław Krasnowiecki stworzył kreację - znowu może dyskusyjną, ale tak różną od dwóch scenicznych, które widziałam osobiście i tak przerażająco prawdziwą, graną niemal na nucie histerii samotnika, że sprawdziła się na pewno w swojej jakości dla każdego telewidza. Piękną rolę zrobiła Hanna Skarżanka; patologiczną, a zarazem ludzką postać Biffa dał Gogolewski,z najwyższą intuicją partnerując Krasnowieckiemu. Słowem - dostaliśmy spektakl ciekawy, dyskusyjny - Millera bardzo telewizyjnego. Co podkreślam, co warto zauważyć i co może być punktem wyjścia dla innych premier.

I żeby już do końca pozostać przy teatrze, wspomnę jeszcze Teatr Sensacji, który zakończył przygody kapitana Klossa właśnie w ubiegły czwartek. Byty sympatyczne, często ciekawe, często pemłne napięcia i często aktorsko bardzo słabiutkie, co nie powinno mieć miejsca przynajmniej przy takich nazwiskach, jak Mikulski - aktor kiedyś świetny i Horawianka, która wspierała swoją twardą urodą oraz interesującą osobowością również twarde heroiny dwojga autorów. Wielu telewidzów jednak wybaczy wszystkie płycizny warsztatu pisarskiego i aktorskiego, brzydkie "sypki", niedopracowania, bowiem nic lepszego dotąd nie zostało nam dane i na nic bodaj również dobrego się nie znosi. Wyczerpały się bowiem polskie seriale.

Niewyczerpany w pomysłach inscenizacyjnych jest natomiast Telewizyjny Teatr Lalki, który przygotował dzieciom niedzielne widowisko "Krzesiwo" Andersena w adaptacji Haliny Januszewskiej z niezwykłej piękności oprawą scenograficzną, pełne czarownych wizji, grane przez plejadę znakomitych aktorów, pogodne, zabawne, melodyjne i reżyserowane przez Bohdana Radkowskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji