Artykuły

Wczoraj w TV

Sztukę Artura Millera "Śmierć komiwojażera" oglądaliśmy na scenie teatru bydgoskiego. I już choćby z tego powodu, byliśmy ciekawi, jak wypadnie porównanie z telewizyjną adaptacją. Nie chodzi już o poziom gry aktorów (w telewizyjnym przedstawieniu wstępowali aktorzy o znanych w całym kraju nazwiskach, ale o specyfikę telewizyjną. Raz jeszcze przekonaliśmy się o wielkich możliwościach telewizji, o przewadze małego ekranu, zwłaszcza jeśli chodzi o pokazanie psychologicznego podłoża tekstu.

Stary komiwojażer dochodzi do tego momentu życiowego, kiedy pora zdać rachunek. Mimo wiernej, 36-letniej służby, staje się zbędny firmie. Wylewają go.... I oto człowiek sterany życiem, pracą dokonuje obrachunku. Okazuje się, że jest człowiekiem przegranym. Przegrał swoje życie i życie swoich synów. Na swym koncie notuje wielką klęskę, klęskę ludzi jego warstwy. Zawaliły się jego ideały, jego dążenia i marzenia.

Cóż jeszcze może dać światu, swoim najbliższym? Nic, poza śmiercią, własną śmiercią. Pozostawia bowiem polisę ubezpieczeniową na 20 tys. dolarów. I oto dochodzi do paradoksu. Jako człowiek martwy jest więcej wart, aniżeli jako żywy.

Wstrząsająca tragedia, obnażająca świat, w którym żył stary komiwojażer. Obnażająca bez zbędnych słów, bez deklamatorstwa, bez tanich i płaskich sloganów. Przejmująca, gdyż oglądamy ją poprzez pryzmat ludzkiego dramatu. Sztuka z wielkimi kreacjami aktorskimi. (W. Krasnowiecki i H. Skarżanka). Sprawnie reżyserowana przez J. Warmińskiego. Bezbłędna technicznie. Wielkie osiągnięcie naszej telewizji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji